Rozdział 73

99 8 6
                                    

-JILL! Wytrzymaj chwilę, już ci pomagam!-zawołałem. Teleportowałem się do niej i do anioła, chcąc go odepchnąć, rzucić się na niego z pięściami, pazurami, słowem, zrobić cokolwiek, żeby pomóc dziewczynie. Każde z naszej trójki teleportowało się w inne miejsce i traf chciał, że nasz szanowny twórca rzucił się akurat w stronę mojej dziewczyny. Przyparł ją do ściany, zagrodził jej drogę ucieczki i wyciągnął w jej stronę jedną ze swoich rąk. Jednocześnie pochylił się nad nią i coś jej szepnął, ale nie słyszałem nic a nic. Po chwili jednak pojawiła się za nim demonica. Nie miałem zielonego pojęcia, skąd ani dlaczego się wzięła, ale cieszyłem się, że nam pomaga. Anioł o dziwo zrobił unik, odepchnął ją za pomocą swojej mocy na sporą odległość, po czym odwrócił się z powrotem do Jill. Znowu się nad nią pochylił, a sekundę później dało się słyszeć jej krzyk. W tej właśnie chwili zjawiłem się obok nich i rzuciłem na anioła. Ten odwrócił twarz w moją stronę, ale nie zdążył nic zrobić, bo za nim zjawił się Candy i zamachnął się swoim młotem. Jednocześnie ja rzuciłem się na niego z pazurami. Anioł nie miał innego wyjścia i musiał zniknąć. Przeniósł się kawałek dalej, co nie było zaskakujące. Jeżeli Jill i ja potrafiliśmy się teleportować, to czemu on miałby nie umieć? Spojrzałem na moją dziewczynę. Stała, ale musiała się opierać o ścianę. Ciężko dyszała i trzymała się za swój brzuch, z którego wypływała strumieniami jej czarna krew.

~*~

Drogę przebyłam, teleportując się co kawałek, ale i tak miałam wrażenie, że trwało to długo jak nigdy. Kiedy w końcu zobaczyłam za drzewami zarys Willi, miałam ochotę krzyczeć z radości, choć to był dopiero początek. Dobiegłam do budynku, a potem wbiegłam do środka tak szybko jak to tylko było możliwe. Prawie zderzyłam się przy tym z Jeffem.

-Ej, ej, ej, uważaj, maleńka. Ja wiem, że jestem piękny, a Candy to najgorsza możliwa partia po Offendermanie, ale to nie znaczy, że możesz się tak na mnie rzucać-powiedział, z niesamowicie wkurwiającym uśmieszkiem na ryju. Tak, wiem, że ten debil uśmiecha się cały czas, ale no... A zresztą, to teraz mało istotne.

-Zamknij się debilu! Nie mam teraz tyle czasu, żeby tracić go na ciebie! Muszę pogadać ze Slendermanem!-odparłam. Następnie przepchnęłam się obok zabójcy i rzuciłam w stronę schodów.

-A to ci się może średnio udać-powiedział Jeff.

-Co? Jak to? O co ci chodzi?-spytałam, zatrzymując się.

-Był u nas Trenderman i mimochodem zdradził Operatorowi, że Offenderman znowu polazł gdzieś na jakąś imprezę wyrywać panienki. A wszyscy pamiętamy, jak to się ostatnio skończyło. Więc starszy braciszek Slenderman udał się, aby sprowadzić swojego młodszego braciszka i dać mu lanie, żeby nie latał więcej z kutasem jak poparzony i nie próbował za wszelką cenę zamoczyć. Ty powinnaś dać Candy'emu podobną lekcję-odparł Jeff.

-Bardzo zabawne, idioto. Czyli Slendera nie ma?-spytałam dla pewności.

-Słuchałaś mnie w ogóle? Przecież ci wszystko powiedziałem! Naprawdę jesteś aż tak tępa? No ja rozumiem, że można być na tyle głupią, żeby być z tym błaznem i wierzyć w jego wierność, ale żeby nie rozumieć tego, co ktoś jasno do ciebie mówi?-odparł Jeff.

-Po pierwsze, daj spokój Candy'emu. Co cię tak nagle ugryzło, zazdrosny jesteś o niego czy co? Po drugie, kiedy Slenderman wraca?-zapytałam.

-Może mam powody, żeby tak dręczyć Candy'ego? Naprawdę nie zastanowiło cię nagle, jakim cudem seryjny gwałciciel, najlepszy przyjaciel Offendera, specjalista w sprawach seksu bez zgody drugiej osoby, jest w stanie dotrzymać wierności komukolwiek, zwłaszcza tobie?-zapytał. Ten. Debil. Ledwo powstrzymałam się od doskoczenia do niego i urwania mu głowy.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz