Rozdział 67

119 12 7
                                    

-Nada się?-zapytałam, wskazując dziewczynę, która siedziała razem z jakimś chłopakiem na pomoście.

-Będzie idealna-powiedział Jason.

-Co właściwie trzeba zrobić?-zapytała Cane.

-Ja zajmę się dziewczyną. A wy po prostu zabijcie chłopaka, on nam się nie przyda-odparł lalkarz. Wszystkie trzy popatrzyłyśmy na siebie. Akurat do zabijania nie trzeba było nas dwa razy namawiać. Cane i ja teleportowałyśmy się za zakochaną parę. Nasze cienie zasłoniły im słońce, więc chłopak odwrócił się i spojrzał na nas ze zdziwieniem, które szybko przerodziło się w przerażenie.

-No cześć-powiedziałam z uśmiechem. Cane z kolei pomachała do niego. Chłopak najpewniej chciał zacząć krzyczeć, ale wtedy chwyciłam go za szyję i podniosłam. Dziewczyna, widząc to wszystko, zaczęła krzyczeć, po czym wstała, zachwiała się i spadła z pomostu. Dało się słyszeć plusk wody.

-Żałosne-powiedziała Cane. W tym czasie Jane zdążył już do nas dobiec. Rzuciłam chłopakiem o pomost, który lekko się zachwiał. Jane doskoczyła do chłopaka i wbiła mu dwa razy nóż, raz w nogę i raz w ramię. W tle zaś cały czas słychać było odgłosy uderzeń o wodę. Cane pochyliła się nad chłopakiem i zasłoniła mi go w taki sposób, że dopiero kiedy się wyprostowała, spostrzegłam, że przebiła mu oczy i odcięła palce u jednej dłoni. Potem Jane wbiła mu nóż w brzuch, a Cane poszerzyła powstałą ranę. Chłopak zaczął już bardziej przypominać fontannę z krwią zamiast wody niż normalnego człowieka. Następnie Cane powycinała na jego skórze jakieś wzory.

-A ty nie chcesz się zabawić?-spytała nagle, podnosząc na mnie wzrok.

-Ja chcę się nim zająć na sam koniec-odparłam.

-W sumie to ja już skończyłam. A ty, Jane?-zapytała Cane, spoglądając na drugą dziewczynę.

-Działaj, Jill-odparła, po czym przestała się pochylać nad chłopakiem i odeszła kawałek, robiąc mi miejsce. W tej samej chwili w moich rękach pojawiła się moja ukochana piła.

-Twoja śmierć będzie zabawna. Dla nas!-zawołałam, po czym odpaliłam ją i cięłam chłopaka w brzuch, niemal idealnie wzdłuż rany, którą zrobiła Cane. Obie dziewczyny odeszły jeszcze kawałek, bo nie chciały aż tak pobrudzić się krwią. Po chwili ciało chłopaka udało mi się przedzielić na dwie części. Cane i ja zaczęłyśmy się śmiać, a Jane patrzyła na nas jednocześnie z rozbawieniem, ale i zdziwieniem.

-Jestem seryjną morderczynią, ale wy to dopiero jesteście chore-powiedziała, po czym uśmiechnęła się. Cane i ja spojrzałyśmy po sobie rozbawione i jeszcze bardziej zaczęłyśmy się śmiać.

~*~

-Właściwie to...dość dziwne, że Jason chce nam pokazać, jak tworzy lalki-powiedziała Cane, odwracając się od metalowego stołu, na którym leżała dziewczyna. Jej ręce i nogi były przywiązane do prętów przy wierzchołkach blatu, a w usta miała włożony zakrwawiony knebel. Może nie tłumił on skutecznie wszystkich wydawanych przez nią dźwięków, ale przynajmniej nie musieliśmy znosić jej darcia się w niebogłosy. Bo kiedy ją złapaliśmy, wrzeszczała tak, że siłą musiałam jej wepchnąć do gardła kilka cukierków "z niespodzianką". Wtedy nawet pożałowałam, że sama nie wpadłam na ten pomysł, tylko zainspirował mnie Jack. Teraz jednak dziewczyna odzyskała przytomność i wyrywała się na tyle, na ile była w stanie, bo wciąż do końca chyba nie odzyskała kontroli nad swoim ciałem.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz