98. "Mieszkanie"

289 28 21
                                    

-O nie... - Wilson zadyszał, zadając ostatnie ciosy przeciwnikom. - Steve!..

Zerwał się do biegu, mając coraz większy trud ze złapaniem oddechu. Przetarł spocone i pobrudzone czoło, a potem skoczył, wypychając Kapitana na ziemię. Wleciał prosto pod ogromny miecz zrobiony z kryształu, który ewidentnie wydzielał jakąś nieznaną im wcześniej energię.

Pool upadł, ukrywając cierpienie. Nie udało mu się jednak zatuszować krwotoku z głęboko rozciętej rany. Syknął, gdy odklejał od niej podartą i poplamioną koszulę.

-WADE... JA PIERDZIELE.. - Pajączek spojrzał na uzbrojonego bandytę. - TY ŚMIECIU!

Peter podniósł się i stanął na brzegu jednego z budynków, wściekając się, mimo płaczu. Szybko wziął się w garść i w furii uderzył w ziemię, zbliżając się niepokojąco do napastnika. Wszystkie strzały z sieci, które trafiały w ostrze, rozpuszczały się w mgnieniu oka, zostawiając tylko dym lub spalone resztki, opadające na ziemię.

-Co to... - Wytrzeszczył oczy, ale kontynuuował strzały.

W końcu był tak blisko, że trafił w jego nadgarstek i pociągnął go w dół, zwalniając lekko uścisk na rękojeści. Rogers wstał i wyrwał broń, łapiąc niechcący za fragment ostrza, który wypalił mu część dłoni. Nie poddał się jednak i  wygrał z bólem, wycinając dziurę w klapie bagażnika.

Parker walczył z rozbrojonym kryminalistą. Pod wpływem chwili, spojrzał na cierpiącego Poola, który próbował wstać, jednak z powodu zbyt rozległej i głębokiej rany mu się to nie udawało.

Chłopak zagapił się i dostał porządnie w twarz. Mężczyzna wykorzystał jego zawroty głowy i uderzył go jeszcze w udo. Wilson widział to, nabierając stopniowo na siłach. Każda sekunda, przez którą musiał patrzeć na ciosy zadawane przyjaciołom i ukochanemu, wzmagała jego determinację do wstania na nogi.

Podparł się dłonią, rozerwał koszulę ograniczającą jego ruchy i powstał dumnie, ignorując cieknącą mu z rany krew. Niezbyt prosto i dostojnie pobiegł ratować nastolatka. Uderzał we wszystko, nie miał już siły na uniki. Obraz przed oczami mazał mu się, rozmywał, uniemożliwiając przewidzenie kolejnego ruchu. Został cios, może dwa i zemdlałby, konając z przemęczenia..

Nagle usłyszał głośny strzał z pistoletu. Zrobił kilka kroków w tył i złapał do płuc sporo powietrza, przywracając sobie normalne widzenie.

Nastolatek stał ze spluwą skierowaną prosto w głowę napastnika. Cały się trząsł, oddychał przez usta i niekontrolowanie płakał. Facet, zanim upadł, dotknął go palcem w ramię i uśmiechnął się szeroko, zdejmując kominiarkę.

-I tak cię znajdą... - Powiedział na ostatnim dechu.

-Znajdą? Kto? KTO MNIE ZNAJDZIE.. NIE! ZACZEKAJ! - Opuścił broń i spojrzał bez emocji na wiotkie, leżące na bruku ciało.

-Peter... Uratowałeś mnie..

-Zabiłem człowieka. - Dolna warga drżała mu, wskazując na powstrzymywany płacz.

-Ale ocaliłeś mi życie! Nam wszystkim!

-...

-Nie jesteś szczęśliwy?

-..NIE... ZAMORDOWAŁEM GO... ZASTRZELIŁEM... JEGO KREW JEST NA MOICH RĘKACH..

-Dosłownie mały.

-Dzięki wiesz... A co jeśli miał rodzinę? Przyjaciół? Sam nie wiem... Kota? Co ja narobiłem..

-Po prostu mnie wyręczyłeś. Prędzej czy później i tak bym cwela zajebał.

Wypełnić Misję... // SpideypoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz