Rozdział 26

717 52 10
                                    

Dobry wieczór, od razu dobranoc i w pakiecie dzień dobry na jutro! Przybywam... po nie aż tak długiej przerwie, co zwykle. I już mam połowę następnego rozdziału gotową, więc możecie się spodziewać szybkiej kontynuacji!

I jeśli miał*ś zły dzień, to słuchaj tego! Wyjeżdżałam na majówkę za granicę, a na wyjeździe było zaplanowane dużo pływania, wiecie, klasyczne wakacje. Z reguły mam nieregularny okres. Jednak nie sądziłam, że życie kocha mnie do tego stopnia, bym dostała go w dniu wyjazdu na dodatek w samolocie>:D
Także ten, jeśli macie gorszy dzień, przeczytajcie to jeszcze raz i dodajcie sobie w myślach jedno z najgorszych i najbardziej oklepanych pocieszeń świata: inni mają gorzej.

Jeszcze raz, pisałam to już na tablicy, ale nie zaszkodzi wstawić też tu: powodzenia maturzyści!

A i przeczytajcie napisy końcowe... proszę?:>

________________________________________________________________________________________


***Ada***

Tępy ból głowy i piszczenie w uszach z każdą chwilą dawało o sobie coraz bardziej znać. Zmarszczyłam brwi, próbując przewrócić się na bok, lecz poczułam opór, bo... nie leżałam? Tylko stałam?? Nie. Gdy całkowicie zaczęłam kontaktować uświadomiłam sobie, że nie czuję gruntu pod nogami. Otworzyłam oczy. Sapnęłam przerażona widząc podłoże, które znajdowało się kilka metrów pode mną. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo zdrętwiałe były moje dłonie. Gdy uniosłam wzrok ujrzałam grube łańcuchy, zawinięte wokół rąk.

Szarpanie się nie miało sensu, nawet gdybym jakimś cudem się wyrwała, upadek z takiej wysokości byłby równoznaczny z połamaniem co najmniej dwóch kończyn! Co zatem mi zostało? Czekać na pieprzonego psychopatę, który zada mi powolną i bolesną śmierć?! Przecież to Starscream, on lubował się w sprawianiu innym bólu, a w szczególności niższym gatunkom, do których zaliczał ludzi. Nie przekonam go jakąś...

-Proszę, proszę, ktoś się obudził- zmroziło mnie, gdy nagle usłyszałam jego mroczny głos.

Spojrzałam w bok, widząc jarzące się czerwienią optyki niedaleko mojej twarzy. Wzdrygnęłam się, starając nie okazywać strachu, lecz kiepsko to wychodziło.

-Węglowiec, który miał czelność współpracować z tą bandą idiotów... Jak bardzo odważnym lub głupim trzeba być, by podjąć takie ryzyko?- rzucił sam do siebie, powolnym krokiem przemierzając salę.

Czy naprawdę zawsze musiał oznajmiać światu swoje głębokie przemyślenia, zanim przeszedł do rzeczy? Starscream uwielbiał teatralizację. Jego sposób mówienia, poruszania się był obecnie do tego stopnia sztuczny, że czułam się, jakbym odgrywała rolę w filmie.

-Głupota ma jednak swoje konsekwencje- prychnął, wyciągając zza pleców rękę, w której trzymał długi, metalowy przedmiot na końcu rozgałęziający się na dwie części.

-Możesz sobie odpuścić, nie wiem o nich nic, bo z nimi nie pracowałam.

Brawo Adrianna, argument roku! Na sto procent uwierzy, odłoży to metalowe coś, wypuści mnie, a w pakiecie zawiezie do domu. Miałam ochotę strzelić sobie facepalma, jednak zakute ręce trochę komplikowały sytuację.

-Phah, typowe- prychnął, patrząc na mnie z politowaniem -Wy węglowcy jesteście tak przewidywalni...

-Nie mniej, jak wy. Zaraz się zaśmiejesz, strzelam że spytasz o położenie bazy botów, odpowiem że nie wiem, a ty włączysz to... to na oko rążące prądem coś, czego zapewne już na mnie użyłeś, by mnie tu uwięzić- komandor zaśmiał się pod nosem, podchodząc bliżej.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz