***
Kiedy już się ogarnęłam, bardziej psychicznie niż fizycznie, postanowiłam na spokojnie porozmawiać z Lennoxem.
Wyszłam więc z sali i skierowałam się do pomieszczenia obok. Wprawdzie szłam na czuja, ale miałam nadzieję, że intuicja nie zawiedzie i tam go zastanę.Niestety jednak akurat tym razem przeczucie okazało się totalnie nietrafione, bo w środku znajdowało się kilku innych mężczyzn. Gdy tylko uchyliłam drzwi, wszystkie oczy skierowały się na mnie. Chyba czas na taktyczny odwrót.
-Szukasz kogoś?- spytał nieoczekiwanie jeden z nich.
-Nie, ja...- odpowiedziałam machinalnie, lecz zaraz zamilkłam, bo przecież było odwrotnie -A w zasadzie to tak. Widzieliście Williama Lennoxa?
-Chyba...nie?- rzekł, po czym odwrócił się do reszty, by się upewnić, lecz oni tylko wzruszył ramionami -Czyli nie. Cóż, kiedy wróci, poproszę go, żeby do ciebie poszedł. Na razie może się czymś zajmij.
Skinęłam głową i zrezygnowana wróciłam do sali, z której wcześniej wyszłam. Tak naprawdę chciałam spytać bruneta o jakiś telefon, by móc zadzwonić do Johna, a w zasadzie szpitala, do którego go przewieźli.
***
Czas dłużył się niemiłosiernie i gdy już myślałam, że zaraz tu oszaleję do pokoju wszedł William.
-Chciałaś porozmawiać- powiedział, stając naprzeciwko mnie.
-Tak, a konkretniej to chciałam spytać, czy macie tu jakieś telefony? Chciałabym do kogoś zadzwonić.
-Poczekaj chwilę- rzekł, po czym znowu wyszedł.
Trochę długa była ta chwila. Ostatecznie wrócił po kilku minutach, niosąc w ręce jakieś czarne pudełko.
-Mamy na stanie dużo telefonów, jeden w tą, czy w tą różnicy nie robi.
Popatrzyłam na niego w szoku, po czym uśmiechnęłam się, chwytając kartonik.
-Serio mogę go później zatrzymać??
-Jasne, nie przejmuj się. Mamy ich w magazynie jeszcze kilkadziesiąt.
-Dzięki- mruknęłam szczęśliwa.
-Nie ma problemu. A tak z innej beczki, to mogę spytać jeszcze o twoją rodzinę? Masz kogoś w pobliżu? Bo za nie całe dwa tygodnie kończą się wakacje, będziesz musiała gdzieś mieszkać.
-To... naprawdę skomplikowane- westchnęłam na myśl, że znowu muszę do tego wracać -Rodzice umarli, gdy byłam bardzo młoda. Po ich śmierci zamieszkałam z wujkiem, ale to zdecydowanie nie był dobry dom. Harry był alkoholikiem, niedługo później sam umarł. W końcu zamieszkałam u starszego, dorosłego brata ale...- zacięłam się, przecież nie powiem mu o Bershu. Na razie musiał myśleć, że nic nie wiem -Bo te maszyny, tranformery zniszczyły nasz dom. Trafiłam do szpitala, ale brat zaginął.
Zapadła cisza, William patrzył na mnie, zaciskając usta w kreskę. Po chwili przejechał ręką po twarzy, zatrzymując ją koło brody.
-Jezu... Musiałaś mieć koszmarne dzieciństwo. Nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić- przyznał zdruzgotany, na co tylko przytaknęłam, bo co innego miałam powiedzieć -A co z inną rodziną? Masz kogoś w pobliżu?
-Szczerze? To jest jeszcze bardziej skomplikowane... Tamten wujek był od strony mamy, ale rodzina taty... nie przepadała za mną. Zaczęło się od tego, że nie chcieli, by mój ojciec wziął ślub z matką... Przepraszam, ale nie chcę już do tego wracać- powiedziałam nagle -Tak w zasadzie to nie mam rodziny, tyle wystarczy.
-Boże... Współczuję, naprawdę- westchnął załamany.
-Miałam pecha- skwitowałam, zaciskając zęby, by się nie rozkleić.
Nienawidziłam mówić o swojej przeszłości. Czułam się wtedy jak pieprzona ofiara losu, która dodatkowo użalała się nad sobą.
-Ale mimo wszystko dalej dajesz radę, więc jesteś silna- uśmiechnął się słabo, lecz po chwili przestał, gdy zobaczył moją minę -...Przepraszam, że spytam, ale jak zginęli twoi rodzice? Z własnego doświadczenia wiem, że czasem trzeba się komuś wygadać. Nawet wyżalić. Będzie ci lepiej- powiedział, kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Katastrofa samolotowa- syknęłam, patrząc w pustkę -Ponad pięć lat temu, lot z Los Angeles do Berlina.
Kątem oka zerknęłam na Lennoxa. W jednej chwili zupełnie zmienił mu się wyraz twarzy, który wyrażał przerażenie. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z konsternacją.
-...W dwa tysiące czternastym roku?- spytał po chwili, na co przytaknęłam, nie rozumiejąc, o co mu chodzi -W czerwcu?
Spojrzałam się niego dziwnie. O tej katastrofie trąbili wtedy we wszystkich mediach, więc nie zdziwiło mnie, że wiedział, że takowa miała miejsce. Ale w tamtym roku nie tylko ten samolot się rozbił, więc nie miałam pojęcia, skąd wiedział, że chodzi akurat o ten. Jednak to j e s z c z e nie było dziwne. Dziwne, a nawet ciut straszne to zaczynało być jego zachowanie!
-Tak, szesnastego czerwca- mruknęłam niepewnie.
Mężczyzna zrobił się blady jak ściana i patrzył na mnie z przerażeniem. Panująca cisza naprawdę zmroziła mi krew w żyłach.
-...O co chodzi?!- krzyknęłam w końcu.
Brak reakcji. Przeraziło mnie to jeszcze bardziej. Zaraz spanikuję.
-Co się stało?!- warknęłam na pograniczu płaczu.
-Nie... Przepraszam, ale nie- rzekł zdruzgotany i skierował się szybko do wyjścia.
-Odpowiedz!- krzyknęłam, lecz brunet zdążył już wybiec z sali.
CZYTASZ
Zanim nastanie noc
Science FictionJedna z wielu na pierwszy rzut oka identycznych prowincji w Stanach. Nic nadzwyczajnego - zwykła, spokojna i bezpieczna dziura. Powszechnie jednak wiadomo, że nic nie trwa wiecznie. Pewnego felernego dnia ktoś, a raczej coś, zaczyna masowo mordować...