Rozdział 30

2.3K 137 35
                                    


Maszyna zaczęła odparowywać energon, który płynął kablami i zaczął się skraplać w szklanym sześcianie Bersha.

Skonsternowany patrzyłem na płynny metal. No już, czemu nie reagujesz?!
Humanoid w dalszym ciągu stał oparty o ściankę szklanego sześcianu i kompletnie nic sobie nie robił z ciemnego energonu.
Spojrzałem na lewo na drugą komorę, z której przepływał energon. Była praktycznie pusta! Co tym razem się spierdoliło, że sprzęt nie zadziałał?!

Chwila....

-Starscream ty chuju!- warknąłem, zaciskając odruchowo pięści.

Mogłem to przewidzieć, krzykacz nie byłby sobą, gdyby powiedział prawdę. Nawciskał mi jakiegoś kitu! Niepotrzebnie naraziłem się Megatronowi.

Wyszedł ukradkiem na korytarz. Energon cały odparował, łudziłem się, że się nie domyśli, albo nie zauważy. Szybkim krokiem udałem się do sali głównej, lecz usłyszałem rozmowę. Pospiesznie schowałem się za zakrętem.

-...bo niedługo przeszukają miasto!- krzyczał nieprzyjemnie komandor.

-Kiedy wojsko tam dojechało?!- ryknął Megatron.

Zamrugałem optykami, cofając się o krok. Nie miałem pojęcia jakim cudem rząd węglowców tak szybko wybadał sprawę.

-Kilka godzin temu, Panie...

-Jakim prawem dowiaduję się o tym dopiero teraz?! Natychmiast każ Vehiconom zniszczyć ich! To miasto ma zniknąć z powierzchni ziemi!- warknął.

Poczułem nieprzyjemne uczucie w iskrze.
Najciszej jak potrafiłem wycofałem się, idąc w drugą stronę. Zabiją ją! Jeśli w ogóle jeszcze żyje, to ją zabiją!
Ja pierdole...

***Ada***

Siedziałam na łóżku szpitalnym, oglądając wiadomości na małym telewizorku. Po chwili jednak usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę zdziwiona. Do sali wszedł lekarz z wózkiem inwalidzkim, na którym siedział... John?! Przecież przewieźli go do innego szpitala, jakim cudem?

Natychmiast zerwałam się z łóżka, niedowierzając.

-Boże, ty żyjesz!- krzyknęłam przejęta.

Nagle chłopak niespodziewanie wstał. Przerażona cofnęłam się do tyłu, nie wiedząc co się dzieje.

-J-john?- spytałam, bo już nie byłam pewna, czy nie zwariowałam.

Brunet zaczął do mnie podchodzić, jednocześnie pokazując kim był naprawdę. Nie... NIE! To się nie dzieje... To się nie może dziać!

Bersh ruszył w moją stronę, na co z wrzaskiem podbiegłam do okna. Muszę wejść na parapet! Nie zdążyłam jednak jakkolwiek zareagować, gdyż humanoid podbiegł do mnie pierwszy. Gwałtownie popchnął mnie, a siła z jaką to zrobił sprawiła, że uderzyłam o okno. Niestety zrobiłam to tak mocno, że szyba, o którą uderzyłam pękła, a ja przechyliłam się w stronę jezdni, tracąc równowagę.

Gdy straciłam grunt pod nogami, wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam, bo wiedziałam, że tym razem to koniec.

Zasłoniłam się rękami, lecz uderzenie z twardym asfaltem nie nastąpiło. Zamiast tego poczułam chłód wokół całego ciała. Otworzyłam oczy. Woda? Chwila, co?!

Chciałam się wynurzyć, lecz coś pociągnęło mnie na dno. Próbowałam się wyswobodzić, ale przestałam się szamotać, gdy spojrzałam na dno. Mętność wody przeszkadzała w widzeniu, ale mogłabym przysiąc, że... kojarzyłam ten kolor? A w zasadzie to lakier?

Nagle z góry rozbłysło wielkie światło, a ja dostrzegłam, że na dnie jeziora znajduje się Barricade! Jego oczy już nie świeciły. On nie żyje?!

Przerażona gwałtownie wypuściłam powietrze i...

...Otworzyłam oczy? Sufit?! Sufit! Sen!
Ja pierdole!

Złapałam się za brzuch i odetchnęłam.
Jego tu nie ma! Bersh już nie żyje! Chyba... Nie, nie, nie! Napewno nie żyje! Przykryłam się bardziej szpitalną kołdrą i zerknęłam na zegar elektryczny. Trzecia trzydzieści. Nie byłam przesądna, ale wiedziałam że krążyły plotki, iż jeśli obudzisz się o tej godzinie, ktoś cię obserwuje. Przebyty koszmar zdecydowanie nie ułatwiał mi sytuacji.

Obejrzałam dokładnie pokój. Nikogo tu nie było, ale czułam jakiś wewnętrzny niepokój. Poddenerwowana spojrzałam za okno. Ciemno jak w dupie, stwierdziłam ze zgrozą. Czemu nie paliły się latarnie?! Do jasnej cholery, coraz bardziej się boję! Zakryła się szczelnie kołdrą, jak to robiłam gdy byłam mała, bojąc się potworów. Ta metoda zawsze działała, bo poczułam się bezpieczniej.

Jednak teraz słyszałam każdy dźwięk i szmer. Było tak cicho, że słyszałam nawet bicie swojego serca.

W pewnym momencie dało się słyszeć bardzo cichy szum. Na początku zbagatelizowałam to, bo myślałam że mi się wydaje, ale dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Kątem oka dostrzegłam coś w oknie. Kilka małych punkcików na niebie. Natychmiast wstałam i podeszłam bliżej szyby. Punkciki okazały się jednak nie być kosmitami, a myśliwcami. Samoloty z hukiem przeleciały nad szpitalem i poleciały w głąb miasta.

Z powrotem się położyłam, lecz po chwili usłyszałam głośne dudnienie. Boże, co tym razem?! Chwila, czy oni strzelają?!

Po raz enty zerwałam się z łóżka i przylgnęłam do okna. Zobaczyłam ogień w oddali miasta i czerwone kule świetlne, padające co jakiś czas na ziemię.

Miałam rację, strzelają!

Co tam się odpierdala?!

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz