Rozdział 46

260 22 0
                                    

-To okropne! Nie chcę nawet myśleć, co nas czeka, jak ich wszystkich nie pozabijamy!-zawołała Cane. Większość creepypast po jakże pocieszającej przemowie Slendermana się już rozeszła. W salonie pozostało niewiele z nich.

-Zgadzam się-powiedział Jack, po czym ruszył w stronę kanapy, trzymając mnie za rękę. Do tej pory siedzieli na niej tylko Jason i Cane. Pop stał z tyłu, za swoją dziewczyną. Jack usiadł z boku, przez co między nim, a Cane, było jeszcze jedno wolne miejsce. Zajęłam je. Poczułam przez chwilę, że klown mocniej ściska moją rękę. Spojrzałam na niego, a on posłał mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam. Wcześniej Jack chciał jak najszybciej się stąd zmyć, ale namówiłam go, żebyśmy jeszcze trochę zostali z resztą. Byłam ciekawa, co oni o tym wszystkim myślą. Klown, choć niechętnie, zgodził się na to.

-Ja tym bardziej nie mogę się doczekać zabicia ich, bo jeszcze nigdy z nimi nie walczyłam, nie licząc tej wczorajszej misji. Do teraz nawet nie wiedziałam, skąd wziął się ten skrót AJP-odparłam, odwracając się do Cane.

-A skoro już mówimy o fajnych i ciekawych rzeczach, to czy mi się wydaje, czy między wami coś się zmieniło?-zapytał nagle Candy. Cane i Jason spojrzeli na nas z zainteresowaniem, trochę tak, jakby dopiero teraz dostrzegli naszą obecność.

-Od dziś Jill oficjalnie jest moją dziewczyną, więc zamierzam zabić każdego, kto będzie się do niej przystawiał lub jej groził. Słyszałeś, Jason?-odparł Jack, podczas gdy moje serce wywinęło chyba ze szczęście kilka fikołków w klatce piersiowej. Naprawdę nie myślałam, że tak zareaguje na zwykły fakt, że Jack po raz pierwsze nazwał mnie publicznie swoją dziewczyną.

-Nie martw się, nie zamierzam ci jej zabierać, chociaż zastanawiam się, co ty w nim widzisz, Jill-powiedział lalkarz.

-Właściwie to też się nad tym zastanawiam-odparłam, po czym uśmiechnęłam się złośliwie do Jack'a.

-Jesteś po prostu pod ogromnym wrażeniem mojej urody, pięknego i idealnego charakteru oraz niezwykłych zdolności i talentów w wielu dziedzinach-odparł Jack. Spojrzałam na niego, udając zaskoczenie, a po chwili niemal wszyscy zaczęli się śmiać. Klown uśmiechnął się, podczas gdy ja odwróciłam się do Cane. Ona się nie śmiała, a jej wzrok mówił "kiedy cię dopadnę, będę chciała, abyś opowiedziała mi wszystko ze szczegółami" i miałam wrażenie, że to prawie groźba i że powinnam zacząć się bać. Najpierw jednak spędziłam jeszcze trochę czasu z przyjaciółmi, po czym zjawił się Smiley i zasugerował zmianę opatrunku. Poszłam z nim do jednego z pokoi, w którym zazwyczaj leczył kogoś. Towarzyszył mi oczywiście Jack. Jak okazało się w trakcie zmiany opatrunku, nie był mi on już potrzebny, bo po moich ranach nie było śladu. Smiley zostawił nas samych, a Jack popatrzył się na mnie, jakby chciał o coś zapytać.

-No więc? O co chodzi?-ponagliłam go.

-O pudełko-odparł klown. Spojrzałam na niego zdziwiona.

-Możesz mówić jaśniej?

-Kiedy Slenderman z tobą, ledwo żyjącą, wrócił, a Smiley starał się ogarnąć jakąś pomoc, chcieliśmy...znaczy każdy z nas uważał, że dobrze byłoby mieć przy sobie twoje pudełko. Ale nie miałem pojęcia, gdzie ono jest, a spytać ciebie za bardzo nie mogliśmy. Zapomniałem o tym aż do teraz. Więc gdzie ono jest?-spytał Jack. Nie udzieliłam mu odpowiedzi od razu, bo najpierw musiałam wziąć głęboki wdech, przełknąć ślinę i przygotować się mentalnie na ochrzan, którego się spodziewałam.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz