14 lutego nadszedł bardzo niespodziewanie. Uczniowie w wirze nauki zapomnieli o zbliżającym się święcie. Bardziej podekscytowani byli ze względu na mecz, który miał odbyć się tego dnia.
-Kurczaki nie mają szans-stwierdził James gdy huncwoci z Irianą i Emmą schodzili po wielkich schodach na śniadanie. Mijali właśnie jakąś uroczą parę piątoklasistów lepiących się do siebie.
-Okropne-powiedziała Iriana z zażenowaniem patrząc na obściskujących się uczniów.
-A ty już zaprosiłeś Lily na walentynkowy spacer?-zaśmiał się Syriusz szturchając Pottera ręką.
-Mówisz jakby to było takie proste-westchnął James.
-Dobrze. Przetrenujmy to-stwierdził Remus. Iriana automatycznie załapała o co chodzi i postawiła Emmę wprost przed Jamesem.
-Co ty robi-Emma zaczęła protestować. Przechodzący obok uczniowie podśmiewywali się z ów zabawnej sytuacji.
-A więc co mówisz?-zapytał Syriusz patrząc na Jamesa. Ten chwilę się zastanawiał i odparł:
-Czy pójdziesz ze mną na spacer?
-Głośniej! Jak powiesz prawie szeptem to cie nie usłyszy-skarciła go Iriana.
-CZY PÓJDZIESZ ZE MNĄ NA SPACER PO MECZU?-prawie że krzyknął James. Emma zażenowana sytuacją zaczerwieniła się co wyglądało jakby była onieśmielona zaproszeniem.
-No odpowiedz mu coś, nie wspierasz go-powiedziała Iriana.
-Tak. Jasne, że tak. Zawsze o tym marzyłam-rzuciła Emma śmiejąc się pod nosem.
-Uśmiechnij się teraz do niej-powiedział cicho Syriusz. Potter szeroko się uśmiechnął. Dopiero chwilę później Emma zorientowała się, iż całej sytuacji z niezadowoleniem na twarzy przygląda się pewien ślizgon z trzeciej klasy. Zdziwiło ją to. Gryfoni weszli do Wielkiej Sali i zajęli swoje miejsca przy stole.-O patrz James, idzie Lily-Syriusz wskazał na rudowłosą dziewczynkę zmierzającą w ich stronę.
-Świetnie, wiesz co robić-powiedział Remus.
-Lily! Pójdziesz ze mną na spacer po meczu?-krzyknął James.
-Ja? Jeśli się nie mylę umówiłeś się już z Emmą...-stwierdziła Evans. Najwidoczniej niektórzy nie załapali, że to co przed chwilą działo się na holu było zwykłym żartem.
-Nie... Ja nie...-protestował James ale rudowłosa odeszła już w stronę swoich przyjaciółek.
-Niech to. Trzeba było nie robić tego na środku korytarza-sfrustrował się Syriusz.
-Cóż, jak nie tym razem to następnym-pocieszyła ich Iriana.
-Abrams! Gdzie moje czekoladowe żaby?-zawołał James do krukona przechodzącego między stołami.
-Jeszcze się okaże!-odkrzyknął chłopak.
-Ciekawe komu kibicują ludzie z innych domów-zaczęła rozmowę Emma, przyglądając się ślizgonowi z trzeciej klasy, który od zdarzenia na korytarzu nie odrywał wzroku od Jamesa. Wyglądał na zdenerwowanego i zawiedzionego jednocześnie. Zastanawiało ją co tak go zirytowało. Od czasu gdy tańczyła z nim na balu często o nim myślała. Czuła wtedy łaskotanie w brzuchu, jak to mają w zwyczaju mawiać mugole "motylki".
-Ślizgoni na pewno nie nam, a inni to zależy-odpowiedział James.
-Od czego?-zapytała Iriana przeżuwając kęs grzanki z jajkiem.
-Od tego kogo bardziej lubią lub kto lepiej gra-stwierdził James.
-A z kim się jeszcze założyłeś?-spytała Iriana.
-Z Abramsem i jeszcze jakimiś dwoma ślizgonami-rzucił James krótko. Nie zdawał sobie sprawy, że cały czas obserwowany jest przez Blythe'a. Mecz zaczynał się równo w południe, więc po śniadaniu uczniowie mieli jeszcze nieco czasu na inne rzeczy. Większość uczniów udało się na główny dziedziniec by pospacerować w spokoju a nieliczni wrócili do biblioteki lub pokojów wspólnych. Pogoda była dużo łagodniejsza, cienka warstwa śniegu pokrywała już nie tak zmarzniętą ziemię a zza chmur nieśmiało wychylało się słońce.
-Komu kibicujesz, Elena?-zapytała Iriana otulając się czerwono-żółtym szalikiem.
-No jasne, że wam-uśmiechnęła się puchonka.
-Dobry wybór-zaśmiała się Iriana. Dziewczyny przechadzały się środkiem placu, wokół nich znajdowało się wielu innych uczniów również gawędzących na różne tematy.
-Czy to na prawdę aż tak ważne? To tylko rozgrywka quidditcha dla zabawy-stwierdziła Emma.
-TYLKO? AŻ! I wcale nie dla zabawy!-odparła Iriana, przechodząc koło jakiegoś krukona i pokazując mu język.
-Podobno w przyszłym roku dużo osób odchodzi z waszej drużyny-zaczęła Elena-Wiecie już coś o jakiś naborach?
-Tak. Znaczy... Będą. A James już się wgryzł. To było niesprawiedliwe-Iriana nadal czuła żal, że kolega dostał się bez eliminacji a ona musi czekać do przyszłego roku.
-Skąd o tym wiesz?-Emma zapytała obracając się w stronę puchonki.
-Laila mi powiedziała. Perfekt naczelna... Rozmawiałam z nią wczoraj w pokoju wspólnym-odpowiedziała Elena.
-Rahal?-spytała Iriana.
-Tak. Laila Rahal-powiedziała Elena.
-Ona gra w afrykańskiej reprezentacji quidditcha. Jest nowa w drużynie ale podobno całkiem nieźle się spisuje jak na tak młodego gracza-zaczęła Iriana.
-Dziwne. Przecież nie grała w ostatnim meczu-zdziwiła się Elena.
-Tak. W proroku codziennym pisali, że nabawiła się jakieś strasznej kontuzji. Dopiero co dołączyła do Zaklinaczy z Czamba a już ma kontuzje...-Iriana przerwała i spojrzała na grupkę uczniów zebraną po boku dziedzińca.
-Jak myślicie coś się stało?-zapytała Emma patrząc w stronę zgromadzenia. Dziewczynki ruszyły żeby zobaczyć co się stało. Gdy zbliżyły się, usłyszały dobrze znany im głos:
-Tak Smarkeusie? Twierdzisz, że jestem totalnym czubkiem nie umiącym uwarzyć najprostszego eliksiru?
Iriana, Emma i Elena zaczęły przepychać się między uczniami otaczającymi wyzywających się pierwszoroczniaków. Po chwili mogły już zobaczyć Syriusza z Jamesem stojących na przeciwko czarnowłosego ślizgona.
-Jesteś najgorszym cymbałem jakiego kiedykolwiek poznałem-odpowiedział Severus patrząc z pode łba na gryfonów-Chodź Lily-dodał odwracając się do rudowłosej dziewczyny. Widać było, że w Potterze coś się zagotowało.
-Nie tak szybko Śmiecierusie-zatrzymał go Syriusz ku wyraźnej uciesze gapiów, czekających na rozwój sytuacji całkowicie jakby nadchodzący mecz nie dostarczał im wystarczająco rozrywki.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia?-wymruczał pod nosem Snape.
-Diffindo!-James wycelował w torbę ślizgona, z której po chwili wysypały się przeróżne przedmioty w tym kilka książek, związanych z urokami czarnomagicznymi. Tłum obserwatorów zareagował głośnym "Ooo!". Niektórzy patrzyli na to z przerażeniem a inni śmiali się z miotającego się w popłochu Severusa zbierającego przedmioty z ziemi. W pewnym momencie ślizgon wstał i wyciągnął różdżkę. Widząc to James z Syriuszem odskoczyli na bok, przez co zaklęcie wymierzone w nich trafiło w nieszczęsnego Petera. Po chwili z miejsca zdarzenia zmył się zarówno Snape jak i tłum wiernych gapiów.
-Nieźle go załatwiliśmy-uśmiechnął się Syriusz.
-Peter, w porządku?-zapytał Remus oglądając spuchniętą twarz kolegi.
-Na brodę Merlina, co to było za zaklęcie-zmarszczył brwi James przyglądając się Pettigrewowi.
-Zaklęcie żądlące-stwierdziła Iriana.
-Nic przyjemnego-dodała Elena ze współczuciem. Wtedy na dziedzińcu rozbrzmiały dzwony obwieszczające godzinę wpół do dwunastej.
-Chyba powinniśmy już pójść na mecz jeżeli nie chcemy zajmować miejsc za jakimiś przerośniętymi siódmoklasistami-oznajmił Syriusz.
-Peter powinien chyba iść pokazać się pani Pomfey-poradziła Emma.
-Emma ma rację-poparł koleżankę Remus.
-Po meczu-odparł James.
-No nie wiem-odpowiedziała Emma spoglądając na Petera.
-Daj spokój. Nie możemy opuścić meczu-zdenerwowała się Iriana.
-Dobra, to wy idźcie. Ja zaprowadzę go do skrzydła szpitalnego-westchnęła Elena.
-Świetnie-ucieszyli się Syriusz, James i Iriana po czym razem z Emmą ruszyli w stronę wyjścia.
-A więc tacy z was przyjaciele-wymruczał do Pottera i Blacka Remus biegnąc w stronę dwójki idącej po schodach w kierunku skrzydła szpitalnego.★
Trybuny były pełne czerwono-żółtych oraz niebiesko-szarych barw. Na całym stadionie rozbrzmiewały okrzyki kibiców. Grupka pierwszorocznych gryfonów zajęła miejsce wśród innych członków ich domu. Zaraz na boisku pojawili się gracze, równie podekscytowani jak otaczająca ich naokoło widownia. Obie drużyny wzbiły się w powietrze, złoty znicz został wypuszczony i rozpoczęła się gra.
Z początku, ku rozczarowaniu kibiców na boisku niewiele się działo. Przez ponad kwadrans wynik wynosił 10-10. Wszystko się zmieniło gdy szukający gryffindoru dostrzegł znicza latającego tuż przy bramce raveclawu. Krukoni blokowali go jak tylko się dało, by umożliwi swojemu graczowi zdobycie małej latającej piłeczki jednak to nie podziałało. Mimo tego, że wszystko szło dobrze gryfonowi nie udało się zdobyć znicza. Gra toczyła się dalej. W drużynie gryffindoru (hucznie dopingowanej przez kibiców) wzrastała desperacja. Muszą wygrać ten mecz! Nie może być inaczej! Wrzawa na stadionie z minuty na minutę stawała się coraz głośniejsza. Gra nabierała tępa, gracze śmigali w powietrzu jak oszalali. 50 do 70 dla gryfonów. Po kilku minutach 80-100 dla krukonów. ZNICZ ZOSTAŁ ZŁAPANY! Gryffindor wygrał mecz! Radość na trybunach była nie do opisania. Wrzaski, głośniejsze niż kiedykolwiek wypełniały cały stadion.
-WYGRALIŚMY!!!-Iriana z radości mało nie wypadła za poręcz oddzielającą widownię od pola gry.
-Udało się!-krzyczeli Syriusz z Jamesem. Entuzjazm nie miał końca.
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Teen FictionOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.