WSOMS /72/

11 1 0
                                    

Ciężkie opary eliksirów unosiły się w powietrzu, napełniając klasę gęstą mgłą. Uczniowie nachylali się nisko nad swoimi kociołkami, by sprawdzić czy ich mikstury nabrały odpowiedniej barwy. Horacy Slughorn przeciskał się miedzy stołami, ocierając się o ich brzegi ogromnym, okrągłym brzuchem. Jak zawsze najwięcej uwagi poświęcił swoim prymusom, nazywanym przez niego żartobliwie "młodymi maestrami eliksirów". Powolnie pochylił się nad kociołkiem Severusa i zaczął zachwycać się jego kuriozalnymi umiejętnościami. Rubinowy, wpół przeźroczysty płyn mieszany przez Snape'a, faktycznie robił zniewalające wrażenie. Nikomu nie udało się uzyskać tak pięknego odcienia czerwieni, przy jednoczesnym zachowaniu tak klarownego eliksiru. Następną osobą, do której podszedł nauczyciel była Iriana. Wobec niej również nie szczędził miłych słówek, jednak dziewczyna wyczytała z jego wyrazu twarzy, że nie jest tak zadowolony, jak zadowolony był z pracy Snape'a. Mimo to obdarzyła profesora wymuszonym uśmiechem i podziękowała za pochwały. 
- Jak on to robi? - wyszeptała spoglądając na ślizgona. 
- Nie wiem, a chciałabym - odpowiedziała półszeptem Emma, pracująca przy stanowisku obok. Jej eliksir był nieco mętny i nie miał pożądanego koloru. Po lekcji gryfonki udały się do biblioteki, gdzie spotkały swoją przyjaciółkę puchonkę, radośnie gawędzącą z niedawno poznaną metamorfomażką - Daenerys. 
- Cześć Elie, cześć Dani - przywitały się gryfonki. 
- Hej - odparły dziewczyny. 
- Chcecie może odrobić razem z nami prace domowe? - zaproponowała Emma. 
- Bardzo chętnie - odpowiedziała Dani, uśmiechając się szeroko. 
- Wybaczcie, ale ja niestety nie będę mogła się do was dołączyć. Muszę lecieć na spotkanie koła miłośników magicznych zwierząt - powiedziała Elena, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z biblioteki. Emma, Iriana i Daenerys usiadły przy jednym z wolnych stołów. Rozłożyły na nim książki i pergaminy, zabierając się do pracy. W pewnym momencie uwagę Emmy, zwrócił skulony w kącie chłopak, trzymający w ręku tabliczkę do rysowania i kreślący po niej ołówkiem w pełnym skupieniu. 
- Tewkesbury? - zapytała gryfonka półgłosem. Krukon w mgnieniu oka uniósł głowę znad kartki, spoglądając na Emmę. 
- Miło cię widzieć! - Chłopak wstał i dosiadł się do dziewcząt. 
- Ciebie również - uśmiechnęła się Emma. 
- A ty, ty pewnie jesteś Iriana - powiedział spoglądając na Black. Ina skinęła głową. 
- A ty E-... Helena? - spojrzał na Dani pytająco. 
- Nie, ja jestem Daenerys - zaśmiała się dziewczynka. 
- Mhm... Racja, coś mi nie pasowało - pokiwał głową Tewkesbury. 
- Co rysujesz? - spytała Emma zaciekawiona. Krukon zawahał się, po czym odparł:
- Tym razem zająłem się rysowaniem, jakby to powiedzieć, czegoś na prawdę ładnego...
- A więc? 
Chłopak zdjął kartkę z tabliczki i podał ją Emmie. Taylor spojrzała najpierw na rysunek, później na Tewkesbur'iego i z powrotem na rysunek, oblewając się przy tym rumieńcem. 

