Rozdział 9

307 28 5
                                    


Podeszłam do okna i przez nie wyjrzałam. Odszukałam wzrokiem miejsce ukryte przed wścibskimi spojrzeniami. To nie było trudne, bo na szczęście obecnie na zewnątrz nie widziałam zbyt wielu ludzi. Po przeciwnej stronie ulicy, na lewo od domu, w którym byłam, znajdowały się dwa bloki. Między nimi widziałam zaułek. Z doświadczenia wiedziałam, że nie był on zbyt często odwiedzany. Maksymalnie dwa razy w tygodniu przez śmieciarza. Teleportowałam się tam z łatwością. To na szczęście mogłam zrobić razem z pudełkiem. Znalazłam kolejne dobre miejsce, tym razem za rogiem jakiegoś hotelu. Rosło tam mnóstwo gęstych i wysokich drzew oraz innych roślin. Był to taki zdziczały park, więc miałam przynajmniej pewność, że nikt mnie nie zauważy. Wtem usłyszałam, że nadjeżdża jakiś samochód. Na wszelki wypadek kucnęłam. Nie myliłam się, na opustoszałej drodze pojawiła się jedna z tych maszyn. Zatrzymała się ona przed wejściem do hotelu. Napis "TAXI" namalowany na jej drzwiach wraz z numerem firmy widoczny był z daleka. Po chwili drzwi hotelu otworzyły się i wyszła z nich gruba, elegancko ubrana kobieta. Za nią zaś podążało dwóch pracowników, którzy nieśli jej torby.

-Szybciej chłopcy, szybciej. Samolot mi przez was ucieknie-powiedziała kobieta, odwracając się na chwilę do tych ludzi. Zaraz potem wsiadła do samochodu. Poczułam, że to może być moja szansa. Mężczyźni położyli kilka mniejszych i większych toreb na ziemi i zaczęli je pakować do sporej wielkości bagażnika. Korzystając z tego, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, stałam się niewidzialna. Następnie przeniosłam się obok samochodu i postawiłam moje pudełko na stosie rzeczy do spakowania, zanim lewitujący, kolorowy sześcian zdążył zwrócić czyjąkolwiek uwagę.

-Hę? A to co takiego? Lucas, tego tu wcześniej nie było!-zawołał jeden z mężczyzn, kiedy odwrócił się, aby spakować kolejną rzecz.

-Szybciej tam! Nie mam dla was całego dnia!-zawołała z wnętrza samochodu kobieta.

-Nie obchodzi mnie to. Pakujemy wszystko i spadamy jak najdalej od tej wariatki-odpowiedział Lucas, po czym sięgnął po moje pudełko i położył je na sam wierzch. Następnie mężczyźni oddalili się, a ja w międzyczasie wgramoliłam się do samochodu. Musiałam dość mocno się skulić, bo żaden człowiek chyba nie przewidział, że kiedyś jedną z takich maszyn podróżować będzie prawie dwumetrowa dziewczyna o wyglądzie clowna. Kobieta i kierowca oczywiście coś poczuli, ale co mieli zrobić, skoro mnie nie widzieli? Klientka wyraziła jedynie swoją bardzo niemiłą opinię na temat stanu samochodu i ruszyliśmy na lotnisko.

~Time skip~

Slendermana nadal nie było, a skoro nie wyznaczył swojego zastępcy, to zrobił się nim Puppeteer, któremu wszyscy zawdzięczali zażegnanie kryzysowej sytuacji. Obecnie Eyeless Jack poszedł na kolejne polowanie, obrażony Jeff siedział z nami przy stole, obrażona Jane zamknęła się w swoim pokoju i ani myślała wyjść, a obrażoną Ninę zamknięto w jej pokoju z myślą, aby nie wypuszczać jej, póki się nie uspokoi. Oprócz tego kolacja całkiem się udała, bo wszyscy pozostali rozmawiali, śmiali się i jedli, zupełnie nie zwracając uwagi na Jeff'a, który chyba miał każdemu za złe to, że ma czelność dobrze się bawić, kiedy on jest zły. Na początku żartowałem trochę ze wszystkimi, a potem zostałem przez Sally zmuszony do wyprodukowania dla niej mnóstwa przeróżnych balonów, od różowych koników przez żółte pieski do niebieskich kotków, bo, jak stwierdziła "ja robię takie super baloniki". Ja zaś, jak chyba każdy z nas, nigdy nie potrafiłem niczego Sally odmówić, więc teraz siedziałem razem z nią w jej różowym pokoju i, ku jej uciesze, zapełniałem go balonikami. Po jakimś czasie było ich tyle, że całkowicie zakrył sufit, a zwisające, różowe sznurki tworzyły coś na kształt lian w dżungli.

