Gryfoni wtłoczyli się do szkoły wrzeszcząc i wiwatując na cześć szukającemu, dzięki któremu pierwszy raz w tym roku wygrali mecz quidditcha. Tłumy wypełniały korytarze. Uczniowie w większości kierowali się do pokojów wspólnych.
-Iriana, Emma!-Elena ledwo odnalazła swoje przyjaciółki wśród innych tłoczących się w holu osób.
-Wygraliśmy! Cały mecz byłaś w skrzydle szpitalnym?-zapytała Emma jednak nie doczekała się odpowiedzi ponieważ ona jak i Elena zostały pociągnięte za szaty w stronę schodów, a później pokoju wspólnego.
-Spokojnie Ina-zaśmiała się Emma.
Dziewczyny stanęły przed portretem Grubej Damy.-Nikt się nie skapnie-stwierdziła Iriana po czym zmieniła zaklęciem Colovaria kolory szalika puchonki z żółto-czarnego na czerwono-żółty. Pierwszoroczniaczki weszły do pokoju wspólnego gdzie już zbierały się tłumy, by świętować zwycięstwo. Po chwili dołączyli do nich Huncwoci trzymając w rękach czekoladowe żaby, które James wygrał w zakładach. Impreza rozkręciła się w najlepsze. Nie wiadomo skąd w dormitorium znalazło się jedzenie, a z gramofonu zaczęła lecieć wesoła muzyka częściowo zagłuszana przez huczne wiwaty. Atmosfera w pomieszczeniu była przecudna. Jedyną osobą, której nie do końca podobała się impreza był perfekt Jacob, który przez cały czas musiał trzymać młodszych uczniów z dala od ognistej whisky nie wiadomo jakim trafem przemyconej do pokoju.
Impreza trwała do samego wieczoru. Chwilę przed 20 Elena opuściła dormitorium gryfonów i udała się do własnego pokoju. Bardzo zależało jej na tym żeby nie zostać przyłapanym na włóczeniu się wieczorem po korytarzu, bo przecież nie mogła usprawiedliwić się tym, że była na kolacji ponieważ znalazła się w całkowicie innej części zamku. Pomknęła schodami w dół, a później jeszcze raz w dół i dotarła na miejsce. Już miała wejść do środka gdy zorientowała się, iż jej szalik nadal jest w barwach gryffindoru. Jednym ruchem różdżki odwróciła wynik zaklęcia zmieniającego kolor i przedostała się do dormitorium. Na szczęście nikt nie przyczepił się do jej późnego powrotu. Dziewczyna poszła do sypialni i położyła się na łóżku, zmęczona huczną imprezą, w której brała udział.
★
-Jak się bawicie?-zapytała Iriana podchodząc do huncwotów. Syriusz wyglądał na bardzo zadowolonego, natomiast James i Remus nie cieszyli się zbytnio.
-Po prostu robisz to źle Potter-Syriusz nie zwrócił uwagi na pytanie kuzynki.
-Na twoim miejscu nie nazywałbym jej wiewiórą-stwierdził Remus.
-Znowu Lily? James odpuść sobie chociaż na jeden dzień-westchnęła Iriana. Remus pokiwał głową na znak, że zgadza się ze zdaniem koleżanki.
-Co ten smarkeus ma czego ja nie mam-James kopnął ze złością w stołek, który przewrócił się z hukiem po czym odszedł z Syriuszem w stronę innych pierwszoroczniaków.
-Co tym razem?-Iriana zwróciła się do Remusa.
-James znowu próbował zaimponować Evans... Ona się poirytowała i powiedziała mu, że nie dorasta Snape'owi do pięt a on w zamian nazwał ją wiewiórą-odpowiedział chłopak.
-Nieźle... Podoba Ci się ta impreza?-zapytała Iriana.
-Tak, całkiem nieźle. Szkoda, że Peter cały czas siedzi w skrzydle szpitalnym-zmartwił się Remus.
-Nic mu nie będzie-pocieszyła kolegę Iriana i zaczęła szukać wzrokiem w tłumie swoich przyjaciółek-Emma!-zawołała ją radośnie.
-Jestem-Emma podbiegła z uśmiechem.
-Gdzie Elena?-spytała rozglądając się.
-Poszła już do siebie-odpowiedziała Emma. Nagle nie wiadomo skąd wystrzeliło różnokolorowe konfetti.
-Tfu-Iriana wypluła kawałek kolorowe papieru, który wpadł jej do ust.
-Oh coś czuję, że to dopiero się rozkręca-zaśmiała się Emma otrzepując włosy z różnokolorowych strzępków papieru.
-Chodźcie, potańczymy-stwierdziła Iriana po czym pociągnęła za sobą na parkiet Emmę i Remusa. Gryfoni imprezowali w najlepsze, aż do godziny 22 gdy do pokoju weszła profesor McGonagall i obwieściła koniec zabawy. Uczniowie udali się do swoich sypialni. Większość z nich zmęczona położyła się do łóżek. W dormitorium zapanowała pozorna cisza. Iriana i Emma również wróciły do swojego pokoju.
-Patrz-wyszeptała Emma wskazując na okno, za którym siedziała śnieżno-biała sowa.
-Ciekawe do kogo to-zdziwiła się Iriana wpuszczając skrzydlatego listonosza do pomieszczenia. Gdy sowa znalazła się w środku, Iriana od razu rozpoznała ptaka po nieco wygiętym dziobie.
-To chyba do mnie...-westchnęła Iriana-Ta sowa należy do mojego ojca... A więc Heroldzie, co masz mi do przekazania?-zapytała mierząc wzrokiem zwierze. Ptak wyciągnął do niej nóżkę, do której przywiązany był list w czerwonej kopercie zaadresowany do Iriany Black. Dziewczyna delikatnie odwiązała wstążkę i spojrzała na kopertę.
-Czemu nie przyleciała do ciebie w ciągu śniadania?-zapytała Emma ze zdziwieniem.
-Nie mam pojęcia-rzuciła krótko Iriana rozrywając kopertę. Herold podfrunął bliżej okna, jakby chciał jak najszybciej uciec z pokoju. W pewnym momencie list wyrwał się z ręki Iriany. Okazał się straszliwym wyjcem.Plugawa zdrajczynio jak mogłaś narazić naszą rodzinę na takie znieważenie! Czy nie wstyd ci za twoje okropne czyny? Najpierw trafiłaś wraz z twoim niegodnym kuzynem do domu podłych szyderców, plujących na czystość krwi a teraz jeszcze swoim zachowaniem niszczysz dobre imię i honor rodu Blacków! Nie zasługujesz na miano, którym cię obdarzono! Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego przysięgam, że trafisz do mugolskiego sierocińca!
Okropne wrzaski obudziły wszystkich znajdujących się w wierzy. Iriana w panice zamknęła drzwi do pokoju i jeszcze raz popatrzyła w stronę gdzie przed chwilą wisiał w powietrzu wyjec. Teraz jedynie kupka popiołu leżała na podłodze.
-Co to było?-zapytała jedna z współlokatorek wyrwana ze snu okropnymi jazgotami.
-Nic, nic-powiedziała Iriana. Jej głos drżał, wyglądała jakby miała wybuchnąć płaczem a jednocześnie zacząć wściekle drzeć się na wszystkich dookoła. Na schodach słychać było kroki.
-To wasz wyjec?-zapytał ktoś zza drzwi.
-Tak. Już wszystko w porządku. Przepraszamy!-krzyknęła Emma prawie równie wstrząśnięta jak jej przyjaciółka. Po kwadransie szmerów i rozmów w dormitorium znów zapanowała cisza.
-Spokojnie-Emma przytuliła Irianę siedzącą na łóżku.
-Szybko mu się o mnie przypomniało, jakby prorok przychodził do niego z miesięcznym opóźnieniem-powiedziała Iriana cała się trzęsąc.
-Aż tak mają niepoukładane w głowie?-zapytała Emma spoglądając na kupkę popiołu.
-To jeszcze było nic... Co dopiero będzie jak wrócę do domu-zapłakała Iriana. Czuła się okropnie nie do tego, że została obrzucona raniącymi słowami przez własnego ojca to do tego obudziło to wszystkich znajdujących się w wierzy i z pewnością będzie to temat rozmów wielu uczniów przez następne tygodnie.
-Będzie w porządku. Muszą się z tym pogodzić-wyszeptała Emma.
-Oni się z tym nie pogodzą. Prędzej wyrzucą mnie z domu niż to zaakceptują-powiedziała Iriana ocierając łzy rękawem. Wybiła godzina 22.30. Dziewczyny zgasiły świecę i położyły się do łóżek. Iriana nie spała całą noc, rozmyślając nad tym czy odpowiadać na list od ojca oraz co pomyślą sobie inni.
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Teen FictionOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.