Rozdział 7

4.9K 226 56
                                    

Zaczęłam się poważnie niepokoić, bo nie pamiętałam, gdzie dokładnie znajdował się bunkier. Po chwili już tylko chodziłam wśród drzew, próbując coś wykombinować. Sytuacja bez wyjścia.
Spierdolić nie mogłam, bo robot miał z jakieś siedem metrów.

-Tracę cierpliwość- warknął, trącając mnie palcem -Gdzie jest laboratorium?!

-Już zaraz będziemy- szepnęłam, grając na zwłokę.

Robiłam kolejne kroki do przodu, idąc jak na skazanie. Nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie był właz w ziemi, wtedy z Johnem trafiliśmy na niego przypadkiem.

-Ile jeszcze?!

-Nie wiem...- szepnęłam, patrząc się w pustkę.

-Jak to nie wiesz?!- wrzasnął, a jego ręka już chciała mnie złapać, ale uskoczyłam na bok.

-Nie pamiętam! Po prostu nie pamiętam! Byłam tam w ciągu dnia, a jest noc! Daj mi chwilę!- krzyknęłam na jednym tchu.

Wzięłam głęboki oddech. Spokojnie. Dziewczyno błagam ogarnij się - skarciłam się w myślach. Od tego zależało moje życie, więc musiałam sobie przypomnieć!

Robot zmierzył mnie wnerwionym spojrzeniem.

-Primusie, a mogłem cię odrazu sprzątnąć...- burknął.

Rozglądałam się bezradnie, próbując coś wymyślić, lecz wszystkie drzewa tutaj wyglądały identycznie! Za chiny nie znajdę tej pieprzonej drogi!

-Długo jeszcze?

-Ja tego nie znajdę!- krzyknęłam zrozpaczona -...I co? Teraz zamierzasz mnie zabić?

Tak bardzo nie chciałam słyszeć odpowiedzi na to pytanie... Mój organizm chyba przedawkował dzienny limit stresu, bo czułam się, jakbym miała zaraz zemdleć.

Nastała chwila ciszy, przez którą jeszcze bardziej chciało mi się ryczeć. Ta niepewność mnie dobijała.

-...Nie, nie zabiję cię, bo jesteś mi potrzebna!- warknął zirytowany -Ogarnij się! A jak już to zrobisz, postaraj się przypomnieć sobie, gdzie to było!- burknął, po czym dodał od niechcenia -Poczekam.

Chyba dotarło do niego, że za bardzo mnie zestresował, przez co nie mogłam się normalnie skupić. Dobra, będę żyć. Chyba.

Wzięłam głęboki oddech i poszłam do przodu, starając się rozpoznać drogę.
Po kilku minutach bezproduktywnego łażenia mnie olśniło. Tamto drzewo... Mijałam je, gdy szłam tam z Johnem!

-Już pamiętam!- krzyknęłam z nadzieją w głosie, skręcając w prawo.

-No nareszcie- prychnął, po czym powolnym krokiem poszedł za mną.

Po chwili jednak przystanęłam, namyślając się i obracając się w stronę giganta.

-Pokażę ci, gdzie jest, ale najpierw powiedz mi kim jesteś...?- powiedziałam dość niepewnie, mając nadzieję że nie przeginam.

-Nosz zaraz cię...- warknął idąc w moją stronę, lecz w ostatniej chwili się powstrzymał -...To ja tutaj stawiam warunki! I tylko ode mnie zależy, czy cię zabiję, czy nie! Chyba naprawdę mam dzisiaj dobry dzień, bo sam się sobie dziwię, że jeszcze łazisz po powierzchni tej twojej głupiej planety!- krzyknął.

-Co?- skrzywiłam się -Jak to mojej plane... O mój Boże! To ty jesteś kosmitą?!- wrzasnęłam, cofając się.

Robot gwałtownie chwycił mnie w dłoń i porwał do góry.

-Zmieniłem zdanie! Za bardzo działasz mi na nerwy!- mówiąc to zacisnął mocniej rękę.

-Nie!- pisnęłam -Przepraszam!

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz