Opowieść o trzech przyjaciółkach uczących się w Hogwarcie w erze huncwotów. Może być trochę nudnawa dla osób, które nie wiedzą kim w rzeczywistości są bohaterki... Pisane dla zabawy.
Elena wróciła do pokoju wspólnego gdzie czekali na nią już inni puchoni, gratulowali jej i mówili że walczyła na medal. Dormitorium Hufflepuffu było wyjątkowo przytulnym miejscem. Zawsze było z kim porozmawiać i zawsze można było znaleźć kącik tylko dla siebie. Ten wieczór Elena spędziła ze swoją koleżanką i współlokatorką - Iris. Wspólnie siedziały w jednym fotelu i czytały książki, pomrukując czasami coś do siebie. -Dziś pełnia. Słyszałam że w zakazanym lesie mieszkają wilkołaki...-szepnęła Iris patrząc przez okno. Światło księżyca wdzierało się przez szybę do półciemnego pomieszczenia. W kominku wesołym płomieniem trzaskał ogień. -Wątpię w to... To pewnie jakaś bujda wymyślona żeby odstraszyć nas od chodzenia tam.-wymruczała Elena z nosem w książce.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Z czasem pokój wspólny opustoszał, zostały tylko dwie dziewczynki skulone w fotelu, siedziały tuż przy oknie i rozpływały się w lekturze. Ogień w kominku powoli gasł i cichł. W pewnym momencie dziewczyny usłyszały głośnie wycie unoszące się nad zamkiem. Echo w tym miejscu było bardzo głośne i wyraźne. Elena i Iris spojrzały na siebie, po czym Elena zaśmiała się: -Wiesz co... Wydaje mi się że obie mamy zbyt bujną wyobraźnię.-po czym wstała z fotela i ruszyła w stronę sypialni. Za nią pomknęła nieco przestraszona Iris, która najwyraźniej nie była przekonana że to jedynie figlaszki jej bogatej wyobraźni.
ミ★
-Co będziemy dziś robić?-zapytała Iriana-Nie mam ochoty siedzieć znów całego dnia w bibliotece...-dodała patrząc za okno na błonia. Był to piękny listopadowy poranek, jakich niewiele można doświadczyć w tym jesiennym miesiącu pełnym deszczu i chłodu. Słońce wpadało przez wielkie okna i oświetlało korytarze pełne uczniów. Młodzi gryfoni dumnie kroczyli gdziekolwiek się znajdowali, tym bardziej jeżeli w pobliżu znajdowali się jacyś ślizgoni. -Szczerze powiedziawszy, to ja też wolałabym spędzić ten dzień jakoś inaczej, no ale wiesz...-odpowiedziała Emma -Daj spokój, myślę że McGonagall nie będzie aż taka surowa przy ocenianiu naszych prac. -Ile masz stron tego wypracowania? -Nie wiem. Tak z dwie? -Miało być dwanaście! -No dobrze, dobrze.-stwierdziła Iriana-Mam gdzieś ocenę z transmutacji.-dodała po chwili namysłu. Gryfonki szły pewnym krokiem po schodach. W pewnym momencie zauważyły na dole wesoło machającą do nich Elenę. -Cześć! -Hej Elie, nieźle ci wczoraj szło... -Wiem, wiem, wszyscy mi to powtarzają... A z resztą wiem że i tak bardziej cieszycie się z wygranej Remusa... -Ni... -Pójdziecie ze mną na stadion quidditcha pooglądać przygotowania mojej drużyny do meczu?-zapytała puchonka, była w bardzo dobrym nastroju. -Tak! Świetny pomysł...-ucieszyła się Iriana -No to po śniadaniu przy głównym wyjściu, przejdziemy się błoniami, ładna dziś pogoda, po co iść skrótami przez błoto.-uśmiechnęła się dziewczynka i odbiegła w stronę wielkiej sali. -Totalnie zapomniałam o tym meczu, ciekawe kto wygra...-powiedziała Iriana-James twierdzi że Ravenclaw, ale czyżby na pewno? -Zobaczymy... Wezmę kilka książek do transmutacji i tam się pouczę... -Oh... No dobrze, dlaczego by nie?