Rozdział 12

1.3K 89 22
                                    

Miałam tydzień wolnego, więęc tym razem trochę wcześniej;D

___________________________________________

-Breakdown, NIE!

Nic to jednak nie dało, bo niebieski mech ruszył w stronę grupy nadjeżdżających botów, na której czele prół Bulkhead. Nic się nie zmienił: zawsze najpierw robi, potem myśli. Zamachnął się, chcąc uderzyć w wehikuł autobota, lecz niestety zielony przewidział jego ruch, skręcając gwałtownie w drugą stronę i transformując, uderzając Breakdowna kulą burzącą w plecy. Załamany przejechałem łapą po twarzy. Wiedziałem, że tak to się skończy!

Zerwałem się do biegu w ich stronę, oszczeliwując autoboty, lecz zaraz receptory zarejestrowały palące gorąco w okolicach lewego barku. Syknąłem z bólu, patrząc na wgniecenie wypalone centralnie na symbolu decepticonów na ramieniu. Świetnie, kurwa świetnie! Skierowałem blaster w stronę Ironhide'a, który najprawdopodobniej zadał ten paskudny cios. Broń wypluwała pociski jeden za drugim, lecz ten dziad za każdym razem magicznym trafem ich unikał.

Skupiony na trafieniu zbrojmistrza nie dostrzegłem podbiegającego do mnie zwiadowcy. W ostatniej chwili kątem optyk zauważyłem ruch, lecz nie zdążyłem zareagować, bo Bumblebee rzucił się na mnie, przewracając na ziemię. Ryknąłem wściekły, próbując zrzucić z siebie autobota, który uporczywie starał się przystawić mi broń do klatki piersiowej.

Nagle niespodziewanie zmienił jedną broń z powrotem w dłoń, z której wysunęło się ostrze. Że co?! Ostatnim razem nie był tak uzbrojony! Tego nie przewidziałem. Zanim chwyciłem jego rękę, bot gwałtownie opuścił ostrze, zagłębiając je w moim boku. Wrzasnąłem, słysząc zgrzyt pancerza, a zaraz potem endoszkieletu, co było równoznaczne z falą cierpienia. W przypływie furii chwyciłem rękę autobota, z całej siły ciągnąc ją w bok i zrzucając go z siebie. Wstałem chwiejnie, automatycznie odpalając blaster, drugą ręką łapiąc się za bok, z którego tryskał teraz energon.

Nagle jednak dało się słyszeć wrzask Breakdowna. Obróciłem się natychmiast. Mech padł na ziemię bezwładnie, a za nim stał Ratchet, trzymający paralizator.

-Brak wam tłoków, by walczyć bez wspomagaczy?- prychnąłem, lecz zaraz tego pożałowałem. Zostałem brutalnie kopnięty w plecy, przez co miałem spotkanie z zapiaszczoną drogą -...Dwóch na jednego? A gdzie wasze święte zasady?

-Nie obowiązują dla takich mend jak ty- warknął Ironhide, chwytając mnie za ramię.

Szarpnąłem go starając się powalić, lecz poskutkowało to tylko kolejnym ciosem. Padłem na ziemię, stękając z bokiem uwalonym energonem.

-Rób tak dalej, a zaraz będziesz martwy- warknął z pogardą, przyszpilając mnie dodatkowo nogą do podłoża.

-Ironhide! Zostaw- odezwał się sam Prime, podchodząc w moją stronę -Jeśli będziesz współpracować, obejdzie się bez twojego cierpienia.

-A można wiedzieć w czym?- warknąłem z kpiną -I czy mógłbyś łaskawie powiedzieć swojemu słudze, by mnie puścił?

Po cholerę mi to było? Mój procesor zalała kolejna fala bólu, a z dziury w pancerzu wypłynęła kolejna struga energonu, bo najwyraźniej za bardzo działałem czarnemu na nerwy.

-Dhobra, już... dobra!- warknąłem słabo, zaprzestając siłowania się z tym sukinsynem.

-Ratchet! Skuć ich- zakomenderował lider.

Po chwili zarówno Breakdown, jak i ja zostaliśmy skuci kajdanami. Walka nie miała sensu, bo byłoby to równoznaczne z utratą kolejnej pratii energonu.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz