#71

608 22 110
                                    

Damon's POV

Pierwszy dobiegam na miejsce.

Tuż za mną Elijah.

Gilbert leży na chodniku, a jego ciałem wstrząsają spazmatyczne dreszcze. Jest ledwo przytomny. Nie dość, ze mieszał narkotyki ze sterydami przez wiele miesięcy to jeszcze chyba przedawkował i chyba właśnie ma zapaść. Pojebany ćpun i koksiarz. Co on najlepszego zrobił.  Na szczęście wokoło nie ma nikogo. Paru pijanych kolesi stoi i gapi się na Gilberta, ale nie za bardzo wiedzą co zrobić. Poganiam ich, że jeśli nie chcą kłopotów to mają stąd spieprzać. 

Posłusznie odchodzą w swoją stronę. 

- Kol! - wrzeszczę na niego żeby do mnie podszedł, ale on tylko siedzi obok i płacze.

Serio. Płacze!

Z nosa płynie mu krew, a kolana ma podciągnięte pod brodę i kołysze się w tą i z powrotem. 

- Zabiłem go - powtarza jak jakiś szaleniec.

- Nikogo nie zabiłeś - kucam przy nim i potrząsam za ramiona - weź ogarnij dupę. Co on wziął? - pytam, ale Kol mi nie odpowiada. 

Wzrusza ramionami, że nie wie. Odwracam się do Gilberta. Pochylam się nad ćpunem i nim też lekko potrząsam.

- Gilbert gnoju - mówię do niego - ocknij się palancie - wyzywam go i okładam go lekko po twarzy, licząc, ze się ocknie. 

Ma rozbitą głowę i krew sączy mi się przez palce, kiedy staram się mu ją podtrzymać.

Budzi się na chwilę i patrzy na mnie otępiałym wzrokiem. Skupia na mnie psychopatyczne spojrzenie i się uśmiecha. Szyderczo. Z ust toczy mu się piana. Wypluwa ją na bok i znów na mnie patrzy.

- Kai - bełkocze.

- Kto?  - mówię do niego i staram się utrzymać z nim kontakt.

Myślę ciężko i zastanawiam się do kogo zadzwonić. Jedyną osobą jaka przychodzi mi do głowy to Saltzmann. Elena nie wchodzi w grę. Pogotowie też nie. Zadzwonią po policję i aresztują nas wszystkich. Tak, Saltzmann, ale skąd wziąć jego numer?

Elijah!

- Elijah, masz numer do Saltzmanna? - pytam gorączkowo.

Gilbert znów pluje pianą, a jego krew schnie mi na rękach. Kurwa, co za syf.

- Mam, ale po co ci teraz jego numer? - pyta i klęka przy Gilbercie, obok mnie.

- Dzwoń, to jego wuj czy cholera wie kto, ale dzwoń - nakazuję i znów pochylam się nad Gilbertem.

Elijah wstaje i wyciąga z kieszeni telefon. Odchodzi na kilka kroków i słyszę, że rozmawia z Saltzmannem.

 Pochylam się znów nad Gilbertem. Uratuję mu tą zaćpaną dupę. Kurwa, co za gówniana sytuacja. Wylecę przez niego z uczelni, ale uratuję mu ten zaćpany tyłek.

Kol wciąż siedzi i beczy.

- Kai - bełkocze Gilbert.

- Chyba mnie z kimś mylisz - mówię do niego, nie mając pojęcia skąd bierze się we mnie cierpliwość dla tego gnoja - nie znam żadnego Kaia.

- Nic nie pomyliłem - Gilbert wciąż coś bełkocze - wybrała ciebie, bo jesteś taki jak ON.

Zamieram w bezruchu. Spoglądam na niego jak zahipnotyzowany. 

- O kim ty gadasz? - pytam i gdzieś wgłębi czuję, że on dobrze wie co mówi.

- Elena cię wybrała, bo jesteś taki jak ON, Kai Parker - wciąż bełkocze i nie potrafię go dobrze zrozumieć.

Sire bondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz