#4

558 24 20
                                    

Elena

- Kim jest Rebekah? - pytam, choć moje przypuszczenia są zapewne trafione.

Stefan zaczyna się śmiać, wymownie trzymając się za brzuch, a Caroline uśmiecha się widząc, że go rozbawiła. Tak, między nimi ewidentnie coś się dzieje. 

- To ich siostra - odpowiada mi Bonnie, potwierdzając moją teorię o siostrze. 

Przewraca przy tym teatralnie oczami i krzywi się szyderczo, co karze mi sądzić, że charakter Rebeki, jest zbliżony do tego, który mają jej bracia. 

Pięknie, nie dość że jest ich aż trzech to mają jeszcze siostrę do kompletu - myślę sobie, a jakiś cichy głosik mówi mi, że nie polubiłabym jej tak samo, jak jej braci. 

Caroline i Stefan przestają się śmiać, bo właśnie rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Automatycznie wszyscy na siebie spoglądają, a ja podnoszę brwi.

- Tu jest tak zawsze? - pytam zdziwiona.

- Nie, w tym rzecz, że nie - odpowiada Caroline nieco wkurzona i podchodzi do drzwi zdenerwowana.

Otwiera je zamaszyście, jakby miała za nimi zastać swojego największego wroga i nie wiem kogo się za nimi spodziewała, ale mierzy wzrokiem bazyliszka dziewczynę stojącą w progu. Ta z kolei uśmiecha się szeroko ukazując swój aparat ortodontyczny, którym zbija Caroline z tropu i zatrzymuje się w swoich zapędach, oszołomiona. Nie wiem czy się znają, ale chyba raczej nie. Widać, że dziewczyna jest nowa, bo ma ze sobą walizkę.

Azjatka, ubrana w plisowaną, granatową spódniczkę i białą koszulkę polo, wygląda jakby przyjechała na obóz letni dla piętnastolatek. Ma dwa długie kucyki jak Czarodziejka z Księżyca*, tylko, że czarne, no i brakuje czerwonych wysokich butów. Reszta wypisz wymaluj Sailor Moon. Ma też duże okrągłe okulary, których Czarodziejka nie miała, a które zjeżdżają jej z nosa i co chwila poprawia je palcem, schylając się do niego, żeby nic jej nie wypadło z rąk. W jednej trzyma jakąś kartkę, i pod pachą jasiek. W drugiej trzyma uchwyt walizki i dwie książki pod pachą. Wygląda zupełnie jak ja, godzinę temu. Tylko ja nie mam aparatu na zębach i dwóch kucyków jak piętnastolatka.

- 214? - pyta o numer pokoju, jakby nie spostrzegła go na drzwiach, i patrzy na Caroline wzrokiem ucieszonego Retrivera.

Mimo wszystko, jej widok i zachowanie jest o niebo lepsze od Braci Pierwotnych. Nie wiem dlaczego tak ich nazwałam, ale ich zachowanie naprawdę przypominało jaskiniowców. Poza tym to jedna z moich wad. Lubię w myślach przezywać ludzi. Ledwo się tu znalazłam, a już przezwałam sześcioro z nich niegrzecznymi ksywkami. Bracia Pierwotni, Damon Oprawca, Stefan Herohair, a teraz Czarodziejka z Księżyca, która może nie brzmi obraźliwie, ale taki ma być wydźwięk. Bajka o Księżniczce była stara i głupia, ale w sumie to i tak wszyscy ją oglądali.

- Tak - odpowiada zgodnie z prawdą, Caroline - ale tu już jest wszystko zajęte.

- Nie możliwe - kwestionuje słowa Caroline.

Marszczy brwi i wyciąga rękę z kartką w jej stronę. Jasiek, który trzymała pod pachą upada na podłogę.

- Mam wyraźnie napisane, że mój pokój to 214 - dodaje prostując plecy i wciąż się uśmiecha tym odzianym w druty, przesadnym uśmiechem.

Caroline wyrywa jej kartkę z ręki i marszczy niepokojąco brwi, a ona poprawia znów zsuwające się okulary i podnosi jasiek z podłogi. Znów okulary się zsuwają i znów je poprawia, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

- Jak to? - jęczy Caroline i odwraca się do mnie - pokaż swój wniosek - nakazuje mi, a ja sięgam do walizki i wyciągam z niego swój świstek z przydziałem pokoju.

Sire bondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz