Damon's POV
Gówno prawda.
Wcale tego nie chciałem! Nie chciałem stamtąd wychodzić i zostawiać ją z Elijahem.
Chciałem podejść do niej i ją pocałować i powiedzieć jej, że, kurwa, jest zajebistą laską jakiej jeszcze nigdy nie miałem. Ale co by to zmieniło, skoro ja nie jestem facetem jakiego ona zawsze chciała i nie miała.
Wychodzę z The Cell i widzę znów tego jej braciszka. Mendę jedną, skurwiałą. Będą przez niego tylko kłopoty, jak zacznie sypać.
Idę w jego stronę, a czerwień zalewa mi oczy. Jestem wściekły.
Przestaję panować nad sobą kiedy go widzę przed oczami. Podchodzę do niego i wymierzam mu cios w policzek. Zatacza się i upada, ale kiedy wstaje w jego oczach widzę furię taką samą jak w moich.
- Napatoczyłeś się Salvatore, nareszcie - warczy na mnie z uśmieszkiem psychopaty - czekałem na to aż mi się nawiniesz.
Jestem pijany, a on trzeźwy. Prawdopodobnie nie mam szans. Jest wielki i napakowany. Urósł przez ostatnich kilka tygodni niewyobrażalnie. Gdzie się podział mały Gilbert?
Kurwa, najebie mi za wszystkie czasy. Może to i dobrze. Może nareszcie wybije mi z tego zakutego łba swoją siostrę.
Gilbert wstaje i podchodzi do mnie zamaszystym krokiem. Chwyta mnie za koszulkę i wymierza mi cios pięścią w twarz.
Przewracam się, a on dopada mnie i siada na mnie okrakiem, tak, jak ja zawsze mam to w zwyczaju gdy dopadam kogoś kogo chcę zlać, i okłada mnie po twarzy. Nawet się nie bronię. Należy mi się. Za nią. Za wszystko co jej zrobiłem i za wszystko czego jeszcze nie, ale na pewno bym zrobił. Niech to zatrzyma, chcę żeby mnie zlał do nieprzytomności.
Gilbert się nie pierdoli. Wpadł w szał. Okłada mnie jak w transie. Czuję jak gruchocze mi nos i ostatecznie próbuję się osłonić, zasłaniając twarz rękami, bo ból jest nie do zniesienia.
Naokoło słychać tylko pisk dziewczyn, a ja czuję, że ktoś szarpie Gilberta za ubranie i odciąga go ode mnie, bo jego pięści nie trafiają do celu, czyli do mojej twarzy. Leżę nieruchomo, a krew zalewa mi oczy i wpływa mi do gardła. Dławię się i kaszlę, ale mam to w dupie.
Zakurwisty ból rozsadza mi czaszkę, a tętniące oko chce mi z niej wyskoczyć. Zwijam się z bólu.
Po chwili nade mną pojawia się Elena.
- Damon - mówi moje imię i zaczyna płakać.
Dlaczego Elena płacze do kurwy nędzy!!!
Zabiję tego który sprawił, że płacze. To nie racjonalne, bo wiem, że płacze przeze mnie.
- Damon odezwij się - mówi do mnie zapłakana - zaraz zabiorę cię do pokoju - dodaje wciąż płacząc.
Nie powinna płakać.
Jej oczy nigdy nie powinny płakać.
Są za ładne.
- Dasz radę wstać? - pyta, a potem woła do Kola - Kol! Pomóż mi! - woła do niego, a on zjawia się po chwili.
- Kurwa, stary, ale cię, kurwa, załatwił - Kol pierdoli od rzeczy, stojąc nade mną.
Załatwił mnie, bo mu na to pozwoliłem. Kol jest jebnięty, czy mi się wydaje?
- Wstawaj - gada i ciągnie mnie w górę, trzymając za ramiona.
- Czekaj - bełkoczę do niego, bo nie potrafię zapanować nad własnym ciałem, a smak krwi zalewa mi usta.
CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...