Rozdział 4

1.7K 97 193
                                    

Hejka! Jeszcze żyję!

Jest piątek, więc klasycznie wchodzi nowy rozdział^^
A jest naprawdę długi, bo ma prawie 3000 słów. Czyli jest około 10 razy dłuższy od rozdziałów, jakie pisałam na początku tej książki (marne 300-400 słów).

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, pisałam ten rozdział dość późno i mogą się pojawić pojedyncze. Jednak jeden błąd, który rzucił mi się w oko i który już poprawiłam to wyraz autoboty, zmieniony na autobusy:'D Brawa dla mojej autokorekty!

Nie przedłużając, miłego czytanie i weekendu♡

__________________________________________

Poniedziałek... Jak ja ich nie znosiłam! Sczególnie, że trzeba było zwlec się z przyjemnego i cieplutkiego łóżka o wpół do siódmej.
Ten tydzień zleciał zdecydowanie zbyt szybko - stwierdziłam przewracając się z boku na bok, korzystając z ostatnich pięciu minut mojego szczęścia, bo nastawiłam budzik na kilka minut za wcześnie.

Ostatnie siedem dni właściwie minęły na spacerach, jeżdżeniu na patrole z conem, graniu w gry i narzkaniu że czas tak szybko leci. Innymi słowy totalna bezproduktywność. Zmieniłam pozycję jeszcze z kilka razy, po czym niechętnie zmobilizowałam swój organizm do bardzo skomplikowanej czynności - wstania z łóżka.

Bethany jeszcze spała, bo pracowała do nocy, więc sama zwlokłam się do kuchni i na szybko zjadłam płatki z mlekiem. Jeszcze nie do końca rozbudzona poszłam do łazienki się ogarnąć.
Nałożyłam na siebie getry, zwykły t-shirt i koszule, bo dzień zapowiadał się dosyć deszczowo. Niebo zasnute było chmurami, a po drzewach widać było że na dworze zarąbiście piździ. Wrzuciłam kupione wcześniej zeszyty do także kupionego niedawno plecaka i tak w zasadzie fizycznie byłam gotowa.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i powolnym krokiem ruszyłam w ich stronę, otwierając bez patrzenia na wizjer.

-...Wyglądasz jakbyś z tydzień nie spała- mruknął John, unosząc jedną brew do góry.

-Ugh... daj mi spokój- bąknęłam, wchodząc do domu po plecak. Zasznurowałam na szybko buty i zamknęłam po cichu drzwi, bo blondynka jeszcze spała.

- Nie byłaś w szkole od czasu wakacji, a jest połowa października- mruknął sceptycznie chłopak, gdy ruszyliśmy w stronę szkoły.

Fakt, przez incydent z Bershem i miesięczny pobyt w szpitalu opuściłam ponad półtora miesiąca trzeciej klasy szkoły średniej. Na szczęście Beth była tak kochana, że załatwiła z dyrektorką, że dostanę aż miesiąc na nadrobienie zaległości, w trakcie którego nie będę pisać żadnych kartkówek ani testów. Aż miesiąc...? W sumie to chyba raczej tylko miesiąc. Ale lepsze to niż nic.
Jednak gorszym problemem był brak profilu językowego w nowej szkole w Newburg. W dawnym mieście Rolla, jeszcze zanim zostało praktycznie zrównane z ziemią przez transformerów, klasa językowa na prawdę mi pasowała... Jednak tutaj były tylko podstawowe kierunki, więc chcąc nie chcąc wybrałam przedmioty humanistyczne jako te kierunkowe.

- Nie zmienia to jednak faktu, że mi się nie chce- burknęłam.

-To czekaj aż poznasz babę od histy- prychnął pod nosem. Sarkazm był tu wyczuwalny na kilometr.

Nie drążyłam tematu bo zza zakrętu wyłonił się jaskrawy budynek szkoły. Zmieniłam wyraz twarzy na bardziej przyjazny, by ludzie nie uznali mnie za typowego gbura. Ze sztucznym uśmiechem weszłam do szkoły, trzymając się blisko Johna.
Korytarz był pełen ludzi, gdyż zostało jeszcze kilka minut do końca przerwy. Nigdy nie przepadałam za szkołą ale teraz moją niechęć do tego miejsca zaczęłam odczuwać ze zdwojoną siłą.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz