#45

333 20 69
                                    

Elena's POV

Budzę się znów wtulona w jego plecy.

Nie śpi, czuję i słyszę jak oddycha. Znam jego oddech kiedy śpi i to nie jest ten oddech. Podnoszę się więc na łóżku, a on przegląda wiadomości w telefonie. Wyłącza go i odwraca się w moją stronę.

Jego twarz nie wygląda tak źle jak sądziłam, że będzie wyglądać.

Ma sine, opuchnięte oko, ale nie wygląda tak jak oko Elijaha, niecały tydzień temu. Ma znów rozciętą wargę. Stare rozcięcie po prostu znów pękło i to dlatego. Ma podrapany i lekko opuchnięty policzek.

Wygląda żałośnie, mimo wszystko.

- Myślałem, że już nie wstaniesz - mówi ochrypłym głosem, który też już dobrze znam.

Boże, kiedy to się stało?

Kiedy jego fizyczność stała mi się tak znajoma?

Znam go niecałe dwa tygodnie. Znam jego oddech, jego głos, ale nic poza tym. Nie wiem kim jest, jaki jest ani co myśli.

Ach, stop.

Jest wiecznie zły. To wiem na pewno. I teraz kiedy na mnie patrzy też jest zły. On nawet gdy się uśmiecha to chyba oznaka, że jest zły.

Co ja tu robię?

Po co tu jestem?

Mój brat go pobił, jestem mu to winna.

Nic nie jestem mu winna. Kiedy to on pobił mojego brata też tu byłam.

Pielęgnowałaś oprawcę - pamiętasz? Pyta mój głos rozsądku, wprawiając mnie w zakłopotanie.

- Trzeba było mnie obudzić - warczę na niego w odpowiedzi.

Coś jednak w moim wnętrzu się cieszy, że tego nie zrobił i pozwolił mi się do siebie przytulać i wyspać.

- Sama w końcu wstałaś - wzrusza ramionami i krzywi się z bólu.

Jerremy nieźle go wczoraj pogruchotał. Miałam z nim rozmowę telefonicną na temat tego o co go pobił i nie należała do najmilszych jakie kiedykolwiek z Jerremym miałam. Po spotkaniu w The Cell, kiedy Damon powiedział mu o nas, musiałam mu wszystko opowiedzieć, a to nie łatwe mówić bratu, że spałam z największym łajdakiem na kampusie. Jerr był wściekły co dziś widać na twarzy Damona.

Widzę, że go wszystko boli, ale boję się zapytać, wiem, że będzie się krzywił i pewnie mnie znów wyrzuci.

- Wstałam - potwierdzam - już się zbieram - dodaję i szukam wzrokiem swojej torebki.

Leży na komodzie.

Wstaję z łóżka i poprawiam ubranie. Zabieram torebkę z komody i kieruję się do wyjścia.

- Możesz wziąć prysznic, jeśli chcesz - mówi do mnie i sama nie wiem co ma na myśli. Pewnie seks. 

Uśmiecham się w odpowiedzi krzywo i z pogardą.

- Teraz już zawsze będę się ci z tym kojarzyła, prawda? Z seksem pod prysznicem. Z łatwą laską którą mogłeś przelecieć i zrobić tym na złość jej bratu, prawda? Jesteś taki płytki... - wyrzucam z siebie i otwieram drzwi na korytarz.

Wychodzę nie zamykając ich.

- Nie to, kurwa, miałem na myśli! - woła za mną wściekły.

Naprawdę ?

Nie, ale i tak dam się nabrać.

Wracam.

To wszystko pędzi za szybko. Muszę się dowiedzieć. To wbrew zdrowemu rozsądkowi, ale muszę.

Sire bondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz