Elena's POV
Damon nie wychodzi za mną z biblioteki.
I całe szczęście.
Chyba bym go rozerwała na strzępy.
Idę szybkim krokiem na salę teatralną. Od progu witają mnie ciepłe oczy Elijaha. Nie mam jednak ochoty z nim rozmawiać, siadam na pierwszym wolnym miejscu z brzegu sali i rzucam torbę na siedzenie obok. Jeszcze nie zapomniałam tego wyrazu jego oczu, kiedy uderzał Damona w brzuch. Zastanawiam się czy powinnam być na niego o to zła, ale dochodzę do wniosku, że to nie moja sprawa o co toczą ze sobą wojnę.
Kiedy Elijah widzi, że nie mam zamiaru usiąść przy nim, wstaje i przesiada się obok mnie.
- Cześć, mogę tu usiąść? - pyta szeptem.
Wzdycham i chwytam się za czoło. Jestem zdenerwowana. Damon przed chwilą wyprowadził mnie z równowagi, a ja odgrywam się na Elijahu. Przecież odprowadził mnie do akademika i był dla mnie miły. Co mnie obchodzi o co biją się z Damonem.
- Tak, przepraszam - wzdycham ciężko i zabieram moją torbę z siedzenia obok, żeby mógł usiąść.
- Ciężki dzień? - pyta z troską w głosie.
- Właściwie to nie, ale ...
- Rozumiem, nie musisz mi odpowiadać, przepraszam że zapytałem, to nie moja sprawa - odpowiada.
Jego oczy są tak pełnie zrozumienia i takie empatyczne, że jest mi jeszcze bardziej głupio, że tak go potraktowałam.
- Jeszcze raz dziękuję, że mnie odprowadziłeś wczoraj - mówię cicho.
- Powiedziałem ci, że nie masz za co dziękować - odpowiada stanowczo, a w jego tonie słychać upomnienie - dotarłaś bezpiecznie do pokoju? - pyta z troską.
- Tak, dziękuję...
- Znów to słyszę - przerywa mi i przewraca oczami.
Oboje zaczynamy się śmiać.
Na salę wchodzi profesor Shane więc milkniemy, słuchając co ma nam do powiedzenia.
W trakcie zajęć dostaję smsa od Caroline.
"Przyjdź dziś na obiad do The Cell, mieści się na kampusie, znajdziesz na pewno, nie widziałam cię całe wieki. C."
Oczywiście, że mnie nie widziała, bo mnie wystawiła na dwóch imprezach.
"Będę o czternastej. E."
Odpisuję, mimo wszystko ciesząc się na to spotkanie.
Knajpkę studencką, The Cell, faktycznie odnajduję bez większego trudu, pytając o drogę przypadkowe osoby.
Panuje tu spory tłok kiedy docieram o umówionej godzinie, a Caroline już macha do mnie ze stolika, który dla nas zajęła. Widząc ją, przeciskam się między stolikami w jej stronę.
- Cieszę się, że udało nam się wreszcie spotkać - wita mnie.
- Ja też się cieszę - odpowiadam i przytulam ją przez chwilę. Pachnie słodkimi perfumami i szamponem do włosów.
Wieszam torbę na oparciu krzesła i siadam na przeciw niej.
- Jak tam pierwsze dni? - pyta z uśmiechem.
Biorę do rąk kartę dań i wpatrując się w nią, udaję z całych sił, że wszystko jest okej.
- Intensywnie - odpowiadam kiwając głową.
Staram się brzmieć neutralnie, ale wiem, że się zorientuje. Boże, dlaczego nigdy nie nauczyłam się dobrze kłamać?
- Czy coś się stało? - Caroline pyta od razu.

CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...