Powrót do przeszłości /75/

14 2 0
                                    

Iriana skrupulatnie czyściła wielki srebrny puchar, pokryty kilku jak nie kilkunastoletnią warstwą brudu. Kurz wzbijał się w powietrze, gryząc dziewczynkę w oczy i nos, czasami przyprawiając nawet o ostry kaszel. Gdy zewnątrz trofeum było już perfekcyjnie błyszczące, przyszedł czas na zajrzenie do środka. Iriana przechyliła je lekko i zauważyła, że na dnie leży naszyjnik. Bez zastanowienia wyjęła go i delikatnie otarła z kurzu. Jej oczom ukazał się długi złoty łańcuszek, na którym zawieszony był lazurowy wpółprzejrzysty kamień, wyszlifowany w kształt pociągłego rombu. Iriana zaskoczona znaleziskiem, przyglądała się mu uważnie. Pod wpływem ciepła jej palców kamień zaczął zmieniać kolor z ziemnego niebieskiego na ognisto czerwony. Gryfonka mocniej ścisnęła ozdóbkę w ręku. Nagle poczuła dziwne uczucie, nieodpartą chęć zamknięcia oczu. Zmrużyła powieki...

Grimmauld Place 12. Ciemne ściany, okna w których wisiały czarne zasłony, ganek zdobiony jedynie kamiennymi rzeźbionymi schodkami, srebrna klamka od hebanowych drzwi miała kształt wijącego się węża. Nagle wąż poruszył się, a zza drzwi wychyliła się mała główka z czupryną kruczych włosów. Z domu wyszedł mały chłopiec, może dziewięcio, a może dziesięcio-letni. Za nim na ganek wybiegła niziutka dziewczynka, wyglądająca nieco schludniej od chłopca. Miała kręcone włosy, związane ciemnozieloną wstążka, a ubrana była w czarna sukienkę i równie czarne lakierki. Ramiona nakrywała etolą ze skóry karakułów. Mimo iż po ulicach Londynu kręciło się wiele dzieci zamożnej arystokracji, żadne z nich nie przykuwało wzroku tak jak ta dwójka. Dziewczynka i chłopiec ruszyli chodnikiem wprost w stronę domu towarowego. Bez problemu przeprawili się przez Barton Street, po czym skręcili w Chapel Market dzięki czemu w ciągu niecałego kwadransu byli na miejscu. Ochroniarz stojący przy wejściu do ogromnego pełnego sklepów budynku połypał na nich oczami z wyraźnym zdziwieniem, jednak nawet się nie odezwał. 
- Patrz Syriusz, ile świecidełek! - westchnęła dziewczynka, patrząc na ogromną choinkę stojącą pośrodku domu towarowego. Zbliżały się święta, wszystko było przyozdobione światełkami, kolorowymi girlandami, błyszczącymi bombeczkami, wizerunkami bogato polukrowanych pierników, a także białych aniołków i złotych gwiazdek. 
- To chyba największe drzewko Bożonarodzeniowe jakie kiedykolwiek widziałem - przyznał chłopiec - widziałaś kiedyś większe drzewko, Ina? 
Dziewczynka pokręciła głową i ruszyła w stronę piekarni. Był w niej taki ruch i gwar, że nikt nawet nie zauważył wyróżniających się ubiorem dzieci. Chłopczyk przytknął nos do szyby, za którą leżały pierniki - duże i małe, z dziurkami do zawieszenia na choince, bez lukru lub z słodką polewą, szalenie kolorowe lub bardziej eleganckie, ciasta - w różnych kompozycjach smakowych - pomarańczowo miodowe, cynamonowo cytrynowe, czekoladowe z suszonymi bakaliami, a także inne wymyślne smakołyki, kuszące zarówno wyglądem jak i zapachem unoszącym się w całym pomieszczeniu. 
- Co dla Was dzieciaki? - zawołała uśmiechnięta ekspedientka zza lady. Miała na sobie zielony fartuszek i czapkę mikołajkę z przyczepionymi elfimi uszami. 
- Jesteś elfem? - zapytała dziewczynka, przyglądając się osobliwym uszom. 
- Tak, jestem wróżką słodziuszką. Co byście schrupali moi mili? - zaśmiała się kobieta. 
- Prosimy dwa pierniki, te w lukrze, duży kawałek keksa i cztery eklerki - odpowiedział chłopiec, wykładając na ladę garść sykli wyjętych z kieszeni. 
- Ale z Was łasuchy... Ale co to? Bez żartów proszę. - Kobieta spochmurniała, patrząc na srebrne nieznane jej monety. 
