73. "Dać Się Komuś Kochać."

363 31 29
                                    

-Co Pan... Co się stało? - Załamał mu się głos.

-Gdzie jesteście? Masz Wade'a obok siebie..?

-Na imprezie, Wade jest obok, ale...

-Dobra, spróbujcie jak najszybciej dostać się do bazy. Macie z pół godziny.

-ALE O CO CHODZI?! Może mi Pan chociaż powiedzieć?

-Spectro się wyrwał. Pół godziny, potrzebujemy was, a szczególnie Wade'a.

-No ale on jest...

Nie zdążył dokończyć. Miliarder rozłączył się, a ostatnim dźwiękiem, który wydał, było głośne sapnięcie, jakby od uderzenia. Chłopak zdenerwował się jeszcze bardziej. Podszedł do Wilsona.

-Wade..  Musimy iść, szybko.

-Daj mi dopić.

-Nie! Wypiłeś już dosyć, musisz być choć trochę trzeźwy... - Przysunął mu się do ucha i powiedział ciszej. - Spectro uciekł...

-Co do... Jakim cudem?? Zaczekaj, powiem dużemu, że musimy wracać, ale on może zostać. Ty idź po nasze rzeczy. Bede czekał przy wejściu.

Sposób, w jaki niemal od razu się otrząsnął, zadziwił Petera. To tak jakby wytrzeźwiał na życzenie.

Wbiegł do środka i przemierzał kolejne pokoje, szukając stolika, na którym zostawili worek. Były w nim wprawdzie tylko ubrania na przebranie, jakieś picie i bułki od May, w razie jakby zgłodnieli, więc prawdopodobnie nie opłacałoby nikomu się go ukraść.

Znalazł go w jednym z pomieszczeń, złapał i cofnął się szybko, chcąc bezszelestnie wrócić do Poola. Po drodze usłyszał jednak, jak muzyka się ścisza, a na scenie DJ'a zrobiło się głośniej.

-PETER PARKER. - Zawołał go Flash, wyrywając mikrofon. - POKAŻCIE GO, DAWAJCIE, ŚWIATŁA NA NIEGO.

Nastolatek stał oszołomiony. Chłopak był okropnie pijany, nie wiedział co robi i nie umiał powstrzymać.

-TAMTEN MAŁY CHŁOPACZEK, TO GOSTEK, Z KTÓRYM SIĘ LIZAŁEM. ZDRADZIŁ ZE MNĄ SWOJEGO CHŁOPAKA.. - Krzyczał, dostając co drugie słowo czkawki. - DOBRZE, ŻE GO TU NIE MA, BO RACZEJ NIE PODOBAŁBY MU SIĘ FAKT, ŻE CAŁKIEM POWAŻNIE ODDAŁEŚ MI TEN POCAŁUNEK. NAJŚMIESZNIEJSZE JEST TO, ŻE ODKĄD PAMIĘTAM, MI SIĘ PODOBAŁEŚ, A TERAZ PRZEJEBAŁEM, BO WOLISZ BYĆ Z TYPEM, KTÓRY JEST JAKIMŚ STARYM POPAPRAŃCEM ZE SPARZONĄ MORDĄ. - Urwał.

Parker spojrzał mu w oczy i spuścił głowę, ścisnął mocniej worek i wybiegł szybko na dwór, ukrywając łzy. Flash ujawnił wszystko, co miało zostać pomiędzy nimi. Podszedł do Poola i minął go, patrząc w podłogę, podczas gdy omijał ochroniarzy i wychodził z podwórza.

-Peter!

-...

-PETER DO JASNEJ CIASNEJ. STÓJŻE.

-To ty idź szybciej. Nie mamy czasu.

-Dlaczego, jesteś na mnie zły? Coś ci zrobiłem, jak wtedy odleciałem?

-Nie. Nie ty...

-To jakiś inny skurwiel? Chodzi o tamtą pindę?

-Nie ważne. Chodź, musimy dojść do mnie, a to jeszcze 10 minut drogi, jeśli się sprężymy.

-Słuchaj mnie. Natychmiast masz się zatrzymać i ze mną po rozmawiać!

-Nie jesteś moją mamą. W dodatku się spiłeś i bełkoczesz.

-Nie. Poczekaj, żebym chociaż mógł do ciebie dobiec! - Podbiegł niedołężnie, potykając się co rusz o nic.

-Ile znowu wypiłeś?

Wypełnić Misję... // SpideypoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz