Rozdział 34

2.1K 143 21
                                    


Naprawdę nie miałam wtedy siły na dłuugą i żmudną rozmowę, więc stwierdziłam, że najlepszym wyjściem będzie przeczekanie jeszcze kilkunastu, ewentualnie kilkudziesięciu minut.

***

Gdy minęło na oko koło dwudziestu minut od przyjazdu do bazy, uznałam że mogę powoli "zacząć się budzić". Kiedyś trzeba.

Delikatnie uchyliłam powieki, marszcząc brwi i jednocześnie lekko zmieniając pozycję, jak to na wracającą do przytomności osobę przystało. Kolejnym etapem było gwałtowne poderwanie się do siadu i przybranie wielce zdziwionego wyrazu twarzy. Poskutkowało to natychmiastowym zauważeniem przez grupkę mundurowych, stojących niedaleko mnie. Jeden z nich podbiegł pospiesznie w moją stronę. Zrobiłam ciut wystraszoną minę i zaczęłam się rozglądać.

-Spokojnie, wszystko w porządku- rzekł natychmiast słynny brunet -Już jesteś bezpieczna.

-Kim jesteś?- spytałam nieufnie.

-Nazywam się William Lennox. Jestem członkiem organizacji wojskowej NEST.

Nic mi to nie mówiło, jednak grałam dalej.

-Ale... co się stało?- mruknęłam przejęta.

-Co ostatniego pamiętasz?- spytał, cały czas patrząc mi w oczy.

Zamyśliłam się chwilę, po czym udałam, że nagle sobie coś strasznego przypomniałam. Przyłożyłam rękę do policzka przerażona, patrząc się w ścianę.

-Boże... Boże to się działo naprawdę?!- krzyknęłam w stronę Williama, który spojrzał na mnie przejęty -T-tam... to były potwory! Ogromne metalowe stwory! Roboty!- wrzasnęłam histerycznie, łapiac się za głowę -O-one mordowały wszystkich na swojej drodze! Strzelały pociskami, które niszczyły wszystko i zabijały wszystkich w obrębie kilku metrów! To była RZEŹ!- zatrzęsłam się, po czym schowałam twarz w dłoniach "płacząc".

Chyba to łyknęli. Kątem oka zobaczyłam jak brunet patrzył się na mnie ze współczuciem, nie wiedząc chyba, co powiedzieć.

-...Już po wszystkim- siadł obok, kładąc dłoń na moim ramieniu -Tutaj nic ci nie grozi- nic nie odpowiedziałam -Muszę jednak zadać ci kilka pytań... Pamiętasz w jakich okolicznościach to się stało?

-Byłam w szpitalu... Nagle znikąd przyleciały samoloty, myślałam że to wojsko, ale... zaczęły strzelać do ludzi- rzekłam zdruzgotana -Potem... zmieniały się w roboty! Chore- syknęłam, zaciskając powieki.

-Już po wszystkim- powtórzył po raz kolejny, chcąc mnie uspokoić -Powiedz mi proszę, jak się nazywasz.

-Adrianna Cooper.

-Adrianna, to co widziałaś jest naprawdę skomplikowane...- westchnął, nie wiedząc najwyraźniej jak odpowiednio dobrać słowa -Wierzysz w obcych?- no, czyli prosto z mostu.

Popatrzyłam się na niego z konsternacją.

-Co?!

Lennox westchnął.

-Posłuchaj mnie uważnie. Maszyny, które widziałaś nie pochodzą z Ziemi...- zaczął.

-Wiem, ale to chore- skwitowałam.

Czekałam aż coś powie, ale gdy to nie nastąpiło spojrzałam na niego zdziwiona.
Patrzył się na mnie z zagadkowym spojrzeniem.

-Wiesz?- spytał nagle.

Zamrugałem oczami zdziwiona i w tej samej chwili przypomniałam sobie moją ostatnią wypowiedź. Zaklęłam w myślach, bo przed sekundą potwierdziłam mu, iż wiem, że to obcy.

-Domyślam się- szepnęłam.

-W porządku... to teraz mnie posłuchaj- zamyślił się przez chwilę -Skoro już wiesz, że to kosmici, to od razu przejdę do rzeczy... Planeta z której pochodzą nazywana jest Cybertronem. Na Ziemi transformery, bo tak się nazywają, dzielą się na dwie frakcje. Jedna z nich, która cię zaatakowała to decepticony. To potwory...- rzekł ze zgrozą.

Może niektórzy z nich faktycznie nimi byli, patrząc z jaką łatwością potrafili zabijać. Ale Barricade był decepticonem i w ogóle nie uważałam go za potwora. Owszem, nie był jakiś super miły, czy empatyczny, ale byłam pewna, że zły też nie był. Jakby był, nie byłoby mnie już na tym świecie.

-...Drugą frakcją są autoboty, które dążą do pokoju na świecie- kontynuował -Wspólnie staramy się przeszkodzić decepticonom, lecz ich przywódca jest czasem nieprzewidywalny i zdecydowanie zbyt często nieobliczalny.

Przeczekałam chwilę, przetwarzając fakty. To dlatego Barricade nigdy nie wyjaśnił czego tak naprawdę chce przeciwna frakcja. Bo to cony były tymi złymi. Teraz wszystko zaczynało się układać w całość.

-Chore...- mruknęłam pod nosem -Ta cała wojna obcych na naszej planecie... to chore. Ale... czemu akurat Ziemia?

-To już dłuższa historia- westchnął -Zdecydowanie za długa na dzisiejszą rozmowę. Połóż się na razie tu, powinnaś odpocząć. Gdy wydobrzejesz odstawimy cię do domu. Daj mi proszę numer do twoich rodziców, chcę się z nimi skontaktować.

Zgubiłam wzrok gdzieś na ścianie. Nieświadomie zacisnęłam pięści.

-Nie żyją- rzekłam dość chłodno.

Lennox ściągnął kącik ust, patrząc na mnie ze współczuciem.

-Wybacz, nie chciałem sprawiać ci bólu.

-Wiem, przecież to nie twoja wina- wetchnęłam patrząc się w pustkę.

-To może... zostawię cię na chwilę samą?- powiedział, po czym nie widząc sprzeciwu ruszył w stronę wyjścia -Trzymaj się- dodał na odchodne.

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się sztucznie, a zaraz gdy wyszedł spochmurniałam. Siadłam, opierając się o ścianę plecami. Westchnęłam. Nienawidziłam do tego wracać. To wspomnienie było na tyle bolesne, że chciałam to po prostu zamknąć, wyrzucić z pamięci. Po części już to zrobiłam, odcinając się od przeszłości.

Najwyraźniej jednak ludzki mózg można porównać do IPhone: nawet gdy wydaje się, że coś skasowałeś, okazuje się że to tylko złudzenie. Zawartość i tak pozostaje w folderze usuniętych.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz