Tym razem trochę później niż zwykle ale za to rozdział jest naprawdę długi;)
____________________________________________
Wyludnienie nawet niewielkiego miasteczka było skomplikowane i wiązało się z konsekwencjami. Przede wszystkim trzeba było zapewnić ludziom miejsce zamieszkania, do póki problem nie zostanie rozwiązany. Kolejnym ważnym aspektem było w ogóle opanowanie całej tej sytuacji. Strach to naturalny odruch ludzki. Nie ma się co dziwić, że na wiadomość w środku nocy, że za kilka godzin miasto będzie tak napromieniowane, że wszyscy tu obecni wchłoną dawkę śmiertelną, mieszkańcy zaczęli panikować.
Wojsko nie miało w zwyczaju owijać w bawełnę, więc od razu zasugerowano, żeby ci którzy mogą, udali się do daleko położonych domów swojej rodziny. Ci niemający rodziny w promieniu kilku stanów, udali się do specjalnej placówki, zbudowanej z myślą o takich właśnie incydentach. Po niecałych dwóch godzinach Newburg wiało pustkami. Wtedy też do akcji wkroczył as w rękawie najważniejszej amerykańskiej jednostki wojskowej - autoboty. Cybertrończycy mieli jak najszybciej znaleźć źródło dziwacznej anomalii. Nie wątpili jednak, że mają z tym związek ich odwieczni wrogowie, dlatego gdy tylko dwa decepticony zawitały do opuszczonego miasta, boty nie przepuściły takiej okazji...
***
-...Coś długo go nie ma- prychnął Ironhide, wpatrując się w piaszczystą, leśną drogę.
-Megatron nie byłby taki głupi, by narażać na zgaśnięcie dwóch członków swojej załogi- rzekł poważnie Optimus -Zaraz się pojawi.
-Zapłacicie nam za to!- krzyknął Breakdown, który miał niezbyt przyjemną pobudkę.
Potraktowany paralizatorem stracił przytomność, a po przebudzeniu był już skrępowany przez wroga.
-Przymknij się, tłuku- warknął Bulkhead, szturchając go kulą burzącą, czemu odpowiedziało warknięcie.
-Nie będziesz taki wyszczekany, jak już się uwolnię!- syknął z jadem niebieski.
-Tyle że to nie nastąpi- prychnął autobot, widać było że działa mu na nerwy.
-Wystarczy- wtrącił lider, podchodząc do członka załogi -Bumblebee, zamień się z nim i popilnuj Breakdowna.
Podirytowany autobot podniósł ręce w geście poddania się, po czym poszedł w tylną stronę.
Barricade się nie odzywał. Stał opierając się ramieniem o ścianę jakiegoś budynku, skrepowanymi rękami trzymając okolice rany. Wyciek energonu znacznie osłabiał decepticona, a honor nie pozwalał przyjąć pomocy od Ratcheta, medyka botów. Kodeks decepticoński wyraźnie mówił: przyjęcie jakiejkolwiek pomocy od wroga jest równoznaczne z dezerterstwem. W szeregach conów tej zasady nie przestrzegał jedynie Starscream, więc postąpienie w podobny sposób zniżałoby go do jego poziomu.
Nagle na skraju piaszczystej drogi rozbłysła lazurowa poświata. Wszystkie optyki skierowały się w tamtą stronę, obserwując portal. Po chwili w moście ziemnym pojawił się sam lider wrogiej frakcji, powoli idąc w ich stronę. Zaraz za nim kroczyła pełna obstawa klonów. Widząc to drużyna Optimusa naszykowała blastery, w razie gdyby Megatron nie planował odbić członków swojej załogi pokojowym sposobem.
-Optimus Prime...- rzekł nisko tyran, zatrzymując się naprzeciwko lidera -Kto pozwolił ci tknąć moją armię?
-Megatronie, nie zamierzam z tobą walczyć- rzekł czerwono granatowy, robiąc krok do przodu -Wydam ci twoich tylko pod kilkoma warunkami. Nie podejmuj pochodnych decyzji, w przeciwnym razie dojdzie do rozlewu energonu.
CZYTASZ
Zanim nastanie noc
Science FictionJedna z wielu na pierwszy rzut oka identycznych prowincji w Stanach. Nic nadzwyczajnego - zwykła, spokojna i bezpieczna dziura. Powszechnie jednak wiadomo, że nic nie trwa wiecznie. Pewnego felernego dnia ktoś, a raczej coś, zaczyna masowo mordować...