#46

321 22 20
                                    

Elena's POV

Widzę jak jego twarz tężeje z zaskoczenia.

Jest absolutnie zaskoczony.

Widzę ten wyraz jego twarzy po raz pierwszy, ale wiem, że to zaskoczenie. To prawdziwe, nie to udawane, którym karmi każdego kiedy chce żeby wyglądał na zaskoczonego.

Patrzy na mnie zdumiony tym co usłyszał i wizę, że nie łatwo mu w te słowa uwierzyć.

Mruga kilkakrotnie oczami, a z jego ust wydobywa się cichy okrzyk. Taki irytujący i lekceważący, jakby złapał mnie na mówieniu kłamstwa.

Kpi z tego co właśnie mu wyznałam. Łzy stają mi w oczach.

Wkurza mnie to i krzywię się przez łzy, a pogarda dla tego chłopaka wzbiera we mnie i nie mogę wytrzymać napięcia. Wyrządził mi już tyle przykrości, a ja wciąż jak ta wariatka tu przy nim tkwię. Jaki niby mam powód?

Wiem jaki.

Brak paniki w moim pokręconym umyśle. Sprawia mi przykrości, wyżywa się na mnie, ale paradoks jest taki, że się go NIE BOJĘ.

On jeden sprawił, że strach i panika zniknęły.

Pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć. Buduję siebie od nowa. Przy nim. I dlatego mi na nim zależy.

To jakieś niewidzialne porozumienie mnie z nim połączyło, ale on tego w ten sposób nie odbiera. Krzywdzi mnie, bo taki ma kaprys.

- Szukasz tego w niewłaściwym miejscu - mówi, a złość znów powraca na jego twarz - możesz to naleźć pod moim prysznicem - pokazuje na łazienkę ręką -  w moim łóżku, ale nie tu - chwyta się za serce.

Głośny szloch wydostaje się z moich ust i zakrywam je dłonią żeby się powstrzymać.

Zrywam się do drzwi i wybiegam na korytarz.

- Nie wiem czego się spodziewałaś! - krzyczy za mną.

Zatrzymuję się i oglądam na niego. Stoi w drzwiach, a mi łzy płyną i nie potrafię ich zatrzymać.

- Myślałaś, że skoro byłaś ze mną w nocy to znaczy, że coś z tego będzie? - pyta z niedowierzaniem - Elena... możesz mieć mnie w nocy, ale nigdy więcej - minę ma przy tym rozgniewaną - Jedni są stworzeni do kochania, a inni się tylko pieprzą - mówi unosząc ręce jakby to było coś oczywistego, że on jest tym człowiekiem, który tylko potrafi się pieprzyć.

Wydaję z siebie zirytowany warkot, zaciskając przy tym zęby i zrywam się biegiem na swoje piętro, bo ból jest nie do wytrzymania.

Nie biegnie za mną, co boli jeszcze bardziej. Pokonuję schody, przeskakując co drugi stopień i dobiegam do drzwi z numerem 214. Wpadam do mojego pokoju i padam na łóżko. Kolejny głośny szloch wstrząsa mną całą i pozwalam sobie na głośny płacz.

Rebekah pewnie wyszła na zakupy i nie wróci do wieczora.

Łzy płyną bardzo długo.

Kiedy opanowuję je na tyle, żeby wyjść pod prysznic do wspólnej łazienki na końcu korytarza, jest już dobrze po szesnastej. Zerkam w stronę schodów na pierwsze piętro, ale nie dostrzegam na nich nawet cienia. Idę prosto do łazienki i wchodzę pod prysznic.

Ciepła woda jak zwykle koi moje ciało i duszę. Stoję pod strumieniem wody tak długo, aż woda robi się chłodna. Myję się i liczę, że moje troski spłyną do ścieków, razem z mydlinami.

Kiedy wychodzę spod prysznica mam wrażenie, że piętno mojej porannej porażki już tak nie pali mojej skóry, ale wewnątrz wiem, że tkwić będzie tam jeszcze długo. Ignoruję jednak to uczucie i wracam do pokoju.

Sire bondOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz