Pierwszy kwietnia zapowiadał się na prawdę słonecznie. Elena powolnie wstała z łóżka, kilkukrotnie przecierając oczy i długo ziewając. Gdy oprzytomniała wystarczająco, spojrzała do kalendarza. Dziś mecz, za tydzień święta Wielkanocne, czyż może być lepiej zapowiadający się miesiąc od słonecznego kwietnia? W końcu już wiosna... Pomyślała po czym ubrała się w żółto-czarny sweter. Na dworze wesołe promyki słońca budziły świat do życia. Zielona trawa pięła się w górę, a na drzewach widać było pierwsze pączki. Puchonka otworzyła skrzypiące okno, budząc niechcący współlokatorki i wpuszczając do sypialni rześkie powietrze.
-Dzień dobry-zawołała Iris odgarniając rozczochrane włosy z twarzy.
-Cześć-uśmiechnęła się Elena-Czas na śniadanie, wstawajcie-dodała. Po chwili dziewczynki znalazły się już na korytarzu, idąc wesołym krokiem w stronę Wielkiej Sali. Czego jak czego, ale pogody ducha nie można było im tego dnia odmówić. Z politowaniem patrzyły na ślizgonów i gryfonów zabijających się nawzajem wzrokiem. Elena usiadła do stołu, nakładając sobie na talerz dużą porcję jajecznicy i grzanki z serem gdy tuż obok spadła jej poczta, zrzucona przez niezdarną sowę.Puchonka rzuciła w podziękowaniu skrzydlatemu listonoszowi kawałek suchego chleba po czym zabrała się za odpakowywanie listu oraz przeglądanie najnowszego wydania tygodnika "Gromoptak" pod hasłem "Twój świstoklik do świata magicznych stworzeń".
-Hmm... Wracacie na święta do domu?-zapytała czytając list od rodziców z zapytanie czy przyjedzie na Wielkanoc.
-No jasne, że tak-odparła Iris-Nie wyobrażam sobie świąt bez ciasta mojej mamy.
-Oj, Irka święta to nie tylko jedzenie-zaśmiała się Agnes-Ale tak, ja też wracam-dodała z uśmiechem. Elena pokiwała głową i zaczęła przeglądać gazetę. Natknęła się na artykuł o samoobronie prze dementorami, zatytułowany "Obrona przed szczęściożerczymi potworami-w tych czasach każdy musi ją znać!".
-Nawet już w czasopiśmie o zwierzętach o tym piszą...-westchnęła starsza puchonka. Straszne wieści napływały z coraz to nowszych źródeł. Już nie tylko prorok dostarczał uczniom wiadomości o kolejnych zbrodniach popleczników Czarnego Pana.
-Nie przejmujcie się, tutaj nic nam nie grozi-powiedziała Laila Rahal, puchonka i perfekt naczelna Hogwartu.
-Masz rację, moja matka mówi, że gdyby miała ukryć mnie gdzieś przed śmierciożercami to wysłała by mnie właśnie tutaj-stwierdził Amos Diggory, lekko pucołowaty chłopiec z drugiego roku. Po posiłku uczniowie udali się na błonia, by skorzystać ze wspaniałej pogody. Mecz miał rozpocząć się tradycyjnie w samo południe, więc mieli jeszcze trochę czasu na swobodne spacery i rozmowy.-Cześć!-Elena z uśmiechem przywitała przyjaciółkę.
-Hej-odpowiedziała Emma-Jak się masz?-dodała.
-W porządku, właśnie zastanawiam się co odpisać rodzicom-Elena wskazała na list, który trzymała w ręce.
-Wracasz na święta do domu?-zapytała Emma.
-Tak, a ty?-odparła Elena.
-Ja też, stęskniłam się już za Madison, Gabrielle, Haydenem no i rodzicami-zaśmiała się Emma.
-A Iriana?-spytała puchonka.
-Nie wiem, nie rozmawiałam z nią o tym. Ona po prostu nie lubi o tym rozmawiać-stwierdziła Emma-Widziałaś ją gdzieś na błoniach?-dodała.
-Nie-oznajmiła Elena.
-Dziwne, zniknęła gdzieś po śniadaniu z Huncwotami i nie mam pojęcia gdzie jest-powiedziała Emma, rozglądając się po zielonych terenach wokół zamku.
-Cóż, może znowu urządzają jakieś wygłupy-wzruszyła ramionami Elena. Dziewczyny powoli przechadzały się brzegiem jeziora, rozkoszując się wspaniałym widokiem. Wielki średniowieczny zamek, stojący w otoczeniu licznych zieleniących się pagórków i wzgórz. Tafla ogromnego zbiornika wodnego, od której odbijały się wesołe promienie słońca. A to wszystko dopełnione jeszcze atmosferą magii i przyjaźni... No dobrze, pomijając zażartych fanów quidditcha z gryffindoru i slytherinu, którzy aktualnie patrzyli na siebie z pode łba wyczekując nadchodzącego meczu. W pewnym momencie uwagę przyjaciółek przykuło zbiorowisko niedaleko Wierzby Bijącej.
