Damon's POV
Kiedy się budzę, jej policzek znów przytulony jest do moich pleców. Uśmiecham się kiedy go czuję, a kiedy słyszę jej oddech wiem, że jeszcze śpi.
Wyciągam rękę po telefon i zerkam na niego.
Siódma.
Będzie spała jeszcze kilka godzin, bo poszliśmy spać o czwartej.
Wstaję więc i ubieram spodnie z dresu i byle jaką koszulkę jaką znalazłem, bez potrzeby otwierania szuflady w komodzie. Skrzypi, więc na pewno by ją obudziła, a tego bym nie chciał.
Ubieram buty i stając w drzwiach zerkam na Elenę, leżącą na łóżku.
Jak zwykle zwinięta w kłębek, ten który tak uwielbiam, śpi z kolanami prawie pod brodą. Jej ramiona obsypane włosami są nagie i pociągające. Cała jest tak bardzo seksowna, że ciężko od niej oderwać wzrok.
Zamykam drzwi bardzo cicho i zastanawiam się czy zamknąć na klucz. W sumie nie wiem co mnie powstrzymuje, ale tego nie robię.
Schodzę w dół po schodach i kieruję się do wyjścia.
Na dworze jest chłodno. Koniec września to już jesień w tej części Stanów. We Włoszech to jeszcze wciąż lato. Zastanawiam się co robi moja matka i w pierwszym odruchu chcę do niej zadzwonić, ale zapomniałem telefonu.
Kurwa, a co jak ktoś zadzwoni i obudzi Elenę?
Nie obudzi, telefon jest wyciszony.
Idę dalej.
Po kilku minutach dom bractwa majaczy mi przed oczami. Poranne mgliste słońce nie daje tyle ciepła, żeby rozgonić mgłę.
Nie cierpię tego klimatu. Wiecznie padający deszcz. Tęsknię za Włochami. Tam ciągle świeci słońce. Nawet zimą.
Muszę tam kiedyś wrócić.
Zabiorę tam Elenę.
Tak, pojedzie ze mną, bez dwóch zdań. Matka się ucieszy. Polubiłaby ją.
Rozmyślając nad tym, wchodzę do domu bractwa. Wygląda w nim jak po jakimś pierdolnym wybuchu. Impreza skończyła się chyba chwilę temu.
Wchodzę na pierwsze piętro i kieruje się w dobrze mi znanym kierunku. Drugie drzwi na lewo.
Chwytam od razu za klamkę, ale drzwi są zamknięte. Walę więc pięścią w drzwi. Nikt nie odpowiada.
- Otwieraj - gadam do niego i znów wale pięścią. Jeszcze mocniej. Wiem, że tam jest.
- Chwila, kurwa! - słyszę ten jego nabuzowany głos przez drzwi.
Po chwili mi otwiera, a jego oczy mnie piorunują. Staje w progu i krzyżuje ręce na piersi. Gołej i napakowanej.
Nie czekam na zaproszenie, tylko wpycham go do pokoju i wchodzę za nim.
- Gilbert? - mówię do niego jakbym zaraz miał go aresztować i kopniakiem zamykam drzwi.
- Salvatore? - odpowiada mi tym samym pytającym tonem i znów krzyżuje ręce.
Bicepsy ma tak wielkie, że chyba nie sądzi, że ktoś się nabierze na to, że taki typek z jego wzrostem może mieć takie naprawdę. Pierdolony koks.
- Czego chcesz? - pyta, a jego postawa jest czujna.
Gotów jest w każdej chwili spuścić mi łomot.
- Nie przyszedłem się bić tylko pogadać - informuję go, a on parska śmiechem - nie śmiej się jak hiena - ostrzegam go - wiesz po co przyszedłem.
CZYTASZ
Sire bond
FanficDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...