Po wyjściu ze skrzydła szpitalnego Iriana i Emma udały się do pokoju wspólnego by tam spędzić niedzielne popołudnie. Gdy weszły do środka zobaczyły grupkę uczniów zebraną przy fotelu, na którym siedział Jacob z gazetą. Gryfoni czytali uważnie jakiś artykuł na pierwszej stronie gazety. Robili to w ciszy i z przerażonymi minami. Dziewczyny podeszły do nich powoli i spojrzały na nagłówek wydrukowany wielkimi grubymi literami "Rodzina mugoli zamordowana", a później na wytłuszczony tekst "liczba śmierciożerców rośnie", "zdrajcy krwi i czarodzieje mugolskiego pochodzenia powinni trzymać się na baczności". Irianę i Emmę zamurowało. Wiedziały że trwa wojna i że Sam-Wiesz-Kto zbiera swoją armię, jednak był to temat skrzętnie pomijany we wszelkich rozmowach z dziećmi.
-Chyba w Hogwarcie jesteśmy bezpieczni, prawda?-zapytała zaniepokojona Emma siadając na fotelu niedaleko grupki uczniów czytających Proroka Codziennego.
-Raczej tak, ja i ty z pewnością. Martwiłabym się o taką Lily albo innych mugolaków...-odpowiedziała zmartwiona Iriana.
-Myślisz że ta wojna rozkręci się na dobre? Trwa już od roku i jak na razie...-mówiła powoli Emma gdy do pokoju wspólnego wpadli Huncwoci z całkiem dużym pudełkiem w ręku. Syriusz dał znak Irianie żeby przyszła do sypialni chłopców gdzie sami po chwili pobiegli.
-Idziemy zobaczyć co to?-zapytała Iriana.
-Czemu nie...-powiedziała Emma wstając z fotela.
-Co to?-spytała Iriana wchodząc do pokoju.
-Prezent dla Filcha.-uśmiechnął się łobuzersko Syriusz po czym uchylił wieko pudełka. W środku było kilka brązowych ziemistych kulek wydzielających okropny zapach.
-Fuj! Czemu to tak śmierdzi?-skrzywiła się Emma.-To łajnobomby, właśnie o to chodzi. Zastanawiamy się jakby podłożyć je Filchowi, ale tak żeby nas nie zauważył...-powiedział James.
-Radziłabym zrobić to jeszcze dziś popołudniu, inaczej niedługo w całym dormitorium będzie tym śmierdziało...-poradziła Iriana.
-Iriana ma rację, zróbmy to jeszcze dziś. Najlepiej teraz.-stwierdził Syriusz.
-A gdzie Remus?-zapytała Emma.
-McGonagall powiedziała że jest w skrzydle szpitalnym, ale Pomfey nie chciała nas wpuścić. Nawet nie wiemy co mu jest...-odpowiedział Potter.
-Dziwne, nie widziałyśmy go...
-Byłyście w skrzydle szpitalnym?
-Tak, Elena spadła ze schodów...
-Ha! Syriusz mówiłem ci że to była ona!-prychnął śmiechem James.
-Ona z wszystkiego spada, jak nie z miotły to ze schodów.
-To ty na nią wpadłeś?
-Tak jakby... Uciekaliśmy przed Pince, wkurzyła się za to że hałasowaliśmy w bibliotece...
-No to co robimy z tymi łajnobombami?-przerwała rozmowę Emmy i Syriusza Iriana.
-Podrzucamy Filchowi... James wspominałeś o tym przeźroczystym prześcieradle, możemy go użyć prawda?-uśmiechnął się Black.
-Przeźroczystym czym?-zapytała ze zdziwieniem Iriana.
-To nie jest prześcieradło przygłupie, to peleryna niewidka-odparł James i podszedł do swojego łóżka u dołu którego leżała duża skórzana walizka. Wyjął z kufra coś, czego nie dało się uchwycić wzrokiem. Emma i Iriana patrzyły zdumione:
-Prawdziwa peleryna niewidka... Skąd ty ją wytrzasnąłeś?
-I to nie byle jaka peleryna niewidka... To ta, którą otrzymał od Śmierci Ignotus Peverell... Jest w mojej rodzinie od pokoleń, ot taka ciekawa zabawka-powiedział z dumą Potter, demonstrując działanie ów magicznego przedmiotu.
-Zabawka? To przecież jedno z insygniów śmierci!-Emma nie mogła uwierzyć własnym oczom.
-Dobra, wystarczy tego chwalenia się James, wszyscy się pod nią zmieścimy?-zapytał Syriusz po czym podszedł do Jamesa i wziął od niego pelerynę. Gryfoni próbowali wcisnąć się pod nią wszyscy jednak wystawały im buty.
-Pięć osób to za dużo, ktoś nie będzie ukryty...-zmartwiła się Iriana.
-Peter wyskakuj, będziesz musiał zostać tutaj-stwierdził bez namysłu Syriusz. Peter wykonał polecenie. Chwilę później grupka uczniów schodziła już po schodach ukryta pod peleryną, James niósł ostrożnie pudło z łajnobombami.
-Ej, a właściwie jaki mamy plan?-spytała Emma gdy byli już w połowie drogi do gabinetu woźnego.
-To zazwyczaj Remus jest od wymyślania planów... A że nie mamy Remusa to nie mamy planu-wzruszyli ramionami chłopcy. Podczas wędrówki po korytarzu kilka razy musieli wymijać innych uczniów by nie wpaść na nich i nie zostać nakrytym. Gdy już znaleźli się na miejscu przyszedł czas żeby zdecydować jak wykorzystać ich łajnobomby.
-A gdyby tak zostawić je w gabinecie, tak żeby spadły na głowę Filchowi w momencie jak wejdzie do środka?-zaproponowała Iriana, jej pomysł spotkał się z dużym poparciem więc postanowili go zrealizować. Poczekali aż korytarz nieco opustoszeje i zabrali się do roboty. Wykonywanie jakichkolwiek ruchów będąc ściśniętym pod peleryną było bardzo niewygodne, jednak musieli sobie poradzić. Udało im się otworzyć drzwi i wejść do środka. Teraz zostało im tylko przylepienie łajnobomb tuż nad wejściem. Dość długo męczyli się nad tym jednak udało im się zawiesić je Zaklęciem Czasowego Przylepca, tak aby spadły gdy ktoś wejdzie do pomieszczenia. Wyszli na zewnątrz i stanęli na korytarzu by oglądać efekty ich pracy. Niestety Filch nie pojawiał się na horyzoncie. Siedzieli tak czekając z porządny kwadrans, aż zauważyli że w stronę gabinetu pewnym krokiem zmierza profesor McGonagall. Zaniepokoiło ich to gdyż dość surowa nauczycielka z pewnością nie puści płazem takiego występku. Jak na złość im zmierzała wprost do gabinetu Filcha. Zapukała do środka i nacisnęła klamkę po czy otworzyła powoli drzwi. Gryfoni ukryci pod peleryną niewidką patrzyli na całą sytuację z równym zaciekawieniem jak i napięciem. Nauczycielka weszła do środka i w tym momencie łajnobomby spadły na dół. Trzy z nich McGonagall zatrzymała zaklęciem Arresto Momentum jednak czwarta z nich spadła wprost na jej szmaragdowo zieloną suknie, zostawiając na niej ogromną brązową plamę.
-Panie Filch?!-zawołała z oburzeniem kobieta rozglądając się po gabinecie stojąc w otwartych drzwiach. Następnie wyczyściła suknie zaklęciem Chłoszczyść, zamknęła drzwi gabinetu i zaczęła badać wzrokiem korytarz w poszukiwaniu potencjalnego sprawcy tego niezbyt przyjemnego żartu. Gryfoni ścisnęli się jeszcze bardziej pod peleryną niewidką, patrząc z zaniepokojeniem na wodzącą wzrokiem profesor McGonagall. Była w bardzo złym humorze, więc wiedzieli że gdy wyda się kto to zrobił, zostaną naprawdę srogo ukarani. Na szczęście Minerwa po chwili odpuściła i udała się w stronę pokoju nauczycielskiego. Żartownisie odetchnęli z ulgą i szybko uciekli z miejsca swoich psot.
-Następnym razem powinniśmy lepiej zaplanować to wszystko...-powiedziała niezadowolona Iriana.
-Szkoda że to już wszystkie łajnobomby. Jeżeli oberwiemy za to, to chętnie cisnąłbym jedną w Filcha.-zdenerwował się James.
-Przecież wszystko się udało... Mina McGonagall była dość zabawna.-uśmiechnął się Syriusz próbując poprawić humor reszcie.
-Dobra, wracajmy do pokoju wspólnego. Co powiecie na partyjkę szachów czarodziei? Syriusz dostał nowy komplet na urodziny...-zaproponował James.
-Przecież ty nie lubisz szachów, Syriusz-zdziwiła się Iriana.
-Tak. Moi rodzice o tym wspaniale wiedzą. Cóż, od kiedy dowiedzieli się że trafiłem do Gryffindoru nieco próbują mi dogryźć. Matka nawet pisała list do Dumbledore'a z pretensjami że tiara przydziału się pomyliła i niezwłocznie ma przenieść mnie do Slytherinu-opowiedział chłopak.
-To zabawne... Moi nawet nie wiedzą ale kiedyś będzie trzeba im powiedzieć...-westchnęła Iriana.
-Nie rozumiem co wasi rodzice widzą złego w tym że jesteście w Gryffindorze-zdziwiła się Emma.
-Widzisz, trafianie do Slytherinu w naszej rodzinie, to w pewnym sensie już taka tradycja. Jedyny dom, do którego nie mogą trafić mugolaki i chyba z tego powodu jest to dla nich takie ważne. Mają fioła na tym punkcie-wytłumaczyła Iriana.
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi że rodzice przedstawiali ci Malfoya? Założę się że już planują wasz ślub!-zaśmiał się Syriusz patrząc na Irianę.
-Zamknij się. Nie zamierzam nawet rozmawiać z kimś takim jak on!-oburzyła się dziewczyna. W krótkim czasie znaleźli się w pokoju wspólnym gdzie zdjęli pelerynę i zabrali się za grę w szachy czarodziei.
-Jak ty to robisz James!? Wygrywasz już z nami 3 raz!-oburzyła się Iriana przegrywając po raz kolejny rozgrywkę z Potterem.
-Po prostu jestem w to bardzo dobry, tak jak w wiele innych rzeczy-uśmiechnął się James patrząc w stronę Lily Evans siedzącej po drugiej stronie pokoju wspólnego. Niedzielne popołudnie mijało gryfonom bardzo przyjemnie. Nikt nie zwracał uwagi na okropną pogodę za oknem i nieliczni martwili się szokującymi wiadomościami dostarczanymi przez Proroka Codziennego. Hogwart miał w sobie coś, co dawało ucznią poczucie bezpieczeństwa i sprawiało że większość trosk odchodziła bardzo szybko... A może to po prostu atmosfera przyjaźni, panująca dookoła?
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Teen FictionOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.