Rozdział 12

3.3K 174 34
                                    

Zrezygnowana rzuciłam się na łóżko. Zadzwoniłam do Dawida.

-Halo?- odezwał się brat.

-Gdybyś tylko wiedział co tu się odwala...- westchnęłam na powitanie.

-Co? Co się stało?

-Może zacznę od tego, żebyś wreszcie wrócił.

-Ada, to nie moja wina, poradzisz sobie.

-A właśnie że nie!- przerwałam mu -Już prawie umarłam dwa razy, jak nie więcej!

-Co?! O czym ty mówisz?!- krzyknął do telefonu.

-Tak naprawdę masz wszystko w dupie, nie wiesz nawet co się dzieje w twoim własnym mieście!- kontynuowałam -Kosmici napadli na dom!

-...Co?

-Gówno! Nie możesz sobie od tak znikać i pozostawiać mnie samą w takim momencie! Jeśli choć trochę zależy ci na moim życiu, to wracaj, bo jak przyjedziesz to może mnie już nie być!- wrzasnęłam wściekła i się rozłączyłam.

Wymieniłam chyba wszystkie istniejące przeklwństwa i cisnęłam telefonem o podłogę. W napadzie furii zaczęłam zwalać rzeczy z biurka. Wściekła podeszłam do stolika nocnego i chwyciłam lampkę, unosząc ją w górę.

Już miałam walnąć nią o podłogę ale spojrzałam w lustro. Włosy rozczochrane, wyraz twarzy wyrażający totalne wkurwienie, a zarazem żal i czerwone policzki oraz zapłakane oczy.

Oddychałam przez chwilę patrząc w swe odbicie na pękniętym lustrze, które niegdyś zniszczyłam. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, odkładając lampkę na miejsce i siadając na krześle. Tym razem sama zdemolowałam sobie pokój...

Ale przecież to nic nie da idiotko!
Nie cofnie czasu, nie przywróci ci Johna.

Gdy trochę się uspokoiłam, poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i uruchomiłam ciepłą wodę. Przez chwilę chciałam zapomnieć... O całym świecie, który mnie otacza, o wszystkich problemach. Byłam znużona, wyczerpana i zmęczona ale co się dziwić, przecież ostatnio wszystko się wali...

Kosmici?! Przecież to jakiś chory żart...
Zresztą moje życie ostatnio wydaje się być zwyczajnie nieudanym żartem.
Tak strasznie brakowało mi rodziców...

***przeszłość***

-Słońce, niedługo wrócimy, to tylko dwa tygodnie- powiedziała pokrzepiająco Elizabeth.

-Nie możecie wyjechać na krócej? Potrzebuję cię...

-Wszystko będzie dobrze- mruknął Thomas, przytulając mnie -Zostaniesz z ciocią i wujkiem, którzy baaaaardzo cie kochają. Szybko zleci. Zanim się obejrzysz będziemy z powrotem.

-Ale tato...

-Wszystko jest okej... Kocham cię- powiedziała mama, całując mnie w czoło -Do zobaczenia, trzymaj się Aduś!

-Pa... Zadzwońcie jak dolecicie.

-Oczywiście. No już, ciocia na ciebie czeka...

Pomachałam im na pożegnanie, po czym patrzyłam, jak odchodzą w stronę terminalu.

***

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że widzę ich po raz ostatni... Znowu po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Czy naprawdę nie mogę choć na chwilę zapomnieć? Choć przez minutę być całkowicie szczęśliwa?
Dziękuję mózgu, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Ilekroć chcę o czymś zapomnieć, moje myśli cały czas mi to podsuwają.

Straciłam ich przez pierdolony samolot.
Gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie, wszystko potoczyło by się inaczej!
Nie wsiedli by do samolotu, nie wystartowali, nie doszłoby do katastrofy.

Wzięłam głęboki oddech, po czym wyszłam z łazienki, ubrałam piżamę i przykryłam się kołdrą. Teraz wyłączyć myślenie i spać, bo jestem zmęczona.

Ah, tylko nie to! Zaczynałam się stresować tym, że znowu nie będę mogła zasnąć. Nienawidziłam tego. Stres przed nie zaśnięciem sprawiał, że faktycznie nie byłam w stanie zasnąć. Tego typu schemat występował pierdyliard razy w moim życiu - stres przed nie zrobieniem czegoś, przez co faktycznie nie mogłam tego zrobić.***

Przeciągnęłam ręką po twarzy załamana. Świetnie, szykuje się kolejna nieprzespana noc.




____________________________________________

***A story of my life... Pls powiedzcie mi, że nie tylko ja tak kilka razy miałam:')

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz