Rozdział 2

10.4K 439 138
                                    


Prawie zeszłam na zakończeniu roku szkolnego, które nauczyciele na siłę przedłużali. Czasami miałam wrażenie, że robili to na złość. Tak, by trochę wyżyć się i wreszcie wykorzystać swoją wyższość. By uczniowie przypadkiem nie rozpoczęli wolnego z uśmiechem na twarzach. Wreszcie, gdy dyrektorka skończyła pieprzyć, że mamy odpocząć od telefonów, biegać po tworze, srutu tutu, dostaliśmy świadectwa i byliśmy wolni.

Wakacje. Tak, to był właśnie ten wiekopomny moment, o którym co roku marzył każdy niepełnoletni. Mimo świadomości, że nie dostanę stypendium, na które tak bardzo się nastawiałam, wychodząc ze szkoły miałam banana na twarzy. Zresztą, kto by nie miał? Chyba tylko jakiś masochista, bo osobiście nie znałam nikogo, kto nie lubił wakacji.

Jednak jaki to początek lata bez świętowania? Choćby tego, że przeżyło się te kilka sprawdzianów z matmy. Było z czego być dumnym, więc razem ze znajomymi, a konkretniej z Johnem, przyjaciółką Jenny i jej chłopakiem Jackiem oraz koleżanką Victorią, stwierdziliśmy że wieczorne ognisko to najbardziej oklepana, ale zarazem najfajniejsza opcja. Jack był dwa lata starszy i miał prawo jazdy, więc pożyczył samochód od ojca i w piątkę pojechaliśmy na obrzeża miasta. Porozstawialiśmy rozkładane krzesła w lesie i rozpaliliśmy ogień, przypiekając pianki.

-...Pieprzone wampiry- warknęła nagle Jenny, rozgniatając jednego z komarów na swojej ręce -Był ktoś na tyle mądry, by wziąć spray?- gdy zapadła cisza, szesnastolatka jedynie westchnęła -Ah, chrzanić to i tak chciałabym tu siedzieć do rana.

-Przecież nikt nam nie zabrania- stwierdził Jack, kładąc głowę na ramieniu dziewczyny -Chcesz bluzę? Jeśli ci zimno, to mów.

-Nie wiem, jak bardzo wyrozumiali są twoi starzy, ale mój ojciec za chiny nie pozwoliłby mi tu siedzieć całą noc- burknęła Victoria, patrząc gdzieś w pustkę.

-Myślą, że jestem odpowiedzialny- prychnął, lecz zabrzmiało to tak, jakby było na odwrót -Booże no, nic się nie stanie, jak się trochę o was pomartwią. Napiszcie im wiadomość i tyle. Nie macie pięciu lat.

-Harry pewnie nie zauważy, że mnie nie ma- skwitowałam, upijając łyka oranżady.

-Ja zostaję. To pierwszy dzień wakacji, zrozumieją...- oznajmiła Jenny.

-No i cudnie, ja też- rzekł jej chłopak.

-O ile wcześniej nie zjedzą mnie komary, to zostanę, co mi szkodzi- odparłam.

-Oh...- westchnął John -Jak wszyscy, to ja też.

Popatrzyliśmy wyczekująco na blondynkę. Siedziała na pniu drzewa i gapiła się w trawę nieobecnym wzrokiem.

-Vicia?- rzuciła Jenn.

-...Muszę wracać- mruknęła, unikając kontaktu wzrokowego.

-Boisz się?- spytał osiemnastolatek, lecz w jego głosie wyczuwalna była nuta drwiny.

-Phy! Jakbyś chciał wiedzieć po prostu mam ważniejsze sprawy do załatwienia.

-W wakacje?

-TAK, w wakacje- powiedziała stanowczo.

-Oj nie tłumacz się już, bo średnio ci wychodzi. Ciemny las, upiooorne drzewa, potwory i te sprawy. Jestem wyrozumiały- rzucił prowokacyjnie z irytującym uśmieszkiem na twarzy.

Westchnęłam, przymykając powieki. Czy naprawdę chociaż raz nie mógł się powstrzymać od kąśliwych uwag? Najwyraźniej jednak wywalone poza skalę ego nie mogło się powstrzymać od włączenia trybu samca alfa i poirytowania innych.

-...Wiesz co? Tak czasami się zastanawiam, czy to całe jechanie po innnych sprawia ci przyjemność, czy zwyczajnie leczysz nim kompleksy, bo masz małego?

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz