Rozdział 42

2.2K 128 118
                                    

Uwaga, uwaga....

*najdłuższy rozdział w historii książki*

Ponad 2000 słów:>

A w trakcie czytania możecie sobie włączyć załączoną piosenkę, którą swoją drogą bardzo polecam.

___________________________________________

***

Obudziłam się, słysząc bardzo głośny hałas, więc podeszłam do okna, uchylając żaluzje. Przez chwilę w bezruchu patrzyłam na dwa psy, walczące ze sobą. Akurat musiały się tłuc koło domu Bethany! Przewróciły śmietnik, przez co przed wejściem porozwalały się worki ze śmieciami. Zirytowana uchyliłam okno.

-Hej, sio! Sio!- wydarłam się, na co psy mnie perfidnie oszczekały.

Wyszłam po cichu z pokoju, lecz drzwi do sypialni blondynki się uchyliły, a kobieta w długiej koszuli nocnej wyszła na korytarz.

-Znowu te kundle?- ziewnęła zirytowana, na co przytaknęłam.

Podeszła do kuchni i wzięła długą miotłę.

-Odgonisz je?- spytała, na co odwróciłam się lekko zaskoczona -Pracowałam na laptopie do późna i jestem cholernie zmęczona.

-Tak, nie ma problemu...

Dostałam w rękę szczotę i musiałam zapierdzielać przed dom. Jak trzeba, to trzeba. Westchnęłam, otwierając drzwi wejściowe, a później wychodząc za furtkę. Psy zaintrygowane podbiegły w moim kierunku, szczekając co jakiś czas, tak jakby mi groziły.

-No... świetnie, a teraz sio!- fuknęłam, wymachując miotłą, prawie jak mieczem świetlnym.

Z pięć dobrych minut się z nimi użerałam. W końcu najwyraźniej stwierdziły, że pokażą, iż są mądrzejsze i ustąpią, bo pobiegły stoczyć potyczkę w inne miejsce. Zrezygnowana obróciłam się w kierunku rozwalonych worków na śmieci. No nic, ktoś to musiał posprzątać.
Jakby nie patrzeć, to Bethany mnie przygarnęła, więc właściwie to powinnam jej teraz usługiwać. Żeby choć trochę zrekompensować dodatkowe wydatki.

Moja męka skończyła się, gdy wszystkie worki były na swoim miejscu, czyli w koszu. Poszłam do toalety ogarnąć się i wyszłam na spacer, zostawiając Beth kartkę, bo znowu spała.

Była siódma rano, ale wiedziałam, że tak czy siak już nie zasnę, więc skierowałam się w stronę szpitalu. Zapowiadał się bardzo upalny dzień. Lennox zajął się wypełnianiem papierów w sprawie przeniesienia mnie do szkoły w Newburgu. Ah, musiałam się dobrze nacieszyć trzema dniami, które zostały do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Trzecia klasa liceum wita. Jeszcze niecałe dwa lata i egzaminy, więc w tym roku biorąc pod uwagę fakt, że nie mieszkałam już u wujka alkoholika, lecz u normalnej osoby, musiałam wziąść się w garść. No i wreszcie pomyśleć o przyszłości, jak mówiła Beth.

Doszłam do szpitalu i otworzyłam drzwi, wchodząc do ala recepcji.

-Dzień dobry, byłam tu wczoraj u mojego przyjaciela -mruknęłam, widząc tą samą babkę.

-Tak, pamiętam. Jakiś problem?

-Umm... Myślałam, że mogę go odwiedzić.

-O siódmej rano? Sprawdzę, czy w ogóle się obudził...- westchnęła i opuściła pomieszczenie.

Za chwilę jednak wróciła, przynosząc dobre wieści, bo John nie spał i mogłam do niego iść. Weszłyśmy po schodach, a pielęgniarka pokazała mi drzwi. Poszłam do pokoju, chłopak siedział na łóżku.

-Witam!- krzyknął, pokazując ręką, bym usiadła obok- Mam dobrą i złą wiadomość- rzekł od razu -Zła jest taka, że już za trzy dni do szkoły, a ta dobra: wychodzę wcześniej, a konkretnie dziś ze szpitala!- krzyknął uradowany.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz