Rozdział 23

326 27 15
                                    


-Nieźle, ale teraz się odsuń i podziwiaj mistrza-powiedział klown i wziął ode mnie strzelbę. Sprawiał wrażenie, jakby od niechcenia trafił dwa razy w środek tarczy, a raz obok. Starałam się nie dać po sobie poznać, jak mi tym zaimponował, ale jednocześnie i zdenerwował. W końcu to ja muszę wygrać! Następną konkurencją było rzucanie lotkami. Tym razem na szczęście to mi poszło lepiej. Jack jednak nawet tego nie skomentował i pokazał mi kolejną grę, która polegała po prostu na rzucaniu piłką do kosza. I tym razem to ja wygrałam. Mieliśmy trzy szansę. Ja trafiłam za każdym razem, ale Jack raz spudłował. Choć nie odezwał się do mnie słowem, to czułam, że jest niesamowicie zdenerwowany. Mimo to uśmiechnął się do mnie i powiedział, że teraz spróbujemy czegoś całkiem nowego. Czułam, że to jakiś podstęp i oczywiście miałam rację. Klown zaprowadził mnie do salonu gier. Pewnie myślał, że tutaj pójdzie mi gorzej. Zresztą, ja sama byłam tego pewna, ale ku naszemu zdziwieniu, wcale nie byłam taka zła. Wygrałam w jednej strzelance i w wyścigach, ale Jack pokonał mnie w trzech innych grach, które wymagały większego refleksu. Tak oto doczekaliśmy się remisu.

-Co teraz? Gramy dalej? A może porzucamy sobie do puszek i to będzie nasza konkurencja finałowa?-zapytałam. Przyznaję, że byłam nieco złośliwa, ale po prostu cieszyłam się wygraną i chciałam pokazać Jack'owi, że wcale nie jestem od niego gorsza. Jako ostatnią konkurencję Jack zaproponował jednak...żonglowanie. Tym zaskoczył mnie niesamowicie. Miałam mały problem, bo co prawda kiedyś, kiedy przyjaźniłam się z Mary, miałam tego typu sztuczki w małym palcu, ale teraz obawiałam się, czy nadal to umiałam... W końcu minęło już trochę czasu, a ja od dawna nie ćwiczyłam tego. A tak właściwie to ciekawe, czy skoro jestem magiczna i kiedyś umiałam doskonale żonglować i robić wiele innych rzeczy, to będę miała te umiejętności już na zawsze? Może dzięki temu poszło mi tak dobrze? Oby, bo w końcu, jakby nie patrzeć, ja też jestem klownem...klownicą? I wypadałoby mi znać się na takich sztuczkach-martwiłam się, idąc za Jackiem do kolejnego namiotu. Cóż jednak miałam zrobić? Wycofanie się z gry nie wchodziło byłoby dla mnie jak przegrana, a nie chciałam przegrać, więc nie pozostało nic innego, jak zaryzykować. Po chwili znaleźliśmy się w namiocie z różnymi ozdobami, strojami i innymi rzeczami używanymi w czasie wszelkich przedstawień. Domyśliłam się więc, że było to miejsce, gdzie ludzie przygotowywali się na występy. Ustaliliśmy, że żonglujemy czterema piłkami i przegrywa ten, komu pierwszemu jedna z nich spadnie. Szło mi, o dziwo, całkiem dobrze. A właściwie to rewelacyjnie, biorąc pod uwagę fakt, że po około dziesięciu minutach, kiedy nic się nie działo, zdecydowałam się zacząć podskakiwać na jednej nodze, żeby pokazać Jackowi, że tak łatwo ze mną nie wygra. Oczywiście klown zdenerwował się, a w konsekwencji trochę pogubił i dwie z jego piłek upadły.

-Wygrałam!-zaśmiałam się, nadal żonglując.

-Gratulacje-powiedział z obojętną miną Jack, po czym zaklaskał dwa razy bez entuzjazmu.

-Ktoś tu chyba stracił humor-powiedziałam, po czym złapałam wszystkie piłki.

-Nie, dlaczego? Po prostu okazałaś się lepsza-odparł Jack, nadal obojętnym tonem.

-Naprawdę? Tylko tyle masz do powiedzenia?-zdziwiłam się.

-Jeśli chcesz, to możesz chwilę zaczekać, skoczę po jakieś głośniki i puszczę ci z nich fanfary na cześć zwycięzcy-powiedział klown.

-Nie o to mi chodziło. Myślałam po prostu, że będziesz się wściekać albo coś-wyjaśniłam.

-Nie mam o co-odparł.

-Więc idziemy dalej zwiedzać?-spytałam z nadzieją.

-Nie mam teraz czasu-powiedział Jack. Nim zdążyłam coś dodać, wyszedł z namiotu, a kiedy poszłam za nim, jego już nie było. Świetnie, czyli jak przystało na dojrzałego mężczyznę, zapewne się obraził-pomyślałam wkurzona. Postanowiłam więc sama obejść cały ten lunapark i zobaczyć, jakie jeszcze atrakcje ma do zaoferowania. Skierowałam się w stronę górującego nad wszystkim koła diabelskiego, bo skoro mój przewodnik mnie olał, to stwierdziłam, że teraz sama ustalam kierunek wycieczki. Kiedy do niego dotarłam, z ciekawością zaczęłam mu się przyglądać. Było naprawdę wielkie, ale jednocześnie dawno nieużywane (jak wszystko inne) i dość zniszczone. Brakowało kilku wagoników, a ogólny wygląd raczej nie zachęcał do przejażdżki. Mimo to zdecydowałam się jeszcze trochę rozejrzeć.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz