Elena's POV
Withmoore University, jest oddalony od mojego rodzinnego miasta, zaledwie o godzinę drogi autostradą, ale to i tak dla mnie podróż życia. Nigdy nie wyjeżdżaliśmy dalej niż nad jezioro nad którym rodzice, a teraz my z Jereemym, mamy dom letniskowy.
Tak więc zanim się oglądamy, już jesteśmy w Withmoore.
Brama kampusu jest otwarta na oścież, a droga pod akademik zajmuje nam dobrych kilka minut. Mijamy po drodze dom bractwa, do którego należy Jerr. Zupełnie nie wiem jakim cudem dał się przekonać wujowi Johnowi, aby przynależeć do bractwa. Wuj John jest absolwentem tej samej uczelni i również należy do tej "szczytnej organizacji", ale to dłuższa historia, której nawet dobrze nie znam.
Mijamy boiska sportowe i budynki poszczególnych wydziałów, docierając ostatecznie do akademików. Nie wyglądają tak okazale jak dom bractwa, ale są całkiem znośne. Bardziej przeraża mnie to, że kampus jest taki ogromny i zastanawiam się jak mam się po nim poruszać żeby się nie zgubić. Moja czujność już jest wzmożona i nie podoba mi się to. Staram się trzymać te nieprzyjemne emocje na wodzy i skupić na pozytywnych sprawach.
Zatrzymujemy się pod wejściem do akademika, a Alaric i Jenna pomagają mi przenieść wszystkie moje rzeczy, które ze sobą zabrałam. Wokół krąży mnóstwo zabieganych, młodych ludzi, a moje serce zaczyna podskakiwać z radości rytmicznie, kiedy przyglądam się temu wszystkiemu. Tak, tak trzymaj - myślę sobie i zabieram się za wyciąganie rzeczy z bagażnika.
- Dasz radę? - pyta Alaric, gdy biorę do ręki kolejną torbę.
Mam już torbę z jedzeniem i z owocami w jednej ręce, a w drugiej trzymam uchwyt walizki na kółkach. Chcę wziąć jeszcze torbę sportową, do której zapakowałam książki i przewiesić sobie przez ramię.
Jest ciężka, ale nie chcę chodzić dwa razy. Zwłaszcza, że właśnie spostrzegłam jak dwie dziewczyny, które przechodziły obok, patrzyły na Alarica spode łba. Nie chcę żeby ktokolwiek wiedział, że moim opiekunem jest wykładowca.
Wchodzę do akademika, obwieszona tym wszystkim, a za mną idzie Alaric i niesie pudło z moimi bibelotami. Jenna ciągnie za sobą drugą walizkę na kółkach i stęka bo jest ciężka, a przed nami schody.
Chcę się z nimi jak najszybciej pożegnać i wybrać z Caroline i Bonnie na wycieczkę po kampusie, którą mi obiecują od roku.
Owszem byłam tu w odwiedzinach, ale to nie to samo, kiedy wiem, że teraz będę tego wszystkiego częścią.
To takie niesamowite.
Nigdy nie mieszkałam poza domem dłużej niż dwa tygodnie na wakacjach, a teraz spędzę tu całe trzy lata, a kto wie czy nie dłużej. Planuję i postaram się ze wszystkich swoich sił i możliwości, aby zostać asystentką profesora. Chciałabym móc zostać na uczelni. Alaric wspominał, że istnieje taka możliwość, a skoro tak, nie omieszkam z niej nie skorzystać.
Krążymy chwilę nieco zasapani po korytarzu na drugim piętrze budynku "C", a po kilkunastu minutach udaje nam się znaleźć pokój z numerem 214.
- To tu - informuję Alarica i Jennę gdy kładę na drewnianej podłodze jedną z moich toreb - ciekawe czy Caroline jest w pokoju? - pytam jakby sama siebie.
Pukam, a z wnętrza pokoju dochodzi nas pisk Caroline i chwilę potem otwiera nam drzwi roześmiana.
- Elena!!! Nareszcie!!! - krzyczy i ściska mnie na przywitanie.
Wewnątrz pokoju zastajemy Bonnie i Jerremyego.
Są razem od dwóch lat i są niesamowitą parą. Moją ulubioną. Jenna i Alaric to inny kaliber.
CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...