✦✦✦

Elena szła energicznym krokiem przez pokryte gęstym, klejącym błotem błonia zamkowe. Ciężkie krople deszczu spływały po jej już mocno przemoczonym płaszczu. Co jakiś czas silny podmuch wiatru rozwiewał jej ociekające wodą włosy. Gdy znalazła się już blisko domku gajowego, na spotkanie wyszedł jej Edward Skamander. 
- Trochę zmokłaś - stwierdził chłopak, wyczarowując z różdżki przeźroczystą parasolkę. 
- Dziękuję, wiem, zauważyłam - odpowiedziała Elena z nutą goryczy w głosie - mieliście czekać na mnie w korytarzu... Miałam tylko skoczyć do biblioteki po książkę. 
- Długo cię nie było, więc profesor Kettleburn zarządził żebyśmy już poszli - odpowiedział ze skruchą chłopak. 
- No dobrze - odparła Elena, wchodząc do domku Hagrida. W środku panował ogromny tłok, znajdowali się tam zarówno członkowie klubu miłośników magicznych stworzeń, jak i kilku nauczycieli oraz dwóch nieznanych jej czarodziejów, a także gajowy Rubeus. 
- Czy mamy już wszystkich? - zapytała wysoka czarodziejka w pudrowo-żółtej sukni, z szpiczastą zdobioną złotą nicią tiarą na głowie. 
- Tak panno Ingrid, możemy zaczynać - odpowiedział Kettleburn uśmiechając się do zgromadzonych. Uczniowie z zaciekawieniem przyglądali się czarownicy, czekając na to aż przemówi. Panna Ingrid chrząknęła głośno i przemówiła:
- Jestem Ingrid Blunt i zostałam zaproszona tutaj, przez profesora Silwanusa, mojego drogiego znajomego po fachu, aby zaprosić Was do dołączenia do WSOMS - Wolnego Stowarzyszenia Obrońców Magicznych Stworzeń. Nasze stowarzyszenie zajmuje się obroną praw magicznych stworzeń, zarówno tych rozumnych jak na przykład skrzaty domowe, po te zachowujące się całkowicie jak zwierzęta. Chcemy aby już młodociani magowie, zauważyli jak wielkim problemem jest nieszanowanie magicznych stworzeń, nielegalne kłusownictwo, a także pozbawienie ich przestrzeni do życia przez zarówno czarodziei jak i mugoli. Tworzymy zjednoczony, globalny ruch na rzecz zwierząt. Nasze starania popiera Ministerstwo Magii oraz wielu szanowanych czarodziei i magizoologów jak na przykład Albus Dumbledore lub Newton Skamander.
W pomieszczeniu panowała całkowita cisza, przerywana czasami przez dudniące podmuchy wiatru, trzaskanie okiennic bądź szepty. 
- Czy jest ktoś chętny do dołączenia do WSOMS? - zapytał ciemnoskóry czarodziej, z afrykańskim akcentem. Dookoła rozległy się szmery, niektórzy potakiwali, inni głośno wyrażali chęć włączenia się do WSOMS, a inni jedynie uśmiechali się szeroko. Wrzawę przerwał dopiero donośny głos Hagrid'a: 
- Cisza! Pani Ingrid chce coś powiedzieć!
- Dziękuję panie Rubeusie, a więc każdy kto chce dołączyć do WSOMS, powinien wpisać się na naszą listę, a kto nie ukończył szesnastu lat także podać adres, pod który wysłać mamy zgodę, która musi zostać podpisana przez waszych rodziców i odesłana do naszego biura.
Wokół stołu, obok którego stała przedstawicielka WSOMS zaczęło się robić coraz ciaśniej. Większość zebranych uczniów wyrażała chęć dołączenia do organizacji na rzecz obrony magicznych stworzeń, więc z entuzjazmem wpisywali się na z każdą chwilą poszerzającą się listę. Swoje nazwisko i adres na długim pergaminie zapisała również Elena, idąc w ślady swojego przyjaciela Edwarda. Otrzymali oni również okrągłe broszki z różnokolorowej skały wulkanicznej w kształcie emblematu WSOMS - łapy, skrzydła i ręki trzymającej różdżkę wskazujących na znajdujący się po środku napis WSOMS. 
- Dziękuję Wam wszystkim za poświęcony nam czas, a w szczególności osobom, które zdecydowały się dołączyć do WSOMS. Wszelkie informację o naszych działaniach będziemy przekazywać do Was poprzez pana Silwanusa, zapraszamy również do czytania tygodnika Gromoptak, w którym mamy własną kolumnę - ukłoniła się nisko czarownica, zwijając długą na kilka stóp listę, po czym szepnęła kilka słów do ucha profesora Kettleburn'a i wraz z Afrykaninem opuściła chatkę gajowego.  Z pomieszczenia ulotniło się też kilku nauczycieli, którzy przybyli tu z pewnością jedynie ze względu na gości. 
- Ile zostało nam czasu Hagridzie? - zapytał Silwanus. 
- Jest kwadrans do piątej - odparł pół-olbrzym spoglądając na zegarek. 
- W takim razie nie będę was tu już dłużej zatrzymywał. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Przygotujcie się na poszukiwanie nieśmiałków - powiedział profesor, uśmiechając się serdecznie do uczniów zgromadzonych wokół niego. 
- Jestem ciekawa, jakie akcje przygotuje WSOMS - zastanawiała się Elena, wracając wraz z Edwardem pod jednym magicznym parasolem do zamku.
- Mój ojciec często spotyka się z ich przedstawicielami. Ostatnio na przykład, wspólnie wnieśli skargę do Wizengamot'u, z powodu nielegalnej wycinki Czarnej Puszczy. Podczas tego procederu straciło dom i zginęło setki nieśmiałków oraz erklingów - powiedział Skamander, poprawiając przypiętą do swetra broszkę ze skały wulkanicznej. 
- Hm, a jak my będziemy mogli im pomóc? - zapytała dziewczyna. 
- Cóż, wkrótce się dowiemy. Pan Kettleburn na pewno coś dla nas przygotuje - odpowiedział chłopak. 

Gdy puchoni dotarli do zamku, na korytarzu zastali chaos i okropny zgiełk. W powietrzu latały łajnobomby, słoiki z dżemami i samoeksplodujące rzutki. Elena i Edward zadarli głowy ze zdziwieniem. Tuż pod sklepieniem latał poltergeist Irytek, ciskając w przechodzących uczniów konfiturami. Chwilę później zauważyli też huncwotów, wychylających się zza różnych zakamarków i rzucającymi w ich przeciwnika łajnobombami, a czasami samoeksplodującymi rzutkami. Harmider przerwała dopiero profesor McGonagall, nadbiegając w towarzystwie snującego się za nią Krwawego Barona. Na widok ducha poltergeist upuścił wszystkie słoiki i rzucił się do ucieczki. Niestety huncwoci nie mieli tak łatwo. 
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, ach i jeszcze panna Black. Doborowe towarzystwo. Zapraszam do mojego gabinetu - oświadczyła Minerwa, po czym ruszyła schodami na pierwsze piętro. 

Pewnego razu w Hogwarcie...Where stories live. Discover now