- To są sykle. Nie wie pani? - Dziewczynka stanęła na palcach, aby dojrzeć ekspedientki zza lady. 
- Nie. Płacicie, albo stąd wychodzicie. 
- To nasza zapłata. Monety... Z czystego srebra - odpowiedział chłopiec. Kobieta westchnęła, zmierzyła dzieci podejrzliwym wzrokiem, przyjęła zapłatę, oglądając uważnie każdą z nietypowych monet i dała im papierową torbę ze smakołykami. 
- Dziwni ci mugole. Ale ozdoby mają piękne! Takie wesołe, migoczące, kolorowe! - przyznała dziewczynka, opuszczając piekarnię. Dzieciaki usiadły na brzegu wielkiej fontanny, zajadając słodkości. 
- Gdzie teraz pójdziemy? - zapytała dziewczynka, ciągnąc chłopca za rękaw. 
- Co powiesz na sklep zoologiczny? - zaproponował, otrzepując okruchy z ubrania. 
- Tak! Zobaczymy zwierzątka! - uradowała się malutka i dzieciaki ruszyły w stronę wystawy sklepowej, na której stały przeróżne klatki i akwaria. W każdej z nich znajdowało się inne zwierzątko. Uwagę chłopca przykuły kameleony, jaszczurki oraz rybki, natomiast dziewczynka przyglądała się wielokolorowym papużkom. 
- Patrz! Ta czerwona jest przepiękna! - zachwycała się, zdzierając głowę do góry. 
- Czerwona jest przepiękna! - odpowiedział ptak skrzeczącym głosem, na co dzieci zareagowały głośnym śmiechem.  W pewnym momencie dziewczynka potknęła się o jedną ze stojących na ziemi klatek i wpadła na regał, który przewracając się narobił istnego spustoszenia w sklepiku. W kilka chwil, nie wiadomo skąd na miejscu pojawił się naburmuszony ochroniarz. Fuknął coś wściekle, po czym złapał dzieci i zaczął ciągnąć gdzieś, przepychając się między klientami. 
- Puszczaj! - wrzeszczał chłopiec wierzgając się, jednak jego próby uwolnienia się z uścisku wielkiej dłoni były bezowocne. Gdy znaleźli się w małym pomieszczeniu przeznaczonym dla personelu ochroniarz krzyknął:
- Myślicie że nie zauważyłem jak wchodzicie tutaj bez rodziców? Takie smarkacze jak wy cały czas uprzykrzają mi życie i czas z tym skończyć. Nie będzie już niszczenia wystaw i wykradania słodyczy. Gdzie wasi rodzice?! 
Dziewczynka wlepiła oczy w czerwoną z wściekłości twarz mężczyzny. O dziwo, wcale się go nie bała. Jego pyzata twarz przypominała jej wielkiego spasionego wieprza, jakiego widziała kiedyś w książce na obrazku przedstawiającym zwierzęta gospodarskie. 
- Pytam gdzie wasi rodzice! - krzyknął ponownie. 
- Przyszliśmy tu... - zaczął chłopiec, jednak przerwał mu doniosły alarm. 
- A niech to diabli. Idziecie ze mną. - Ochroniarz zaczął znów ciągnąć dzieciaki za szmaty, tym razem w stronę schowka na miotły sprzątaczek. Nie szczędził siarczystych przekleństw. 
- Poczekacie tu - rzucił mężczyzna, po czym zatrzasnął dzieci w ciasnym pomieszczeniu. 
- Syriusz... - zadrżała dziewczynka. 
- Nie martw się. Ten wieprz nam nic nie zrobi - zaśmiał się chłopiec, kopiąc w drzwi. Po kwadransie coś zaskrzypiało i w drzwiach pojawiła się chuda sprzątaczka, wybałuszając oczy na dzieci w kantorku. Te nie tracąc czasu, umknęły przewracając kobietę. Popędziły wprost do przejścia na główny pasaż, z którego najłatwiej było dostać się na ulicę. Biegnąc popychały wszystkich dookoła, wpadały na inne dzieci i przewracały powolne staruszki. Jedna ze starych kobiet krzyknęła:
- Złodzieje! 
Od tego momentu wiele osób próbowało zatrzymać dzieci, jednak nikomu się to nie udawało. Ulga po wydostaniu się z domu towarowego była dość krótka, ponieważ mali uciekinierzy szybko zorientowali się, że goni ich wielki wieprz w mundurze ochroniarza, z którym już tego popołudnia mieli doczynienia. Dzieciaki szybko skręciły w inną ulicę, gubiąc się w gęstwinie przejść. W końcu znalazły drogę, jednak ochroniarz gonił je aż do samego Grimmauld Place, gdzie w dziwnych okolicznościach zniknęły między domem numer 11, a 13. 

