#32

382 24 34
                                    

Damon's POV

W jeden moment robi się czujna, bo zapewne adrenalina ją otrzeźwia. Domyśla się, a ja widzę, że nie czuje się tak źle, jak powinna i że to chyba nie jest to co podejrzewałem. Jej dłonie zaczynają drżeć.

Żałuję, że zapytałem, bo znów widzę w jej oczach strach i wiem, że jestem jego powodem.

Cholernie źle się z tym czuję, bo to nie moja wina. Nie mam nic wspólnego z jej drinkiem.

- Niczego nie było w twoim drinku, tylko pytam jak się czujesz - wzruszam ramionami, chcąc ukryć prawdę.

- Mów prawdę, co było w drinku? - dopytuje, a panika zaczyna w niej buzować i widzę jak rozgląda się nerwowo - dlaczego jesteśmy w twoim pokoju?

- Nic w nim nie było - mówię do niej spokojnie - nic o czym bym wiedział - dodaję na swoje usprawiedliwienie.

- Wypiłam oba, do jednego na pewno coś dosypałeś - wstaje z łóżka i chwieje się na nogach, ale widzę, że chce uciekać.

- Do żadnego nic nie dosypałem, pojebało cię? - wbijam w nią rozgniewany wzrok.

Wiem, że jeśli teraz stąd ucieknie będę miał przejebane. Rano wyląduję na przesłuchaniu u rektora, na bank, a policja zjawi się żeby mnie skuć i przetransportować do paki.

Kurwa, po chuj zadawałem się z Gilbertami.

Jutro obiję jej braciszkowi ryj jeszcze raz, żeby ONA się ode mnie odjebała raz na zawsze.

- Chcę stąd wyjść - mówi drżącym, błagalnym głosem, a jej oddech przyspiesza i patrzy prosto na drzwi, a potem znów na mnie.

Przestępuje nerwowo z nogi na nogę. 

Wstaję z łóżka i chcę do niej podejść, ale mnie zatrzymuje, wyciągając przed siebie obie ręce i wciąż przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Plączą się jej kiedy próbuje zrobić krok. Wciąż jest bardziej pijana niż trzeźwa.

- Nic z tego - grożę jej i zagradzam jej drogę w stronę drzwi, bo w razie gdyby zerwała się biegiem będę w stanie ją powstrzymać.

Widzi, że jest bez szans, a jej strach w oczach budzi we mnie odrazę do samego siebie.

Może jestem pojebany. Nie raz przeleciałem pijaną laskę, ale nigdy nie patrzyła na mnie w ten sposób. Zawsze każda z nich tego chciała i nigdy nie musiałem ich więzić w moim pokoju.

Kurwa, że też to wszystko musi się odbywać akurat w moim pokoju. W moim, kurwa, jebanym pokoju. Po chuj ją tu przyprowadziłem.

- Nie wyjdziesz stąd dopóki nie wytrzeźwiejesz, a ja nie tknę cię palcem - zapewniam ją, a jej spanikowany wzrok zmienia się w mniej przerażony i czuję ulgę.

- Jak to? - pyta zaskoczona.

- Tak to, kurwa - znów wbijam w nią wzrok - nie mam zamiaru być jutro oskarżony o jebany gwałt - mówię stanowczo.

- To po co dosypywałeś mi coś do drinka? - pyta jak idiotka.

- Niczego nie dosypywałem!!! - drę się jak pojebany - nie wiem czy Elijah ... - urywam, a jej brwi wędrują w górę.

- Elijah? - pyta.

- Nie wiem czy ktokolwiek coś tam dosypał - wymijam jej pytanie - ale zachowujesz się dziwnie, a zorientowałem się dopiero tutaj i nie będę za to odpowiadał. Wytrzeźwiejesz i cię puszczę - mówię do niej najbardziej rzeczowo jak potrafię.

- Już jestem trzeźwa, wypuść mnie - mówi i znów zerka w stronę drzwi.

- Nie ma mowy, nie jesteś trzeźwa, nawet nie wiem czy to już działa, czy jeszcze nie, czy już mija i czy w ogóle masz coś w sobie. Wyjdziesz stąd, stanie ci się coś i odpowiedzialność i tak spadnie na mnie, nie chcę żeby tak było i nie chcę... żeby... ci się coś stało - zapędziłem się, ale znów zbieram w sobie całą swoją siłę woli i zdrowy rozsądek, którego na co dzień mi brakuje. To chyba dobrze.

Sire bondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz