Damon's POV
Patrzę przez chwilę na wyświetlacz i zastanawiam się czy w ogóle odebrać, ale wiem, że będzie mnie dręczył tak długo, aż odbiorę. Jeślibym tego nie zrobił, gotowy jest tu przyjechać, lub odciąć fundusz na czesne. Dlatego biorę głęboki oddech i odbieram połączenie.
- Czego? - warczę do słuchawki.
- Damon? - pyta ochrypłym głosem.
- A do kogo dzwonisz? - pytam poirytowany.
- Do mojego syna Damona, jest tam gdzieś? - pyta, siląc się chyba na dowcip.
- Słucham - odpowiadam i przewracam oczami.
- Słyszałem, że wróciłeś już od matki i zastanawiałem się dlaczego nie przyjechałeś do domu - pyta jakby nie wiedział.
- Ja nie mam domu w TWOIM DOMU - tłumaczę mu po raz setny.
- Nie mów tak, Damon, wychowałeś się tu i chciałbym żebyś tu przyjeżdżał, to twój dom - znów próbuje mi to wbić do głowy, co za cholerę mi się nie podoba.
- Będę tak mówił jak mi się podoba, mój dom jest tam, gdzie jestem teraz lub u matki, z tobą mi się nie kojarzy - znów na niego warczę.
W słuchawce słyszę, że traci cierpliwość, bo wzdycha ciężko i nic nie mówi. Pewnie się powstrzymuje żeby mnie nie znawyzywać.
- To może wpadniesz w święta? - pyta po chwili milczenia.
- Mowy nie ma - parskam śmiechem - w święta znów polecę do matki - informuję go - już mnie zaprosiła.
- Do świąt jest jeszcze daleko, może zmienisz zdanie - kaja się przede mną, ale ja już widzę jak żyła na czole mu pulsuje.
Nigdy nie lubiłem tego gdy wybuchał, teraz też nie chciałbym, źle mi się to kojarzy, ale przez telefon wydaje się być mniej straszny. A w ogóle, to gówno mnie on obchodzi.
- Może - rzucam niedbale.
Wiem, że dopóki mu nie przytaknę będzie mnie dręczył, dlatego to robię.
- Dobrze cię słyszeć synu - mówi, a mi robi się niedobrze.
- Nie nazywaj mnie tak, wiesz, że to mnie wkurwia - warczę znów do słuchawki.
- Licz się ze słowami - podnosi na mnie głos.
- ok ... denerwuje - poprawiam się, choć nie wiem dlaczego.
- Dlaczego? Przecież jesteś moim synem - zaczyna ględzić.
Teraz już autentycznie nie mogę go słuchać.
- Muszę kończyć, mam kolejne zajęcia, do kiedyś tam - kłamię i chcę rozłączyć rozmowę.
- Zacząłem remont domu twojej matki - mówi z tą pewnością siebie, którą wie, że zatrzyma mnie na kilka minut dłużej przy telefonie.
Udaje mu się oczywiście. To dlatego Stefan mówił, że mam odebrać od niego telefon.
Milczę przez chwilę, a złość przyspiesza bieg krwi w moich żyłach. Stoję z telefonem przy uchu i patrzę przed siebie. Nic nie widzę prócz płomieni. Czerwień zalewa mi widzenie.
- Dlaczego to robisz? - pytam, a wściekłość aż ze mnie kipi - po cholerę się w to wpieprzasz? - wrzeszczę na niego - kościół też odremontujesz!!!
- Jeśli będzie trzeba, też...
Zupełnie nie wiem dlaczego to robię i z nim w ogóle rozmawiam. Rozłączam rozmowę, bez zbędnych słów.
CZYTASZ
Sire bond
FanfictionDOTYKA jej... ale nie to GDZIE ją dotyka, a to, JAK ją dotyka, decyduje, czy ona czuje się przy nim bezpiecznie. Nie to, JAK ją dotyka, a DLACZEGO ją dotyka, decyduje, czy ona się przed nim otworzy. To nie jego DOTYK ma tak duże znaczenie jak energi...