Zakazany las /48/

18 1 4
                                    

Iriana, Emma, James, Syriusz, Peter i Remus powoli zbliżali się do Zakazanego lasu. Byli coraz bliżej ogromnej puszczy, pełnej starych drzew, magicznych stworzeń, sekretów i śmiertelnych niebezpieczeństw. Z każdym krokiem widzieli coraz wyraźniej ogromne drzewa i gęstwinę roślin. Chłopacy weszli do lasu jako pierwsi, odważnie krocząc między olbrzymimi bukami. Tuż za nimi szły dziewczyny oczarowane, a jednocześnie przerażone widokiem baśniowego lasu. Im głębiej wchodzili, tym korony sędziwych drzew przepuszczały coraz mniej promieni słońca. Puszcza stawała się gęstsza, co sprawiało, że wyglądała jeszcze bardziej tajemniczo.  W bujnych zaroślach słychać było ciche szmery, przytłumione odgłosami kroków gryfonów. Czuć było zapach roślin i lekko wilgotnej ściółki. Z czasem gdy grupka przemieszczała się coraz bardziej wgłąb, las stał się tak gęsty, że nie było widać prawie nic na dalej niż 20 stóp, jednak mimo to dziewczyny czuły z daleka nieznajomy chłodny wzrok. 
-Nie poszliśmy zbyt daleko?-zapytała półgłosem Emma, patrząc przez ramię. Za nimi nie było widać już zielonych błoni i zamku. Wokoło znajdowały się jedynie drzewa, drzewa i ciemność. 
-Nie. Dopóki wiemy, w którą stronę wrócić to znaczy, że jest w porządku-wzruszył ramionami Syriusz. Grupka szła dalej rozglądając się dookoła. 
-Ciii!-zatrzymała ich nagle Iriana, wskazując na pobliskie krzaki. 
-Co to?-zdziwiła się reszta zatrzymując się i patrząc na zad konia wystający z zarośli. 
-To chyba jednorożec-szepnęła Iriana, powoli zbliżając się do zwierzęcia. Miało ono perłową sierść i długi błyszczący ogon, jego umaszczenie mocno kontrastowała z mrokiem lasu. Gryfoni przyglądali się mu z nadzieją. Wtedy zza gąszczu niespodziewanie wyłoniła się głowa stworzenia. Ku ich zaskoczeniu, wcale nie był to jednorożec, a centaur - pół-człowiek pół-koń. Iriana z piskiem odskoczyła do tyłu wpadając na stojącego za nią Syriusza. Gryfoni zamarli w bezruchu i w milczeniu przyglądali się mistycznej istocie, a ona ze zdziwieniem patrzała na nich. Miała koło 7 stóp wysokości, jej skóra od pasa w górę była równie blada jak ogon i koński zad. Włosy przyozdobione roślinami powiewały delikatnie, natomiast ostre rysy twarzy sprawiały, że centaur wzbudzał respekt wśród dzieci, które przy jego wysokim wzroście wyglądały na wyjątkowo malutkie. Długie spiczaste uszy przekute błyszczącymi kolczykami bacznie nasłuchiwały odgłosów lasu, a niebiesko-szare oczy uważnie przyglądały się intruzom, którzy dostali się do lasu.
-Co to?-zapytała półgłosem Emma. 
-Nie wiem, to ty należysz do klubu miłośników magicznych zwierząt-odparła cicho Iriana. 
-Cześć-zaczął niepewnie Syriusz, robiąc mały krok do przodu w stronę stworzenia. To lekko drgnęło po czym nagle w zasięgu wzroku pojawił się następny centaur. Drugie stworzenie wyglądało bardzo podobnie z wyjątkiem tego, że miało ciemnogranatową skórę, a jego klatkę piersiową zdobiły liczne złote tatuaże przedstawiające konstelację gwiazd.
-Cóż to?-zapytał niskim głosem niebieski centaur spoglądając w stronę białego. 
-Ludzkie szczenięta-odparł centaur stojący bliżej gryfonów. 
-Co tu robią?-Niebieski centaur zaczął powoli zbliżać się do Iriany, Emmy i chłopców. 
-Same nie wiedzą-biały centaur zmierzył dzieci wzrokiem. 
-To niech się wynoszą, to nasz teren. Dumbledore mówił, że nikt nie będzie nas niepokoić-powiedział niebieski centaur tupiąc przednimi kopytami. 
-Nie wyglądają groźnie-stwierdził biały centaur. 
-Taurusie, to czarodzieje!-oburzył się niebieski centaur. Biały centaur pokręcił głową niezadowolony po czym rzekł łagodnie do gryfonów:
-Co tu robicie? Zagubiliście się?
-Ta-ak zgubiliśmy się-odpowiedzieli pierwszoroczniacy, nadal nieco przerażeni obecnością dziwnych istot. 
-Widzisz Gemini, powinniśmy im pomóc wrócić na skraj lasu-powiedział biały centaur Taurus. 
-Mylisz się Taurusie, skoro te niesforne szczenięta przybiegły tu to znaczy, że zasłuży na zostanie pożartym przez akromantule lub coś innego-zaprotestował niebieski centaur Gemini. 
-Nie masz racji-sprzeciwił się Taurus.
-Wątpię żeby Virgo był zadowolony z twojego postępowania. Jeszcze zostaniesz ukarany za usługiwanie niewdzięcznym czarodziejom-Gemini obrzucił dzieci wzrokiem po czym zniknął w gąszczu zarośli i ciemności lasu. Przez chwilę jedynym dźwiękiem, który słyszeli przestraszeni gryfoni był głośny galop kopyt niebieskiego centaura, oddalającego się od nich w nieznanym kierunku. 
-Co was tu sprowadza?-zapytał zmartwiony Taurus. 
-My właściwie...-zająknął się Syriusz. 
-Nie jesteście tu mile widziani, musicie jak najszybciej stąd znikać-powiedział centaur kiwając głową w stronę ścieżki, którą przyszli gryfoni-Dalej, idźcie za mną-dodał powoli ruszając w wyznaczonym kierunku. Gryfoni podążyli za istotą, z niepewnością rozglądając się dookoła.
-Gdzie nas prowadzisz?-zapytała po chwili już nieco bardziej pewna siebie Iriana.
-Tam skąd przybyliście-odrzekł krótko Taurus. 
-Sami sobie poradzimy-odparła Iriana. Centaur pokręcił głową po czym rzekł:
-Nawet jeżeli znacie drogę nie wiadomo czy dotrzecie do zamku cali. Żyją tu oprócz nas niebezpieczne istoty, o których nawet sam Dumbledore nie ma bladego pojęcia. Natomiast centaury nie życzą sobie obecności czarodziei na swoim terenie-powiedział centaur prowadząc dzieci wąską ścieżką w stronę błoni. Po kilkunastu minutach wędrówki w całkowitej ciszy, usłyszeli za sobą przytłumiony tupot kopyt. Z każdą sekundą dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. W oddali widać było sylwetki dobrze zbudowanych centaurów galopujących w ich stronę z łukami w rękach. 
-Musicie zmykać stąd! Prędko!-krzyknął Taurus po czym zawrócił, pędząc wprost na swoich przyjaciół. Gryfoni zaczęli uciekać przed najeźdźcami. Dopiero teraz zrozumieli, że centaury nie życzyły sobie ich obecności na swoim terenie do tego stopnia, iż są gotowe do ataku. Biegli ile tchu w piersiach, wprost przed siebie, manewrując między drzewami i krzewami. Nagle drogę zagrodził im wielki centaur z łukiem wycelowanym ku nim. Skręcili i zaczęli biec w innym kierunku, nie dbając o to gdzie dotrą. Słyszeli za sobą dźwięki strzał przeszywających powietrze, a później trafiających w drzewa lub spadających na ziemie. Po kilkunastu minutach sprintu, zasapani gryfoni ukryli się w głębokich zaroślach, by odetchnąć trochę i wymyślić plan dalszej ucieczki. 
-Chyba ich zgubiliśmy-odetchnęła z ulgą Emma, nasłuchując uważnie co się dzieje dookoła. Nie było już słychać tupu kopyt ani dźwięków strzał. 
-Wra-aa-ca-aa-jmy już-wydusił z siebie Peter trzęsąc się ze strachu. Syriusz wystawił głowę z zarośli i rozejrzał się wokoło. 
-Pusto-rzucił wychodząc z krzaków. Grupka gryfonów znalazła się w jeszcze bardziej odległej i tajemniczej części Zakazanego Lasu. Przez chwilę uczniowie błąkali się w poszukiwaniu ścieżki, którą przyszli jednak oddalili się od niej na tyle, że powrót tą samą drogą był niemożliwy tym bardziej, iż mogli natknąć się tam na centaury, za pewne cały czas wrogo do nich nastawione. 
-Co teraz zrobimy?-zapytała Emma zdenerwowana. 
-Pójdziemy przed siebie-zadecydowała Iriana. 
-Oszalałaś? Ten las jest ogromny, będziemy się włóczyć po nim do samej nocy zanim znajdziemy drogę do zamku, jeżeli nawet w ogóle ją znajdziemy-spanikował James. 
-Jestem głodny,  wracajmy do zamku!-przerwał Peter.
-Zamknijcie się jeszcze centaury nas usłyszą-zdenerwował się Syriusz. 
-Taki mądry teraz jesteś? A czyj to był pomysł tu przyjść?-wygarnął James. 
-Poczekajcie...-uspokoił ich Remus, myśląc głęboko-Las najlepiej widać z okien wschodniej części zamku, prawda?
-Tak-przytaknęła po chwili namysłu reszta. 
-Czyli jest na wschodzie od Hogwartu... Czyli zamek jest na zachód od lasu-myślał dalej Remus. 
-To znaczy, że powinniśmy iść na zachód-stwierdziła Iriana. 
-Wskaż mi!-Emma rzuciła zaklęcie czterech stron świata, a jej różdżka momentalnie obróciła się na północ. 
-Czyli idziemy tam-Remus wskazał palcem odpowiedni kierunek i gryfoni ruszyli za nim. Wędrówka była ciężka. Z czasem robiło się coraz chłodniej, a błąkanie się po lesie robiło się coraz bardziej nieprzyjemne. Grupka przyjaciół niepewnie stąpała po ziemi, rozglądając się dookoła. Nie wiedzieli co może jeszcze czyhać na nich w ogromnej, ciemnej puszczy oprócz wściekłych centaurów. Przestroga Taurusa utkwiła im głęboko w sercach więc przy każdym, chociaż najmniejszym szeleście wyjmowali różdżki, gotowi do ataku. Idąc przez puszczę, można było odnieść wrażenie, że nie ma ona końca. 
-Fuj!-krzyknęła Iriana zdejmując z siebie lepką nitkę, która przyczepiła się jej do twarzy. 
-Widzicie to?-zapytała Emma spoglądając w stronę wielkiej pajęczyny rozwieszonej między jednym drzewem, a drugim kilkanaście stóp od nich. 
-Czy to...-zaczął Remus, jednak przerwał mu głośny pisk Petera:
-PAJĄKI!-wrzasnął pulchny chłopiec. W stronę grupki gryfonów biegły trzy ogromne akromantule, ruszając wściekle swoimi szczękami. Ich cienkie, długie nogi poruszały się w zawrotnym tempie. Uczniowie rzucili się do ucieczki, jednak nie mieli szans z ośmionożnymi kreaturami biegnącymi z zawrotną prędkością. 
-Expulso!-wrzasnęła Iriana machając za siebie. Zaklęcie odrzuciło jednego z pająków do tyłu, jednak dwa pozostałe nie przestawały biec. Gryfoni pędzili co tchu, co jakiś czas spoglądając przez ramię w stronę reszty akromantul. 
-Diffindo!-krzyknęła Emma pozbawiając jednego ze zwierząt większości nóg. 
-Petrificus Totalus!-Remus rozprawił się z ostatnim z pająków. 
-Uff-odetchnęła Emma zatrzymując się. 
-Nieźle nam poszło-dodała Iriana zmachana. Gryfoni przez chwilę stali oparci o drzewo, próbując złapać oddech. Nikt z nich nie był przygotowany na następną falę, ośmionożnych bestii. 
-P-pp-patrzcie-wydusił z siebie niespodziewanie Peter, wskazując ręką w kierunku, z którego nadbiegały następne pająki. Tym razem było ich o wiele więcej. 
-Wiejemy!-zawołała Iriana rzucając się do ucieczki. Gryfoni mimo zmęczenia biegli ile sił w nogach. Byli już blisko celu... W oddali, za drzewami widać było już jasną zieleń szkolnych błoń. Od polany dzieliło ich może 100, a może 200 stóp, jednak pająki miały nad nimi dużą przewagę i z każdą sekundą znajdowały się coraz bliżej. 
-Diffindo!-wrzasnął Syriusz, odcinając jedną z grubych gałęzi buku, która upadając na ziemie zagrodziła drogę potworom. Niestety ośmionożne kreatury szybko pokonały przeszkodę, rzucając się w dalszą pogoń za dziećmi. Manewrowanie między drzewami nie należało do najłatwiejszych zadań. 
-Aał!-Iriana przewróciła się o jeden z wystających korzeni. 
-Iriana!-zawołała Emma widząc, że przyjaciółka została w tyle. Akromantule z każdą chwilą coraz bardziej zbliżały się do leżącej na ziemi gryfonki. Iriana zamknęła oczy i skuliła się na zimnym podłożu. Sekundy dzieliły ją od momentu jak wściekłe bestię miały rzucić na nią, rozrywając ją swoimi ogromnymi szczękami. 
-Alarte Ascendare!-krzyknął Remus w ostatniej chwili celując różdżką w pająka najbliżej przyjaciółki, a ten został odrzucony do tyłu wraz z kilkoma innymi akromantulami. Lupin w oka mgnieniu podbiegł do dziewczyny i pomógł jej wstać po czym oboje dogonili resztę. Gryfoni w końcu dotarli na zieloną polanę na skraju puszczy, ale pomimo tego nie przestawali uciekać. Zatrzymali się dopiero na łące blisko Bijącej Wierzby, padając ze zmęczenia na trawę. 
-Nigdy więcej...-wysapał James. Dziewczyny jeszcze raz spojrzały w kierunku lasu, ogromne pająki powoli znikały, chowając się w mroku drzew i zarośli. 
-Dziękuję-Iriana uśmiechnęła się w stronę Lupina-Gdyby nie ty pewnie stałabym się obiadem dla tych bestii... 
Chłopak nic nie mówiąc odwzajemnił uśmiech. Przez następny kwadrans gryfoni leżeli na łące, próbując złapać oddech po emocjonującej ucieczce przed stadem akromantul. Była to z pewnością jedna z bardziej niebezpiecznych i wartych zapamiętania przygód, jakie dotychczas przeżyli... 

Pewnego razu w Hogwarcie...Where stories live. Discover now