Rozdział 27

925 63 29
                                    

Myślę, że nie spodziewaliście się aż tak szybkiej kontynuacji. Szczerze? Ja sama się tego nie spodziewałam XD.

Ale no jest i to długa na ponad 3000 słów! Mam nadzieję, że was to nie zniechęci:')

________________________________________________________________________________________

Od wydarcia się na cały głos z wściekłości powstrzymały mnie jedynie resztki zdrowego rozsądku, mówiące że przecież jestem na statku obcych, którzy nie są zbyt przyjaźnie nastawieni.

Bersh uciekł. Uciekł? Ale to było jeszcze stanowczo za wcześnie!

-Która godzina?!- sapnęłam, zrywając się na nogi.

-Co to ma do rzeczy?!- warknął lider -Wiedziałem, że tylko marnowałem czas! Jesteście bezużyteczni!- zagrzmiał, zaciskając swoje trójkątne zęby.

-Czternasta waszego czasu- burknął od niechcenia Barricade.

-Niemożliwe- rzekłam natychmiast -Miał uwolnić się w godzinach wieczornych!

-Najwyraźniej się kurwa pomyliłaś!

Megatron był na skraju wytrzymałości. Wiedziałam, że wystarczył jeden zły ruch, jedno źle dobrane słowo, a mógłby mnie bez zastanowienia zabić. Ale mówiłam prawdę! Nic, co zmieniłam, nie miało prawa tego spowodować! No ja pierdole!

-Cofnę się jeszcze raz, dajcie wehikuł... proszę?- dodałam niepewnie, widząc jak wielkie jest wkurwienie srebrnego mecha.

-Żebyś znowu coś spier...?

-Nie, nie, nie! Tym razem dam radę! Muszę po prostu przenieść się trochę wcześniej! Ostatnia szansa?- mruknęłam, patrząc na robota ze stresem.

-W PORZĄDKU- warknął, podnosząc mnie gwałtownie w górę na poziom optyk -I tak nie mamy wyjścia! Ale najpierw muszę określić dokładne położenie Nemezis, w czasie, w którym się przyniesiesz.

***

Niezawodny Soundwave, który na szczęścia jeszcze żył, wyznaczył mi, gdzie miałam się przenieść. Współrzędne statku musiały być dokładne, w przeciwnym razie mogłabym wylądować w powietrzu, gdyż Nemezis po ziemi nie jeździł...

Udało mi się też wybłagać pożyczenie Ultra Zbroji, na wszelki wypadek, gdyby sprawy poszły nie po mojej myśli, a ryzyko rozładowania się wehikułu było za duże, bym kolejny raz się cofała. Srebrno błękitny okrąg ważył swoje, ale patrząc na fakt, jak wyglądał po rozłożeniu, jak na swoją wielkość był lekki jak piórko. Według Shockwave'a waga wahała się pomiędzy trzydziestoma, a czterdziestoma kilogramami, więc powinnam się zmieścić.

Wpisałam datę i po raz tysięczny poczułam nieprzyjemne mrowienie w całym ciele. Gdy światło przestało być aż tak nieznośnie rażące, uchyliłam powieki, rozglądając się po korytarzu. Nie była to z pewnością sala główna, tylko jeden z labiryntów przejść. Westchnęłam. Teoretycznie powinna być trzynasta, ale nie miałam jak tego sprawdzić. Ruszyłam przed siebie, ostrożnie chowając wehikuł, zbroję i oddany mi kawałek wszechiskry do plecaka.

Łaziłam tak przez dobre kilkanaście minut, nim usłyszałam niewyraźne głosy z końca korytarza. Stanęłam przy ścianie, delikatnie się wychylając. Niemal się nie przewróciłam, widząc siebie w rękach jakiegoś vehicona i samego lidera, tłumaczącego mu, by zaniósł mnie do zabiegówki i postarał się nie upuścić po drodze. Trochę mnie ominęło, gdy byłam nieprzytomna. Z powrotem schowałam się za ścianę, łapiąc się za głowę. Jakim cudem w ogóle tu byłam? I co, w tej linii czasowej będę podwójna, a w zasadzie to potrójna?! Boże...

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz