Rozdział 26

2.5K 146 18
                                    

Wyszłam już na drogę do miasta. Po prawnej zobaczyłam przejeżdżający samochód.

-Pomocy!- krzyknęłam, chaotycznie machając ręką, by kierowca się zatrzymał.

Kobieta zwolniła i popatrzyła na mnie przez zamkniętą, przyciemnioną szybę.

-Potrzebuję natychmiast dostać się do szpitala!- jęknęłam błagalnie, lecz babka dodała gazu i szybko odjechała.

Z niedowierzaniem patrzyłam na oddalający się samochód. Co za suka!

-Zaraz będziemy- szepnęłam do chłopaka, który ledwo wlókł nogami, lecz tak naprawdę do szpitala była jeszcze daleka droga.

Po chwili zobaczyłam kolejny samochód, który zatrzymał się obok mnie. Młoda kobieta uchyliła szybę.

-Boże, co się stało?!- spytała przerażona, lustrując Johna wzrokiem.

-Błagam, niech mi pani pomoże! On musi natychmiast znaleźć się w szpitalu, inaczej umrze!- zaszlochałam.

Kobieta natychmiast wysiadła, otwierając drzwi samochodu. Wciągnęłam Johna do środka i ruszyliśmy.

-Co wam się stało?!- spytała roztrzęsiona.

-Postrzelili go...- szepnęłam, bo nie miałam siły opowiadać całej historii.

Po kilku minutach znaleźliśmy się pod wyczekiwanym budynkiem.

-Pomogę wam wyjść!- krzyknęła, wyciągając Johna.

Razem wzięłyśmy go na ręce i wbiegłyśmy po schodach.

-Pomocy!- wrzasnęła głośno do lekarzy, kładąc chłopaka na podłodze.

Na szczęście przyniosło to oczekiwane rezultaty, bo podbiegła do nas dwójka lekarzy. Jeden z nich uchylił mu bluzę, rana wyglądała bardzo źle. Podnieśli go i włożyli na nosza, biegnąc w stronę sali operacyjnej. Dopiero po chwili zainteresowała się mną pielęgniarka.

-Co się stało?- spytała pospiesznie, pomagając mi iść.

Byłam tak wycieńczona, że nie wytrzymałam. Moje mięśnie odmówiły współpracy, więc upadłam. W oczach zaczynało się robić ciemno.

-Matko! Dajcie nosza!- słyszałam tylko przejęty głos szatynki.

Zamknęłam oczy. Najwyraźniej to była już ta granica, bo zemdlałam.

***Barricade***

Szedłem korytarzem Nemezis, zmęczony kierując się w stronę swojej kwatery, gdy z mojego radia usłyszałem połączenie. Lekko zdziwiony zobaczyłam, że dzwonił do mnie insekt.

Coo znowu?! W sumie równiedobrze mogłem nie odbierać. Jednak znając temperament węglowca, wiadomo było że tak łatwo nie odpuści. Zrezygnowany skręciłem do mojej kwatery i odebrałem telefon.

-Halo?- mruknąłem, nie ukrywając zirytowania.

-...Barricade!- usłyszałem niewyraźnie.

Zmarszczyłem brwi.

-Czego?

Odczekałem chwilę, lecz nikt się nie odezwał.

-Halo?!- warknąłem. 

Gdy po raz kolejny nikt nie odpowiedział, rozłączyłem się. Jeśli to coś ważnego, to za chwilę oddzwoni. Po co ja mam się fatygować? Bagatelizując to, poszedłem w stronę sali głównej. Soundwave stał przy monitorze, szukając czegoś, a Megatron jak zwykle gdzieś polazł.

Westchnąłem. Kolejny raz musiałem łazić po tych pieprzonych korytarzach, pilnując czy nic, albo nikt nie szwankuje.

Ruszyłem w stronę zbrojowni, Vehicony pracowały przy broni. Oparłem się o ścianę, przyglądając im się. Niektórzy podczas przenoszenia różnorodnych sprzętów nie zdołali utrzymać równowagi, a grawitacja na Ziemi była na tyle silna, że ściągała ich w dół. Jednak to było całkowicie normalne, klony przewidziane były do prostej, nie skomplikowanej pracy. Problemów brak, zbrojownia odfajkowana z listy miejsc do sprawdzenia. 

Wyszedłem na korytarz i spojrzałem na listę wykonanych połączeń. Dziewczyna nie oddzwoniła. Naprawdę zdziwiło mnie to, bo z reguły nigdy szybko się nie poddawała. Może tym jednym razem zrobię wyjątek i to ja oddzwonię?
Z czystej ciekawości.

~Wybrany numer nie istnieje~ rzekła ludzka poczta głosowa.

Zmarszczyłem brwi. Ponowiłem próbę telefonu, lecz usłyszałem to samo.
Żałosne... Ich technologia cały czas zawodziła.

Wszedłem w spis połączeń i bez problemu sprawdziłem lokalizację, z której do mnie dzwoniła. Las? Widząc miejsce telefonu, przewróciłem tylko optykami. Ona to zawsze znajdzie sobie jakiś problem. Czasem zastanawiało mnie, czy wszyscy węglowcy tak mają, czy zwyczajnie trafiłem na jakiś specyficzny przypadek.

Naprawdę miałem ochotę pójść już hibernować, bo byłem zmęczony. Ostatnią rzeczą, o której marzyłem było wchodzenie w most ziemny i jechanie sprawdzić, co insekt chce tym razem. Pewnie znowu wpakowała się w jakieś bagno, jak to ludzie mówią. Na jej nieszczęście miała skłonność do ściągania na siebie problemów. Jednak ostatecznie poszedłem do Soundwave'a i kazałem się wysłać pod odczytaną wcześniej lokalizację. Wyjaśniłem to patrolem, bo przeciwko temu granatowy pracoholik nie miał nigdy nic przeciwko.

Za chwilę znalazłem się na drodze.
Było po drugiej w nocy ludzkiego czasu.
Załamany przejechałem ręką po twarzy. Czego ona szuka o tej godzinie w lesie?
Czy naprawdę jest aż taka tępa?!
Już przestałem liczyć, ile razy jej tłumaczyłem, że Bersh wychodzi po nocach!

Włączyłem reflektor. Zero ludzi w zasięgu wzroku. Poszedłem na przód.

-Barri...!- gwałtownie się zatrzymałem, słysząc stłumiony krzyk.

Poczułem dziwne ukłucie w iskrze. To był jej głos. Jej przerażony głos.

Spojrzałem pod nogi i dostrzegłem metalową powierzchnię, przykrytą gdzieniegdzie warstwą lisci. Połączyłem fakty, zaciskając pięści.

Nie myśląc zmieniłem rękę w działko i bez wahania strzeliłem we właz, który wyleciał w powietrze z hukiem. Kątem oka zauważyłem ruch - z niewielkiego otworu na ziemię wypływał płynny metal. Rzuciłem się w tamtą stronę.
Zacząłem strzelać w srebrną plamę, jednak nie przeszkodziło to, by ciecz uformowała się w sylwetkę postaci i zaczęła uciekać. Jednak nie tym razem!

-Soundwave, most!- krzyknąłem do komunikatora, wysyłając swoje współrzędne.

Tuż przed Bershem rozbłysła niebieska poświata, przed którą zdążył się zatrzymać. Jednak tym razem byłem na to przygotowany. Humanoid nie zdążył uskoczyć w bok, bo odpowiednio szybko wystrzeliłem w niego pocisk, którego siła wpakowała go do portalu, prosto na Nemezis. Natychmiast wskoczyłem za nim. Most ziemny się zamknął.

Bersh biegł przed siebie, starając się zapewne spierdolić.

-Możesz uciekać, ale stąd nie ma wyjścia!- warknąłem mściwie, próbując go złapać, co było trudne, bo biegł zygzakami.

Nagle zza zakrętu wybiegł Shockwave. Nawet super inteligentny twór nie był w stanie tego przewidzieć. Niczego nie świadomy Bersh stanął jak wryty. Shockwave rzucił w jego kierunku pocisk zabudowujący.*** Z małego pudełeczka natychmiast wokół Bersha wyrósł szklany sześcian. Uśmiechnąłem się zwycięsko.

________________________________________________________________________________________

***Na potrzeby książki wymyśliłam coś w rodzaju szklanego pudełka, które się rozbudowuje, gdy ma styczność z jakąkolwiek przeszkodą (w tym wypadku podłożem).

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz