Rozdział 18

2.7K 153 23
                                    

Weszłam do sklepu i od razu rzucił mi się w oczy dosyć dziwny typek, stojący za ladą. Facet miał na głowie okulary przeciwsłoneczne i mnóstwo kolczyków.
Najwyraźniej mnie nie zauważył, gdyż dalej oglądał coś w telefonie.

Przewróciłam oczami, po czym zachrząkałam i dopiero wtedy raczył zainteresować się moją osobą.

-Siema- rzucił -Kupujesz? Bo jak nie to wypad.

Zamrugałam oczami zdziwiona, mimo że po części się tego spodziewałam.

-Chciałam kupić broń- powiedziałam obojętnym głosem.

-Konkretnie?- spytał znudzony.

-Pistolet i napoje.

-Model?

-W zasadzie obojętne, jakiś uniwersalny- sprecyzowałam.

Mężczyzna łaskawie wyjął zza lady niewielki, czarny pistolet.

-Jakie napoje?- spytał po chwili.

-Do tego pistoletu.

Gość przejechał ręką po twarzy, wyglądając na załamanego.

-Mam chyba z dziesięć rodzai.

-Obojętne, wezmę najtańsze- mruknęłam.

-Ile tego chcesz?

-Nie wiem, tak żeby starczyło na trochę- rzekłam lecz za chwilę strzeliłam sobie facepalma w myślach, rozumiejąc co właśnie powiedziałam.

-Czyli mam rozumieć, że jesteś seryjnym mordercą?- spytał niewzruszony.

-Masz rozumiać, że w naszym mieście zadomowił się potwór i mam ochotę czuć się bezpiecznie w swoim domu- rzekłam chłodno.

Mężczyzna tylko parsknął.

-Z tym gównem? Na niego by nawet największa spluwa nie zadziałała.

Uniosłam brwi do góry, zdziwiona.

-Widziłeś go?

-Tak, chodzę sobie z nim na pogaduszki codziennie rano- prychnął, na co przewróciłam oczami.

-Ile płacę?- zmieniłam temat.

-120 dolców.

Zrobiłam skonsternowaną minę, bo w torebce miałam 110.

-Sto dziesięć?- spytałam z nadzieją.

-W takim razie dowiedzenia- rzekł oschle, zabierają pistolet z powrotem za ladę.

-Nie! Mam przy sobie 110, mogę resztę donieść jutro?

-Pani tak na poważnie?- westchnął, załamany.

Popatrzyłam na swój srebrny pierścionek, który także założyłam, by wyglądać doroślej.

-Sto dziesięć plus pierścionek.

-Czy ja ci wyglądam na skup śmieci?

-Dobrze, to proszę odłożyć tyle nabojów, żeby wyszło sto dziesięć.

Mężczyzna wziął jedną trzecią i wrzucił pod ladę. Dałam mu do ręki pieniądze i wyszłam. A niech go Bersh napadnie i pożre w komplecie, bo ceny tu mają totalnie nie adekwatne do jakości! Spojrzałam na pistolet. Pozostawiał on sobie wiele do życzenia. Cały był asymetryczny do tego stopnia, że można było spokojnie stwierdzić, że wykonywał to ktoś po pijaku. Spojrzałam na bok, no i co za zaskoczenie! "Wyprodukowano w Chinach".

Gdy wróciłam do domu na dworze już panowała szarówka, robiło się ciemno.
Otworzyłam drzwi i usłyszałam płacz.
Zobaczyłam skulonego Alexa. Rzuciłam torebkę w kąt i podbiegłam do niego.

-Co się dzieje?- spytałam przestraszona.

-Chcę do mamy- zaszlochał.

-Jutro jej poszukam, obiecuję- rzekłam przejęta, bo czułam poczucie winy, że powinnam była zrobić to już dawno.

-Ja się boję! Boje się tak bardzo! Ja nie wiem gdzie jest ale...- nie dokończył, bo znowu wybuchnął płaczem.

Kurwa... Stawiam stówę, że jego matka nie żyje. I weź tu pocieszaj dziecko, gdy nie ma nadziei!

-Alex, teraz jest noc, nie będę szła.

-Nieeeee!- krzyknął tak głośno, że zatkałam uszy -Mahammo!- łkał -Mamoo, proszę!

Rozumiałam go. Naprawdę go rozumiałam, bo tak samo zareagowałam na wiadomość o śmierci rozdziców.

-Alex, jutro ją znajdę...

-Nieee!- wydarł się i zatrząsł cały.

Boże, co ja mam zrobić?!

-Uspokuj się... proszę.

-Mamhohhoo!- wrzeszczał, jakby to coś miało dać.

I nie wytrzymałam. Wstałam z sofy i wyszłam na zewnątrz, trzaskając drzwiami i siadając na schodku.
Zakryłam rękami twarz, zmęczona. Miałam stanowczo za dużo na głowie!

Oparłam głowę o rękę, patrząc w pustkę. John nie żyje... To niemożliwe, by żył.
Tak bardzo nie chciałam znać prawdy.
Jedyna osoba, która mnie rozumiała, jedyna bliska mi osoba...

Zaczęło się. Znowu się rozpłakałam.
Czułam się jak w pieprzonym serialu "Dlaczego ja?"

Nagle zaświtała mi pewna myśl. Najciemniej jest zawsze pod latarnią...
Wtedy gdy pierwszy raz spotkałam Barricade'a, Bersh zmienił się w ciecz i spłynął do studzienki.

Tam może mieć nową kryjówkę! Jeśli jest szansa, że John żyje, to będzie właśnie tam. Nic nie robieniem go nie uratuję. Muszę wziąść się w garść!

Starłam łzy i wstałam z progu.
O świcie ruszam.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz