Rozdział 22

1K 76 37
                                    

Ultradługi rozdział opublikowany! Kolejna rzecz z listy do zrobienia odhaczona. Spóźnionych Wesołych Świąt! I szczęśliwego Nowego Roku!

+ Tym razem padłam, autokorekta zaczęła mi uparcie poprawiać wyraz Megatron na makaron.

Jakbyście widzieli jakieś błędy, piszcie:>

____________________________________________________________________________________________________________________________________

-...Nosz kurwa!- krzyknęłam, gdy po bezowocnej próbie zaśnięcia coraz bardziej robiło mi się niedobrze.

Dotychczas starałam się ignorować uczucie nudności, lecz była jakaś granica. W pewnym momencie wstałam i rzuciłam się w stronę toalety, w ostatniej chwili dobiegając do kibla. Pierdolone tabletki najwyraźniej mnie nie polubiły, bo nie wytrzymały ze mną nawet godziny. Wykończona wymiotami, z głową ważącą tonę, położyłam się na zimnych kafelkach, wyjąc jak męczennik.

-Zaa jakie kurwa grzechy?- wymamrotałam po kilku minutach, czując że to nie koniec.

Kolejna fala była jeszcze mocniejsza i tym razem, nie miałam już nawet czym wymiotować, więc pod koniec tylko kaszlałam. Siedziałam tak jeszcze parę minut, po czym spuściłam wodę, ledwo wstając. Siadłam pod prysznicem, uruchamiając wodę. W obecnej sytuacji średnio obchodził mnie fakt, że byłam w ubraniach.

Zimne krople cieczy sprawiły, że chociaż częściowo powróciłam do rzeczywistości. Przez jakiś czas trwałam tak w bezruchu, patrząc się na... ścianę? Część łazienki?? W zasadzie to żadną konkretną rzecz, nie miałam nawet siły wyostrzyć spojrzenia, więc wszystko było rozmazane.

-...Okej- rzekłam, kiwając głową -Jest okej.

Swoją drogą, gdzie moja Nagroda Nobla za pierdołę roku? Definitywnie obecnie na taką zasługiwałam. Nawet zabić się porządnie nie potrafiłam! Ale trudno, wszechświat nie chce mnie jeszcze martwej, jego sprawa.

Zaśmiałam się. Robienie dobrej miny do złej gry czasami nie było takie okropne. W końcu lepiej śmiać się, niż płakać.

Zakręciłam kran, powoli podnosząc się. Zawroty głowy dały o sobie znać, ale nie były aż tak silne, jak wcześniej. Ściągnęłam mokre ubrania, co było dużym wyzwaniem, bo materiał przyklejał się do ciała. Owinęłam się szlafrokiem i poczłapałam do kuchni, nalewając sobie szklankę wody. Po wypiciu otworzyłam plecak, szukając czegokolwiek do jedzenia. Minęło kilka sekund a udało mi się wygrzebać jakąś starą bułkę. Wyciągnęłam ją z worka, oglądając dokładnie pod światłem. Śladów pleśni jeszcze nie było, więc chyba przeżyję. Ugryzłam kawałek, smakowała gównianie, ale byłam do tego stopnia głodna, że byłam w stanie to znieść.

Ciszę przerwał po chwili dzwonek telefonu. Spojrzałam na urządzenie.

-Nie teraz, narcyzie- burknęłam z ustami pełnymi jedzenia, odrzucając połączenie od medyka.

Siadłam na fotelu, przegryzając resztki pieczywa, gapiąc się w sufit. Po jakimś czasie wstałam i narzuciłam na siebie ubrania, wychodząc na dwór i siadając na murku naprzeciwko progu. Było ciemno i zimno, jednymi słowy dziadowsko. Brakowało tylko zapalonego papierosa, a scena wyglądałaby jak wyjęta z kiczowatego amerykańskiego filmu.

Po jakimś czasie dało się dostrzec kolejną różnicę od hollywoodzkiej rzeczywistości. Siedziałam sama. Żaden bezdomny nie przyszedł, nie dosiadł się i nie jebnął wielkiej i krótkiej mądrości życiowej, która błyskawicznie zmieniłaby moją perspektywę patrzenia na świat.

Za to po chwili pojawiły się jakieś średnio ogarnięte dzieciaki, które darły się na całe osiedle. Cmoknęłam z dezaprobatą, wstając i wracając do tej pseudo pokojowej dziury. Byłam tak zmęczona, że zwyczajnie założyłam koszulę nocną i położyłam się na łóżku.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz