Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi do domu, po czym wpuściłam chłopca i zamknęłam za sobą wejście. Deszcz zrobił swoje, byłam cała mokra. Zapierdzielałam po ulicy w krótkim rękawku, gdy lało i wiało, a termometr wskazywał trzynaście stopni. Miałam szczerą nadzieję, że nie będzie z tego choroby.
-Usiądziesz?- zaproponowałam, a chłopiec siadł na krześle.
Zagotowałam wodę w czajniku i zalałam dwie herbaty, a jedną z nich postawiłam przed Alexem.
-Masz wypij, będzie ci cieplej- rzekłam miło.
Chłopak spojrzał nieufnie na kupek.
-Nie, dziękuję- mruknął na co przewróciłam oczami.
-Nie jest zatruty...
-Ale naprawdę nie chce mi się pić.
-Jak chcesz- odparłam, wzruszjąc ramionami -Ile masz lat?
-Osiem.
-A powiedz mi, gdzie mieszkasz?
-Nie mogę.
-Dlaczego?
-Mama zabrania mi podawać swoich danych.
-Chcę ci tylko pomóc- westchnęłam.
-Przepraszam ale nie mogę powiedzieć.
Zaczynałam tracić cierpliwość.
-Proszę, powiedz.
-...
-Jeśli chcesz żebym odnalazła twoją mamę, proszę powiedz mi- powiedziałam powoli z naciskiem na ostatnie słowa.
-Ale ja...- zaczął, lecz mu przerwałam.
-No powiedz do cholery!- warknęłam.
Chłopiec zszedł z krzesła i cofnął się przestraszony. Świetnie, jeszcze tylko tego mi brakowało, by bał się mnie bardziej!
Westchnęłam przeciągle.-...Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam, ale zdenerwowałam się, że chcę ci pomóc, a ty nie mówisz mi prawdy- mruknęłam szczerze.
-Ale mama zabroniła mi...
-Kochasz swoją mamę?- przerwałam.
-Bardzo.
-To jeśli chcesz żeby wróciła cała i zdrowa, powiedz gdzie mieszkasz.
Chłopak przez chwilę się zastanawiał.
-...Ulica Perth osiem- powiedział po chwili.
-To ty tu zostań, a ja poszukam twojej mamy, ok?- spytałam łagodnie.
-Dobrze- przytaknął, a ja wyszłam na zewnątrz, wpisując w mapy google jego lokalizację.
Dziesięć minut stąd. Wzruszyłam ramionami i poszłam przed siebie.
W między czasie zadzwoniłam do Barricade'a.-Co jest?!- spytał, gdy tylko odebrał.
-Nic, tylko chciałam zapytać, czy jakieś postępy w poszukiwaniu- mruknęłam z nadzieją, że może dowiem się czegoś o Johnie.
-A co cię to obchodzi?
-Boże jaki ty zawsze jesteś wkurzony, nie można o nic spytać!- fuknęłam i się rozłączyłam.
Ja pierdziele, jak można być dwadzieścia cztery na dobę wściekłym? Tak się w ogóle da? Wrzuciłam telefon do kieszeni, idąc przed siebie, lecz po chwili dało się słyszeć dźwięk dzwonka.
Barricade.
No super, najpierw mnie spławia a teraz dzwoni? Odebrałam telefon.
-No co?- spytałam.
-Nie ma żadnych postępów. Jeszcze go nie znalazłem.
-To po co oddzwoniłeś?
-Bo się pytałaś!
-No, ale wcześniej jakoś nie raczyłeś odpowiedzieć- westchnęłam zmęczona.
-Bo po cholerę wydzwaniasz?
-Ty sobie żartujesz?! Wydzwaniam? Raz do ciebie zadzwoniłam, bo jak byś nie wiedział, ten wasz srersz uprowadził mojego przyjaciela!
-Po co ty się jeszcze łudzisz? Wiadomo, że nie żyje!
-A ty co? Jasnowidz?- spytałam sarkastycznie, bo teraz byłam naprawdę wkurzona.
-Nie wkurwiaj mnie- warknął.
-Bo co?
-Bo to się źle skończy!
-Oj no tak, zapomniałam... Jesteś robotem, który lubuje się w grożeniu wszystkim śmiercią!
-Ostrzegam cię!- wycedził.
-Bo co? Zabijesz mnie? Proszę bardzo, adres znasz, zapraszam!- krzyknęłam i się rozłączyłam.
Możliwe że przegięłam ale tym razem naprawdę wyprowadził mnie z równowagi.
Poszłam dalej drogą.
CZYTASZ
Zanim nastanie noc
Science FictionJedna z wielu na pierwszy rzut oka identycznych prowincji w Stanach. Nic nadzwyczajnego - zwykła, spokojna i bezpieczna dziura. Powszechnie jednak wiadomo, że nic nie trwa wiecznie. Pewnego felernego dnia ktoś, a raczej coś, zaczyna masowo mordować...