- Iriana? Dobrze się czujesz? - Spokojny, ciepły głos wybudził dziewczynę ze snu, a raczej wspomnienia, tak szczegółowego i realistycznego, że aż niewiarygodnego. 
- Remus? - otrząsnęła się Black - Co się stało? Skończyliśmy już?
- Nie, jeszcze pół godziny. James mówił, że się ociągasz. Dobrze się czujesz? - zapytał Lupin. 
- Tak, ale co właściwie... - zająknęła się Iriana. Nie wiedziała co się działo, pamiętała jedynie przepiękne wspomnienie, które niczym film zostało przed chwilą odtworzone w jej umyśle. Rozejrzała się dookoła. Stała w Izbie Pamięci, przy półce z trofeami, a tuż obok niej stał Remus z zatroskaną miną. James mówił, że się ociągasz... Tak, teraz się jej przypomniało - odbywała wraz z huncwotami szlaban za niecne wybryki. 
- Dobrze się czujesz? - powtórzył Remus - Wołaliśmy cię, ale nie odpowiadałaś. Jak cię znalazłem stałaś oparta o półkę, z zamkniętymi oczyma. 
- Tak, przysnęłam - odparła Iriana, patrząc na naszyjnik trzymany w ręku. Emanował dziwnym gorącem i był czerwony jak rozżarzony węgiel.  
- W porządku. Pamiętaj, że jutro mecz. Myślę, że chłopacy nie będą mieć nic przeciwko jak zrobisz sobie małą przerwę w pracy... 
- Nie ma takiej potrzeby Remus, dziękuję. 
Lupin skinął głową i odszedł. Iriana schowała naszyjnik do kieszeni i wróciła do sprzątania. 

✸✸✸

"Potężne amulety i talizmany" Grace Torres, "Piękne i niezawodne amulety" Ethel Umbridge, "Jak zaczarować swój wisiorek" Sarah Warren, "Moc ukryta w ozdobie" Thomas Flagg - Iriana przejeżdżała palcem po grzbietach książek znajdujących się na półce. Czy to możliwe żeby amulet miał moc przywoływania wspomnień? 
- Umm, Iriana. Szukasz jakiejś szykownej ozdoby, która oprócz uroku doda ci nieco czaru? Tak? Czarujące ozdoby? Jak dla mnie powinnaś zacząć od ogarnięcia tych kudłów na głowie - Qi'ra stała wraz ze swoimi przyjaciółeczkami, śledząc wzrokiem gryfonkę. 
- A żeby cię ghul podeptał. Odczep się ode mnie - odparła Iriana, nawet nie odwracając się do krukonki. 
- Ghul... Tak. Szukałyśmy stworzenia do którego jesteś podobna i wydaje mi się, że właśnie sama je znalazłaś. Ghulica Iriana, jak to się pięknie komponuje - zadrwiła Qi'ra, trzepotając swoimi długimi czarnymi rzęsami. Black powstrzymywała się od złośliwych odzywek, zamiast tego zaklęciem zrzuciła kilka grubych książek z półki wprost na głowy krukonki i jej przyjaciółek. 
- Ałć! - pisnęła Qi'ra i cisnęła jedną z lektur w Irianę. Właśnie w tym momencie tuż obok przechadzała się bibliotekarka. 
- Qi'ra! Cóż ty wyprawiasz? Podnieś to w tej chwil i wynoś się z biblioteki. Nie wolno tak obchodzić się z książkami! Niektóre z nich są starsze niż sam profesor Vikander! - oburzyła się pani Pince. Qi'ra zażenowana, rzuciła wściekłe spojrzenie w stronę Iriany, po czym odeszła w stronę wyjścia. Na ustach Iriany zagościł słodki uśmiech triumfu. Black do późnego wieczora siedziała w bibliotece, próbując odnaleźć jakieś informację o swoim znalezisku, jednak nigdzie o było ani słowa o czymś takim jak amulet przywołujący wspomnienia. 

Pewnego razu w Hogwarcie...Where stories live. Discover now