-Super! Ale świetnie! Mam nawet pomysł, co takiego teraz zrobię!-zawołała uradowana Sally.

-Co takiego zaraz zrobisz?-spytałem, gdyż wiedziałem, że tego właśnie oczekiwała.

-Przywiążę jeden z balonów do koszyka i wyślę pannę Sweet na lot balonem! Ona od zawsze o tym marzy!-zawołała Sally, po czym zdjęła z jednej z półek jakąś lalkę.

-Pomożesz mi?-zapytała z nadzieją w głosie dziewczynka.

-Wiesz, Sally, prawdę mówiąc, to chciałem już iść...-zacząłem. Niemal natychmiast jej wyraz twarzy zmienił się ze szczęśliwego na niezwykle smutny.

-...ale myślę, że mogę jeszcze trochę zostać-dodałem po namyśle.

-Super!-zawołała ucieszona Sally. Pomogłem jej więc w spełnianiu marzenia jej lalki, a dopiero potem pożegnałem się z tymi, z którymi miałem ochotę się pożegnać i wyszedłem.

~Time skip~

Droga wcale nie zajęła tak dużo czasu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, przed lotniskiem czekali już ludzie, którzy wypakowali bagaże mojej towarzyszki podróży. Widocznie kobieta miała specjalne przywileje. Korzystając z zamieszania zsunęłam swoje pudełko ze stosu wypakowanych rzeczy na ziemię, po czym teleportowałam się do wnętrza lotniska, pod jedną ze ścian, aby być jak najmniej widoczną. Tutaj na szczęście wszyscy ludzie się gdzieś śpieszyli albo zajęci byli sprawdzaniem lotów/kupowaniem biletów, więc nikt nie zwracał uwagi na moje pudełko. Ja zaś musiałam się przede wszystkim skupić na ogarnięciu, gdzie mam się teraz udać. Na wielkim telewizorze tuż pod sufitem wyświetlonych było co najmniej kilkanaście lotów, a ja nie za bardzo wiedziałam, jak się w tym połapać. Nagle z głośników dało się słyszeć głos: "OSTATNI PASAŻEROWIE LOTU 658 Z MIASTA CROIX WE FRANCJI DO MIASTA MORLEY W ANGLII PROSZENI SĄ O ZGŁOSZENIE SIĘ DO ODPRAWY! POWTARZAM!"-po chwili komunikat oczywiście się powtórzył. Kiedy usłyszałam słowo "Anglia", poczułam, że puls mi przyspieszył. Musiałam się tam jakoś dostać! W tej samej chwili na lotnisko wbiegła jakaś rodzina. Matka i ojciec biegli przodem. Mężczyzna miał jedną dużą walizkę, a kobieta torbę i na oko czteroletnie dziecko, które niemal ciągnęła za sobą po podłodze. Za nimi, trochę w tyle, biegła jeszcze zdyszana nastolatka z własną walizką.

-Szybciej! Bo spóźnimy się na ten samolot do Morley, a wtedy szlag wszystko trafi!-zawołał mężczyzna. W tej samej chwili rozpędzona walizka nastolatki musiała wjechać na jakieś podwyższenie albo po prostu zahaczyć o powietrze. Obojętnie jednak, co jej się przytrafiło. Ważne było to, że otworzyła się, a z niej wysypało się trochę ubrań. Dziewczyna jęknęła i zaczęła wszystko zbierać.

-Poczekajcie!-zawołała, odwracając się w stronę rodziny. Inni ludzie na chwilę jedynie zaszczycili dziewczynkę spojrzeniem, po czym większość wróciła do swoich spraw. To moja szansa!-pomyślałam, po czym teleportowałam się w pobliże nastolatki i szybko schowałam pudełko do jej walizki, przykrywając stertą ubrań. Na szczęście nikt nie zauważył chwilowo mojego chwilowo lewitującego w powietrzu domku i kilku ubrań. Ojciec dziewczynki zawrócił i z wściekłą miną zaczął jej pomagać wszystko zbierać, wyzywając ją przy tym od nieudacznic. Ja zaś po prostu wróciłam do pudełka, pewna, że teraz już będzie tylko z górki.


Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz