- Walka z poplecznikami Grindelwald'a. Ach to nie były przelewki, moi drodzy. Jedno czarnoksięskie zaklęcie, i zdarzały się takie przypadki, że powalało z tuzin porządnie wyszkolonych aurorów. Jednak po upadku Grindelwald'a w 1945 roku, spadły morale, a w związku z tym fanatycy Gellerta nie byli już tak zapaleni do walki. Oj, niewielu udało się uciec przed karą... Nieliczni nadal nie zostali złapani, domniema się, że zginęli w innych okolicznościach, trochę po wojnie, inni twierdzą, że ukrywają się i czekają na nowego wielkiego pana. Nie ma jednak, żadnych informacji świadczących o tym, by dawni poplecznicy Grindewald'a, znaleźli się w szeregach Voldemort'a. Jednak kto wie...
Po szybach spływały ciężkie krople deszczu, a w klasie panowała całkowita cisza. Wszyscy przysłuchiwali się monologom nauczyciela obrony przed czarną magią - Algera Vikander'a, wielu wcale nie z zainteresowania jego opowieściami, ale z samego szacunku do jego sędziwej osoby. Większość uczniów jednak nie kryła niezadowolenia, woleliby uczyć się zaklęć, niż słuchać wspomnień aurora. Jego relacją, bitew, walk i pogromów niebezpiecznych stworów, nie można było zarzucić, że są nudne czy bezsensowne, jednak uczniowie czuli potrzebę nauczenia się praktycznych zaklęć, które w obliczu niepewności i zagrożenia ze strony rosnącego w siłę Czarnego Pana oraz jego armii śmierciożerców, dałyby im choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa.
Po lekcji OPCM przyszedł czas na długą przerwę, podczas której Iriana postanowiła dostarczyć Johnowi Simpson'owi, zapiski na temat drużyny ślizgonów, które miały być jej przepustką do znalezienia się w składzie.
- John! - Zawołała gryfonka, doganiając chłopaka na korytarzu.
- Tak? - zapytał ze zdziwieniem patrząc na dziewczynę.
- Proszę, musisz przekazać Armstrongowi, że trafia na ławkę rezerwowych - odpowiedziała, podając mu notatnik i uśmiechając się z zadowoleniem. Simpson chwycił zapiski i zaczął przeglądać je uważnie. Z każdą kartką, na jego twarzy malowało się coraz większe zdumienie. W końcu spojrzał na Irianę i powiedział:
- Nieźle się spisałaś - te słowa jakby nie chciały przejść mu przez gardło - widzimy się na treningu, jutro wieczorem. Ogłosili już dokładną datę meczu... Szesnasty października. Musisz się dobrze przygotować. Nie mam do ciebie takiego zaufania jak do Rogera, świetnie się spisywał na pozycji obrońcy, dlatego wiedz, że nie jestem zadowolony z tego stanu rzeczy... Ale muszę dotrzymać danego ci słowa. Obiecałem ci, że będziesz na tej pozycji jeżeli zdobędziesz informację, które się nam przydadzą, a więc tak. Jesteś nowym obrońcą gryfońskiej drużyny quidditcha. Nie chwal się ślizgonom. Zaskoczymy ich - powiedział, po czym włożył do kieszeni szaty notatki i zniknął w tłumie próbującym przecisnąć się do Wielkiej Sali.
- I co? - Emma i Elena podeszły do Iriany stojącej na środku korytarza.
- Jestem nowym obrońcą gryfońskiej drużyny quidditcha - odrzekła uradowana Black.
- Obrończynią... Pierwszą obrończynią w historii szkolnych rozgrywek - sprostowała ją Emma.
- Pierwszą dziewczyną na tej pozycji! - Elena objęła przyjaciółkę i mocno przytuliła.
- Zgadza się. Cokolwiek uważa Simpson i nie ważne jak niezadowolony jest, udowodnię mu, że postąpił rozsądnie - uśmiechnęła się triumfalnie Iriana.✦✦✦
- James Potter!
- Jestem.
- Jacob Campbell!
- Obecny.
- Dave Blaine!
- Obecny.
- Berta Parker!
- Obecna.
- Anthony Crawford!
- Jestem, jak zawsze kapitanie.
- Iriana Black!
- Obecna.
- Świetnie - odetchnął z ulgą John - Wszystkich mamy. Jak widzę mamy też rezerwowych - dodał spoglądając na Rogera, Patricka i Syriusza, nie mogącego ustać spokojnie w rzędzie.
- Kapitanie, ale... - odezwał się Armstrong.
- Tak Roger, zostałeś zastąpiony, tymczasowo zastąpiony przez pannę Black - odparł kapitan.
- Tymczasowo? - zapytała Iriana.
- Na okres próbny - odparł Simpson. Czy on na prawdę musi wszystko mi utrudniać? - pomyślała Iriana.
- Dziś trochę teorii, później dawka praktyki. Może najpierw trochę o naszych przeciwnikach - zaczął swój wywód kapitan, kartkując notatnik Iriany - Gilbert Blythe, szukający ślizgonów jest teraz ich kapitanem. Wygląda na to, że nie ma się najlepiej ale mimo to opracował dużo skomplikowanych manewrów. Nie wierzę aby takie uparte woły jak Malfoy czy Mulciber, którzy wkupili się do drużyny posiadaniem drogich mioteł, byli by w stanie je opanować, jednak musimy być gotowi nawet na to.
Iriana przypomniała sobie o czymś. Miotła. Nimbus 1000. Zwinna i lekka. Osiąga prędkość do 100 mil na godzinę, zdolna do obrotu o 360 stopni w miejscu. Ta, którą sprzątnął jej sprzed nosa w sklepie na ulicy Pokątnej Jasper Sprouse. Sklepikarz powiedział, że nowa dostawę mają w połowie października. Być może, jeżeli wyśle po nią swoją sowę już teraz, wyślą ją najszybciej jak się da i będzie miała ją już na meczu.
- Black!? - Z rozmyślań nad wymarzoną miotłą wyrwał ją krzyk Johna. Iriana ocknęła się i rozejrzała dookoła. Wszyscy wsiadali już na miotły, spoglądając z góry na rysunki objaśniające manewry, jakie wyrył Simpson w błocie pokrywającym murawę. Dziewczyna wskoczyła na miotłę leżącą najbliżej niej i wzbiła się w powietrze. Zaczął się prawdziwy trening, co bardzo jej się spodobało. Jacob, James i John za wszelką cenę chcieli wcisnąć kafle, w którąś z obręczy bronionych przez nią, jednak udawało im się to zaskakująco rzadko. Bardzo szybko i zwinnie odpierała wszystkie ataki. Dopiero gdy wszyscy zaatakowali jednocześnie, przez dezorientację nie udało jej się wybronić ani jednego rzutu. Latające wokół tłuczki nie stanowiły dla gryfonki większego problemu. Kilka razy dostała w ramię, co co prawda bardzo bolało, jednak mimo chwili zachwiania nie spadła z miotły. John z każdą minutą patrzenia na sposób gry Iriany, szanował ją coraz bardziej. W końcu, gdy wszyscy byli już bardzo zmęczeni, a słońce chyliło się ku zachodowi, John ogłosił koniec treningu. Iriana odnosząc miotły do schowka, zauważyła, że z trybun machają do niej jej przyjaciółki, radośnie podskakując. Odmachała i wybiegła im na spotkanie.
- Widziałyśmy jak grasz... Jesteś świetna! - krzyknęła Elena.
- Ślizgoni będą mieli ciężki orzech do zgryzienia - dodała Emma.
- Niewątpliwie - męski głos odezwał się z tyłu. Dziewczyny ze zdziwieniem odwróciły się do stojącej za nimi osoby.
- Źle cię oceniłem. Jesteś szybka i to daje ci ogromną przewagę nad atakującym - powiedział John Simpson. Iriana oniemiała. Osoba, która nie chciała dopuścić ją do gry w drużynie, teraz wyraża do niej pełen respekt.
- Mam nadzieję, że na meczu poradzisz sobie tak samo dobrze jak dziś na treningu. Widzimy się jeszcze w piątek. Mamy kilka rzeczy do ustalenia - dodał chłopak, po czym odwrócił się i odszedł. Emma i Elena spojrzały na Irianę, która nadal nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- Macie ochotę na kubek ciepłego kakao? - przerwała ciszę Elena. Dziewczyny z entuzjazmem przystały na propozycję puchonki i udały się do zamku.
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Teen FictionOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.