Damon's POV
Uśmiecham się sam do siebie i podchodzę do niej. Nie wiem czemu, ale ona wydaje się być z ich czwórki najbardziej pojebana, a zarazem najnormalniejsza. No, i zajebiście się całuje.
- Co tam kapryśnico? - zwracam się do niej kpiącym tonem.
Siadam obok niej na drewnianej ławce, a ona spogląda na mnie, a potem z powrotem patrzy w ognisko.
Nie robi na niej wrażenia moja obita twarz, ani potargane ubranie. Z tym, że na Rebece mało co robi wrażenie. Ona jest tak rozbestwiona, że chyba musiałbym paść trupem, tu przed nią, żeby chociaż uniosła brew.
- Z kim się biłeś? - pyta beznamiętnie.
- Z Gilbertem - odpowiadam rzeczowo.
- O co? - pyta krótko.
- O to, że jest debilem - odpowiadam opryskliwie.
Nie mój jebany interes w co zaplątał się z nim Kol. Teraz niech się sam wypląta. Nie mam zamiaru się więcej w to mieszać.
- Aha - odpowiada i wzrusza ramionami.
Siedzimy w ciszy, a Rebekah nabija na patyk słodką piankę i próbuje ją upiec. Minę ma przy tym znudzoną, jak to ona, ale denerwuje się gdy pianka się pali na węgiel. Ona jest taka dziwna, że czasem mam wrażenie, że jest bardziej zdziwaczała niż ja sam. Widzę, że ma zły humor, ale mam to w dupie. Nie obchodzi mnie to, i nie mam zamiaru ją o to pytać. Zerkam za ławkę i widzę, że ktoś zostawił za nią butelkę bourbonu. Podnoszę ją i potrząsam jej zawartością na wysokości oczu Rebeki.
- Napijemy się? - pytam.
- Nie mam nastroju - odpowiada tym swoim irytującym głosikiem.
- Wszyscy macie dziś nasrane w głowach, czy tylko mi się wydaje? - pytam, podnosząc na nią głos.
Odkręcam butelkę i upijam łyk.
- Daj mi spokój, Damon - odgryza się - pokłóciłam się z ojcem, bo zakwaterował mi siostrę Gilberta do pokoju i wybacz, ale nie jestem w nastroju żeby cię zabawiać - cedzi przez zęby.
- Nie wiem po co mi to mówisz - odpowiadam na jej atak.
Wydaję z siebie gardłowy warkot, gdy palący alkohol spływa mi po gardle.
- Wali mnie to czy jesteś w nastroju - warczę na nią - czekaj, co powiedziałaś? - pytam zaskoczony.
- Że muszę mieszkać z młodą Gilbert, i wcale mi się to nie podoba - jęczy.
- Serio? Zostaje na stałe? Nie uciekła w popłochu? - pytam, otwierając szeroko oczy.
Nie sądziłem, że Rebece nie uda się przekonać ojca co do kwaterunku siostry Gilberta, tak samo jak nie sądziłem, że młoda Gilbert nie zwieje z piskiem. Jak to mówił Kol? Że jak ma na imię? Lena? Nie pamiętam.
- Serio - odpowiada.
Zaczynam się z niej śmiać. Głośno i szyderczo.
- Przypomnij mi jak ona ma na imię? Lena? - pytam wciąż się śmiejąc.
- Elena - odpowiada naburmuszona.
- Co to za imię? - pytam, rozbawiony.
- Normalniejsze od imion moich braci, ale chyba jej imię pasowałoby do nich bardziej niż moje - prycha z niesmakiem.
Rebekah nie lubi swojego imienia. Mówiła mi kiedyś. Ja się nad swoim nigdy nie zastanawiałem, ale sądząc po tym jak moi, pochodzący z Włoch, rodzice nazwali mojego brata, to z dwojga złego wolę, Damon. Kiedy myślę, że mógłbym się nazywać Damiano albo jakiś Domenico, to chyba wolałbym poddać się eutanazji.
CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...