Rozdział 23

2.6K 150 54
                                    

Weszłam do kawiarni i kupiłam sobie pierwszą lepszą bułkę, a następnie ruszyłam w stronę parku. Nagle ciszę przerwał mój dzwonek telefonu.

Zgaduję, że Dawid nie daje za wygraną.

Gdy jednak zerknęłam na ekran, stanęłam jak wryta. Na smartfonie wyświetlał się numer Johna.

Gdy pierwszy szok minął, natychmiast odebrałam telefon.

-John?!- wypaliłam roztrzęsiona.

W odpowiedzi usłyszałam tylko pikanie po zakończeniu rozmowy. Szybko oddzwoniłam i w napięciu czekałam, aż odbierze. Poczta głosowa. Matko Boska, to się nie dzieje! Ponowiłam próbę telefonu kilka razy, jednak nikt nie odebrał.
Niech to szlak!

Czułam coraz dziwniejsze uczucie w brzuchu, które na pewno nie było wywołane zjedzoną kanapką. Stałam w miejscu i popatrzyłam się na ekran telefonu. Chwilka.. czy to nie sen? Uszczypnęłam się w rękę, co zawsze robili bohaterowie filmów, gdy chcieli sprawdzić, czy nie śnią. Jednak w tej samej chwili poczułam nieprzyjemny ból, który oznaczał tylko jedno - to była rzeczywistość.

JAK?! Jak to w ogóle możliwe?! Po ponad tygodniu od zniknięcia John nie dawał znaku życia, a teraz miałby tak nagle dzwonić?

Weszłam jeszcze raz w spis połączeń, by sprawdzić czy mój telefon nie świruje i nie przepisał jego imienia do jakiegoś innego kontaktu. Numer się zgadzał. On żyje.

Szybko weszłam w wiadomości i wysłałam do niego sms'a "John, to naprawdę ty?".

Zamyślona czekałam na dźwięk nadchodzącego powiadomienia.

Po chwili, tak jak przewidziałam, usłyszałam brzdęk przychodzącego sms'a. Mój oddech przyspieszył, a gdy zobaczyłam jego treść, aż przyłożyłam rękę do ust, będąc w szoku.

Była to wiadomość od Johna: "Udało mi się uciec."

Oczy mi się zeszkiły ale były to łzy szczęścia. Drżącymi rękoma nacisnęłam przycisk zadzwoń, lecz chłopak zbił połączenie i wysłał mi kolejną wiadomość.

John: "Nie mogę rozmawiać, bo mnie namierzy. Gdzie jesteś?"

"Boże, myślałam że nie żyjesz!"

John: "Już wszystko w porządku, gdzie jesteś?"

"Niedaleko parku"

John: "Czekam pod lasem, przyjdź."

"Zaraz będę"

Niemal płacząc ze szczęścia pobiegłam naprzód. Najszybciej jak potrafiłam przebiegłam park i skierowałam się w stronę lasu. Rozejrzałam się, czy nie widać nigdzie niczego podejrzanego i ruszyłam dalej.

Znalazłam się na skraju drogi, zerkając na telefon.

John: "Gdzie jesteś?"

"Pod lasem. Nie widzę cię"

John: "Czekam tam, gdzie Bersh miał swoje laboratorium."

Niemyśląc pobiegłam w to miejsce jak najszybciej potrafiłam. Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie było widać.
Roztrzęsiona spojrzałam w telefon, jednak zaraz potem usłyszałam z tylu dźwięk kroków. Natychmiast się obróciłam.

Kilka metrów dalej stał John, mój kochany John. Rzuciłam wszystko i pędem pobiegłam w jego stronę. W tym momencie już dosłownie płakałam ze szczęścia. Przytuliłam go z całych sił, zatrzymując w uścisku.

-Boże nawet nie wiesz, jak się martw...- urwałam nagle.

Poczułam ból w ramieniu. Spojrzałam na nie i zobaczyłam, jak z rany spływa mi krew. Z rany, w którą wbity był srebrzystoszary szpikulec.

-Kurwa- zaklęłam, podnosząc wzrok na jego twarz, którą zaczęła się zmieniać i ukazywać metalową powierzchnię.

Ze łzami bólu i przerażenia w oczach patrzyłam, jak Bersh zmienia się w swoją pierwotną postać. Nagle niespodziewanie chwycił mnie za szyję, na co przerażona zaczęłam chaotycznie machać rękami, próbując go odepchać. Zacisnął łapę mocniej, a ja nie mogłam nabrać powietrza. Panicznie próbowałam bez skutku rozluźnić uścisk.

Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami i ostatkiem sił spojrzałam w jego świecące na czerwono oczy, nie ukazujące żadnych emocji. Chyba zaraz zemdleję...

Gdy już czułam, że to chyba była właśnie ta granica czasu i zaraz naprawdę się uduszę, uścisk ustał. Upadłam na ziemię, przy okazji uderzając o nią głową, gdyż nie miałam siły się asekurować. Boże, tlen! Zaczęłam bardzo szybko oddychać, trzymając się panicznie za szyję. Długi brak powietrze sprawił, iż czułam, że zaraz zemdleję.

Ostatkiem sił chciałam sięgnąć po telefon, który leżał na ziemi obok mnie, lecz nie zdążyłam, bo ten skurwiel kopnął go dalej.

Obraz mi się rozmazał, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam, był Bersh idący jak jakiś kat w moją stronę. Potem zrobiło się całkiem ciemno i przestałam kontaktować.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz