Rozdział 11

320 30 12
                                    

-A co to takiego?!-zawołała zdziwiona Nicole, kiedy rozpakowywała jedną ze swoich walizek. Chodziło jej oczywiście o moje pudełko. No dalej, zakręć korbką!-ponagliłam ją w myślach. Po kiku godzinach lotu, jeździe chyba przez pół Anglii i dodatkowym dniu spędzonym w tej walizce, podczas gdy wszyscy wokół byli zajęci "czymś ważnym" marzyłam tylko o byciu uwolnioną. Nie miałam najmniejszej ochoty biernie przysłuchiwać się dalej życiu tej rodziny. Już i tak znałam na ich temat za dużo nieinteresujących mnie faktów. Jedyną rzeczą, która mnie interesowała i była z nimi związana to ich śmierć z moich rąk. Dziewczyna z wahaniem sięgnęła po moje pudełko i lekko przekręciła korbkę. Przez krótką chwilę dało się słyszeć wesołe dźwięki "Pop goes the weasel". Oczywiście teraz mogłam swobodnie opuścić pudełko. Tego uczucia nie można było z niczym porównać. To było tak... naprawdę trudno to opisać. Jakbym po prostu wylatywała z pudełka razem z powietrzem, przybierając przy tym swój normalnych rozmiarów kształt. Dziewczyna na początku z osłupieniem obserwowała, jak wyłaniam się z tej czarnej chmury, która wydostała się z pudełka. Zanim zdążyła krzyknąć, przebiłam jej gardło swoimi szponami. W konsekwencji nastolatka zdążyła jedynie zacisnąć dłonie na swojej szyi. W jej oczach odmalowało się czyste przerażenie, a chwilę później dziewczyna padła na podłogę, gdzie zaczęła dogorywać, wydając przy tym z siebie bliżej niezidentyfikowane odgłosy. Przestąpiłam nad nią i udałam się do salonu. Tam znalazłam ojca, bawiącego się z synem na kanapie w salonie. Zatrzymałam się na schodach, z których miałam na nich doskonały widok. Przez chwilę obserwowałam ich z psychopatycznym uśmiechem na ustach. Nagle jednak dzieciak podniósł wzrok i zobaczył mnie, prawie dwumetrową postać, całą czarno-białą, umazaną do tego krwią jego siostry. Oczywiście od razu się rozpłakał. Ojciec, widząc spojrzenie syna, odwrócił się w moją stronę w chwili, kiedy przeteleportowałam się tuż przed niego. Mężczyzna omal nie spadł z kanapy. Zaraz jednak zerwał się na równe nogi.

-Kim ty jesteś i czego od nas chcesz?!-zawołał, starając się zasłonić sobą dziecko.

-Błagam, powtarzacie się jak zacięte płyty. To już pomału robi się nudne-odparłam, po czym wbiłam swoje pazury w brzuch mężczyzny. Ten oczywiście skulił się z bólu. Kiedy wyszarpnęłam swoje pazurki, facet upadł na kolana.

-No, a teraz pobawię się chwilę z maluchem-powiedziałam, odwracając się do chłopca, który nadal zanosił się niemiłosiernie głośnym płaczem.

-Zostaw go-poczułam jak czyjeś ręce zaciskają się na mojej nodze. Ze zdziwieniem spojrzałam na mężczyznę, który wił się pode mną w konwulsjach.

-Tak? Czemu? Kto mnie powstrzyma przed zrobieniem tego?-spytałam łagodnym głosem, po czym chwyciłam dziecko za nogę i podniosłam je do góry nogami. Ono oczywiście natychmiast wydarło się w niebogłosy. Wtedy, przyznam szczerze, zaniepokoiłam się trochę, że zaraz ktoś się tutaj zjawi. Nie miałabym nic przeciwko, ale wolałabym, aby policja przybyła tutaj po tym, jak skończę swoją zabawę. Szybki ruchem podcięłam więc dzieciakowi gardło. Po chwili krew zaczęła skapywać na podłogę lub spływać po mojej ręce.

-Nie! Tom!-zawołał mężczyzna, próbując się podźwignąć. Puściłam dziecko i przyszpiliłam jego ojca do podłogi. Szybko rozchyliłam mu usta i sprawnym ruchem wyrwałam język. Dzięki temu on również nie mógł dłużej krzyczeć. Mogłabym go zabić, ale stwierdziłam, że jeszcze za wcześnie. Wróciłam do dziecka i pazurami rozorałam jego brzuch. Dzięki temu za pomocą jego krwi mogłam napisać na ścianie "LAUGHING JILL TUTAJ BYŁA" następnie odsunęłam się, aby móc popodziwiać swoje dzieło. Kątem oka cały czas usiłowałam mężczyznę, który mimo starty języka jęczał, syczał i wydawał masę innych dźwięków, rzucając się przy tym po podłodze. Był to przezabawny taniec śmierci będący połączeniem bólu, smutku, przerażenia i bezsilności. Zaczęłam się śmiać w niebogłosy do momentu, kiedy facet ostatecznie przestał się ruszać. Wtedy wróciłam po swoje pudełko. Chciałam już opuścić to miejsce, ale zawahałam się. Nie było tutaj matki dzieci. Choć było to ryzykowne i niedorzeczne, postanowiłam na nią zaczekać. Położyłam pudełko w kącie pokoju, a ja po prostu usiadłam obok, czekając na swoją ofiarę. Użyłam jednej ze swoich umiejętności i stałam się niewidzialna, dzięki czemu teraz bez strachu mogłam obserwować to, co się będzie działo. No i oczywiście mogłam do woli śmiać się ze swojego dzieła.

~Time skip~

-Dziś policji udało się złapać bardzo groźnego przestępcę. Z naszych wczesnych ustaleń wynika, że od razu trafił on do pilnie strzeżonego psychiatrycznego zakładu zamkniętego. Jak wiadomo to dość niecodzienne, aby aresztowany trafił w takie miejsce zamiast do więzienia, zatem możemy się spodziewać, że jest to jeden z niesławnych morderców...-spiker w telewizji zdawał się być naprawdę przejęty swoim wystąpieniem.

-Pomożemy Jeff'owi?-zapytała Clockwork, która siedziała na kanapie przed telewizorem razem z proxy.

-Sam się dał złapać, to niech teraz sam ucieka-odparł Toby, który siedział najbliżej dziewczyny i opierał się o nią ramieniem. Zaraz potem sięgnął po pilota i przełączył na jakiś film, gdzie ubrani w czarne garnitury mężczyźni m.in. skakali po budynkach i strzelali do siebie nawzajem. Bez słowa minąłem tę zgraję i skierowałem się do pokoju Bena. Miał mi dzisiaj pokazać kilka fajnych gier, które, jego zdaniem, przypadną mi do gustu. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi, powtórzyłem tę czynność i tak kilka razy. W końcu miałem już ochotę odejść, ale wcześniej nacisnąłem lekko klamkę. Okazało się, że drzwi są otwarte, więc uchyliłem je. Zobaczyłem Bena siedzącego pod "swoją ścianą" na której znajdował się gigantyczny ekran do gier. Ben zaś miał na kolanach laptop, a obok tablet, na którym także miał włączoną jakąś gierkę. Wszedłem więc do pokoju, chrząkając głośno. Ben podniósł na mnie zdziwiony wzrok.

-Wybacz, zasiedziałem się na chacie. Zaciekawiła mnie moja nowa ofiara-powiedział, uśmiechając się z zakłopotaniem.

-Jasne, rozumiem-odparłem. Ben odłożył laptopa i sięgnął po dwie konsole.

-To zaczynamy?-zapytał, rozsiadając się wygodnie przed ekranem.

-A co z twoją ofiarą?-spytałem. Chłopak lekceważąco machnął ręką.

-Czasem lepiej je olać i dzięki temu pozwolić myśleć, że naprawdę pisali jedynie z głupim botem. Wtedy łatwiej jest ich oszukać no i daje to więcej zabawy-powiedział Ben, po czym uśmiechnął się.

~~~~****~~~~

Ten rozdział pod koniec trochę mi nie wyszedł, ale nie miałam już czasu go dopracowywać. Ponadto powzięłam teraz postanowienie, że będę wrzucać rozdział co sobotę, ewentualnie w piątek lub w niedzielę. No i postanowiłam znowu zacząć dodawać zdjęcia do rozdziałów, co by nie było tak nudno:D

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz