Wszyscy jeszcze spali. W dormitorium panowała całkowita cisza. Za oknem rozlegały się odgłosy wiatru, hulającego nad pokrytymi błotem i wielkimi kałużami błoniami zamkowymi. Iriana wygramoliła się spod kołdry i poczuła chłód panujący w pomieszczeniu. Ogień w palenisku pośrodku pokoju zgasł już dawno temu. Dziewczyna szybko ubrała się w gruby sweter i sztruksowe spodnie, po czym zarzuciła na siebie grubą pelerynę. Spojrzała za okno. O dziwo, nie padało. Sprawdziła czy ma przy sobie różdżkę i już miała wychodzić gdy zauważyła dwa wielkie żółte ślepia wpatrujące się w nią uważnie z głębi pokoju. Zmrużyła oczy, które powoli przyzwyczajały się do ciemności panującej wokoło. Kotka Emmy siedziała na jednym ze stolików nocnych. Sowa - przypomniała sobie Iriana. Wróciła do swojego łóżka, przy którym stała klatka ze skrzydlatym listonoszem. Miała zaprowadzić ptaka do sowiarni, jednak wiedziała, że nie ma na to czasu, a jeżeli zostawi go tutaj, kot Emmy dobierze się do niego i narobi rabanu. Postanowiła więc wypuścić zwierzę, aby samo dotarło do schronienia w Wieży Zachodniej. Na palcach zbliżyła się do okna i otworzyła je. Zawiasy zaskrzypiały głośno, a rama zatrzeszczała, po czym do pomieszczenia wleciał mrożący podmuch wiatru. Sowa zatrzepotała śnieżnobiałymi skrzydłami i bez wahania wyleciała na zewnątrz, zanurzając się w ciemności. Iriana szybko zamknęła okno, oglądając się za siebie. Usłyszała senne pomrukiwania kilku ze swoich współlokatorek, niektóre nawet zaczęły przewracać się w łóżkach. Dziewczyna zastygła w bezruchu, do czasu aż głosy nie ucichły. Na korytarzu, jak i w części wspólnej było pusto i cicho. Iriana przechodząc przez pomieszczenie spojrzała na zegar. Wpół do szóstej. Oznaczało to, że ma pół godziny na dotarcie na boisko, a najlepiej żeby zrobiła to jeszcze wcześniej - przed członkami drużyny ślizgonów. Wtedy mogłaby bezpiecznie i spokojnie ukryć się w dogodnym do obserwowania oraz podsłuchiwania miejscu. Boisko znajdowało się spory kawałek od zamku, więc postanowiła się pośpieszyć i skorzystać z tajnego przejścia. Opuściła dormitorium, udając się ruchomymi schodami w dół, po czym skręciła w lewo. W końcu dotarła do wejścia do podziemnego tunelu, prowadzącego - jak domniemała - na boisko. Nie była pewna, gdyż sama nigdy nie korzystała z tego przejścia, jedynie słyszała o nim od huncwotów. Mimo wątpliwości, podważyła jedną z kamiennych płyt w podłodze i weszła do ciasnego korytarza znajdującego się pod nią. Wyjęła z kieszeni peleryny różdżkę, aby rozjaśnić sobie drogę zaklęciem lumos. Mimo jasnej kuli światła, niewiele widziała, gdyż tunel ciągnął się w nieskończoność. Spojrzała jeszcze raz w górę, w wyjście z tunelu. Nie mogę zostawić przejścia otwartego - pomyślała. Z trudem udało jej się zaciągnąć płytę na jej miejsce. Teraz nie miała już odwrotu. Musiała iść przed siebie wąskim korytarzem. Powoli stawiała krok za krokiem, nachylając się, by nie uderzyć głową w strop. Jedną ręką trzymała się ściany, a w drugiej niosła różdżkę, oświetlając sobie drogę. Wydawało jej się, że idzie tak w nieskończoność, jednak nadzieję na znalezienie wyjścia dał jej okrągły otwór w suficie, na kilka stóp przed końcem tunelu. Niestety nie było tam żadnej drabiny, a Iriana nie była na tyle wysoka by dosięgnąć klapy, więc musiała wspiąć się po ścianie. Sprawę ułatwił fakt, że kamienie, którymi wyłożone były zarówno ściany, podłoga jak i sufit tunelu poukładane były nierówno i wiele z nich wystawało, co umożliwiło wspinaczkę. Iriana ostrożnie wydostała się z przejścia, jednak wcale nie znalazła się na boisku. Przystanęła na chwilę, uważnie przysłuchując się odgłosom. Jakby zza ściany słychać było rozmowę, a później polecenia wydawane męskim głosem. Jestem pod trybunami - pomyślała - a ślizgoni są już na boisku.
- Lumos Maxima - szepnęła. Kula światła na końcu jej różdżki gwałtownie powiększyła się. Gryfonka rozejrzała się dookoła i potwierdziła się w swoim przekonaniu - była pod trybunami. Tylko jak się stąd wydostać? Powolnych krokiem zaczęła przechadzać się dookoła, aż zauważyła, że w pewnym miejscu płachta pokrywająca drewnianą konstrukcję została przerwana. Skorzystała z okazji i wydostała się na zewnątrz. Znalazła się na błoniach, po drugiej stronie od właściwego wejścia na boisko. Nie zostało jej nic innego jak obiec dookoła całą budowlę i wejść w normalny sposób na trybuny. Biegła szybko, mimo że jej nogi grzęzły czasami w gęstym błocie. Nie zwracała uwagi na chłód poranka. Kilka razy odwróciła głowę, żeby spojrzeć na słońce wschodzące nad zamkiem. Niebo nabrało pomarańczowo-żółtego odcienia, a promienie odbijały się od dachów wież. W niektórych oknach widać już było światło, jednak większość zamku nadal była pogrążona w leniwym śnie. W końcu dotarła na trybuny, gdzie ukryła się między siedzeniami w dogodnym do obserwowania miejscu. Wygrzebała z głębi kieszeni notatnik i pióro, niewymagające kałamarza, które zakupiła pod koniec sierpnia na ulicy Pokątnej. Ślizgoni latali po boisku, ćwicząc jakieś skomplikowane manewry. Iriana próbowała rozpoznać wszystkich, co przychodziło jej z trudem, jednak po dłuższym czasie udało jej się zidentyfikować każdego z zawodników. Bardzo zdziwiła się, gdy doszła do wniosku, że nowym kapitanem ślizgonów jest Gilbert Blythe, w zeszłym roku awansowany na szukającego.
- Ciekawe co na to Emma - uśmiechnęła się do siebie. Gdy skończyła sporządzać listę składu drużyny, zabrała się za opisywanie manewrów wykonywanych przez zawodników pod czujnym okiem Blythe'a. Nie było to zadanie łatwe, jednak Iriana wiedziała, że musi wyciągnąć z tej wycieczki najwięcej informacji jak może. Po pół godziny nogi miała już tak ścierpnięte, że mrowiły nieprzyjemnie, a każdy ruch bardzo bolał. Nie mogła jednak wstać i rozprostować skulonych kończyn - groziło by to zauważeniem przez zawodników, a jako szpieg musiała zostać nieuchwycona. Jeszcze godzina - pomyślała, przygryzając wargi. Na szczęście wraz z wschodem słońca na dworze zrobiło się nieco cieplej, a wiatr przestał miotać tak niemiłosiernie. Był to pierwszy poranek bez deszczu od ponad tygodnia. Nagle jeden z zawodników niespodziewanie wylądował obok kapitana i cisnął miotłę na ziemię. Gryfonka wytężyła słuch, by usłyszeć rozmowę, jednak okazało się to zbyteczne, gdyż Malfoy zaczął wydzierać się w niebogłosy:
- Słuchaj Blythe! Mam dosyć twojego zrzędzenia. Gram wystarczająco dobrze, nie potrzebuję twoich jakiś głupich manewrów.
- Stul pysk, Lucjusz i wracaj do latania - syknął Gilbert. Iriana drgnęła na dźwięk tych słów i nawet nieco wychyliła głowę ponad ławę, aby przyjrzeć się Blythe'owi. Zawsze dość łagodny, opanowany oraz dobrze wychowany, nagle pokazał się od innej strony. Ciekawe co na to Emma - pomyślała powtórnie Iriana i zaczęła śledzić wzrokiem kapitana. Nie wyglądał tak jak zapamiętała go z zeszłego roku, a także ze spotkania na ulicy Pokątnej. Jego twarz nabrała bladej barwy, a błyszczące oczy podkrążone. Kapitan w nienajlepszej kondycji - dopisała w notatniku obok listy zawodników. W końcu po półtorej godziny treningu, ślizgoni zeszli z boiska. Iriana z trudem wstała, chwiejąc się na zesztywniałych nogach. Powoli rozprostowywała każdą kończynę i przeglądała notatki.
- No Simpson, twoja mina będzie bezcenna, gdy to zobaczysz - powiedziała pod nosem gryfonka. Uśmiechnęła się triumfalnie i pobiegła w stronę wyjścia na błonia. Zgłodniała, cała brudna od błota pobiegła do zamku, wprost do dormitorium w wieży, aby się przebrać. Następnie udała się do Wielkiej Sali, gdzie przy stole gryffindoru spotkała swoich przyjaciół. Wśród czerwonych szat, wyróżniała się siedząca obok Emmy Elena w szaliku w barwach hufflepuff'u.
- Ina! - Przywitały ją wesołym okrzykiem dziewczyny.
- Dzień dobry - odpowiedziała, siadając i nakładając sobie na talerz ogromną porcję naleśników z czekoladowym kremem.
- I jak, udało ci się... no wiesz - wyszeptała Elena, przysuwając się do przyjaciółki.
- Mhm - przytaknęła Iriana i podała puchonce pod stołem swój notatnik. Dziewczynka przekartkowała zapiski, po czym powiedziała z podziwem:
- Teraz to już ślizgoni niczym was nie zaskoczą.
- Zgadza się. - Iriana przełknęła kęs naleśnika i uśmiechnęła się szeroko.
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Novela JuvenilOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.