-Coś wydaje mi się, że właśnie znalazłyśmy Inę...-zażartowała Emma przyglądając się grupce uczniów, zasłaniających zdarzenie będące powodem ich zebrania.
-Idziemy zobaczyć co tym razem wymyślili?-zapytała Elena kierując się w stronę ogromnego drzewa. Kilka minut później dziewczyny dotarły na miejsce.
-No co smarkeusie? Na co czekasz? Zdejmij ją!-zadrwił James wskazując na torbę, wiszącą na jednej z ogromnych gałęzi drzewa. Teczka należała do nikogo innego, jak Severusa Snape'a stojącego niedaleko i z niezadowoleniem patrzącego na to co się dzieje.
-Po co masz różdżkę, omnibusie? A przepraszam, no tak... Została w torbie-zakpił Syriusz. Ślizgon kilka razy próbował podejść do drzewa, jednak wtedy zaczynało ono wierzgać we wszystkie strony swoimi olbrzymimi gałęziami, uniemożliwiając zbliżenie się do niej. Uczniowie bacznie przyglądali się, raz to Snape'owi a raz wierzbie i zawieszonej na niej torbie.
-To jak śmiecierusie? Zdejmiesz ją?-zaśmiał się James.
-A może boisz się DRZEWA?-dodała Iriana uśmiechając się szyderczo. Severus znów próbował podejść do Wierzy Bijącej. Tym razem nie zdążył się cofnąć i został brutalnie uderzony w twarz przez jedną z jej gałęzi, po czym upadł na ziemię. Tłum z napięciem oglądał całe zdarzenie, coraz więcej osób zbierało się wokół drzewa. Snape wstał i jeszcze raz zbliżył się do drzewa ponownie. Wierzba wymierzyła kolejne dwa ciosy, prosto w brzuch chłopaka. Severus runął na ziemie kuląc się z bólu.
-Stop!-krzyknął perfekt puchonów, przeciskając się między gapiami-Co to ma znaczyć?-dodał spoglądając raz na huncwotów, a raz na Snape'a leżącego pod wijącymi się gałęziami.
-My... No wiesz...-zająknął się James. Nie wyglądał na tak pewnego siebie jak przed kilkoma minutami. Skamander pomógł wstać ślizgonowi i odciągnął go od drzewa.
-Koledze torba utknęła... Dopingowaliśmy go w zdjęciu jej-skłamał Syriusz.
-Doprawdy?-zapytał niezbyt przekonany puchon zaklęciem zdejmując teczkę z gałęzi i oddając ją właścicielowi. W kilka sekund tłum gapiów rozpierzchł się po błoniach, a Severus pobiegł w stronę zamku. Niedaleko wierzby został jedynie Skamander, huncwoci oraz trzy dziewczyny.
-Tak. Właśnie tak było-pokiwał głową James.
-Chcieliśmy mu pomóc, ale no wiesz-dodał Syriusz gestykulując.
-Sami nie byliśmy w stanie poradzić sobie z nią-Iriana wskazała na wierzbę. Grupka gryfonów bezskutecznie próbowała przekonać perfekta, iż był to nieszczęśliwy wypadek.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać o tym nieszczęśliwym wypadku z profesor Minerwą-stwierdził Edward zabierając chłopców do zamku. Gdy oddalili już się Elena zaczęła mówić:
-Co wam odbiło?! Mogła stać się mu jakaś krzywda! Rozumiem żarty, ale to?
-Daj spokój, to były tylko wygłupy... Zdjęlibyśmy mu tą torbę-odpowiedziała Iriana, zdziwiona że przyjaciółka ma do niej pretensje.
-Wygłupy? Masz rację... To było bardzo głupie, lekko myślne i nieodpowiedzialne!-krzyknęła Elena.
-Tak? Bronisz smarka? A może mówisz tak dlatego, że twój ulubiony perfekt tak twierdzi?-stwierdziła prześmiewczo Iriana.
-Nie... Ja... Dlaczego wy macie takie idiotyczne pomysły?!-rzuciła Elena.
-Czyżby? Szkoda ci śmiecierusa?-odparła Iriana odchodząc sama w stronę boiska quidditcha.
-Ina! Wracaj!-zawołała Emma.
-Spotkamy się na meczu-odpowiedziała Iriana nawet się nie odwracając.
-Czy wy właśnie się na siebie obraziłyście?-zapytała Emma głęboko wzdychając. Elena jedynie pokiwała głową i odeszła w przeciwną stronę.
YOU ARE READING
Pewnego razu w Hogwarcie...
Teen FictionOpowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.