Rozdział 14

1.1K 96 32
                                    

Jest i kolejny rozdział;)

Bez zbędnych opisów, powodzenia na egzaminach ósmoklasiści + wszyscy wracający do szkoły!!

____________________________________________

Westchnęłam. No i wracamy do punktu wyjścia. To będzie naprawdę trudna rozmowa...

-Po prostu masz do nich uprzedzenie i nie dopuszczasz do siebie myśli, że może być inaczej. Niestety tak działa ludzki umysł- kontynuowałam.

-Przestań bawić się w psychologa.

-Próbuje ci coś tylko wyjaśnić- westchnęłam, lecz mi przerwał.

-Nie zamierzam słuchać tych bzdur. Megatron zrobił ci wodę z mózgu- westchnął zirytowany. Już chciałam coś powiedzieć, lecz on zrobił to pierwszy -Nie! Przestań! Po prostu przestań- jęknął, łapiąc się za głowę. Załamany przejechał ręką po twarzy, zastanawiając się nad czymś -...Na razie zostajesz w bazie. Jednak jest jedna zasada: nie wychodzisz na zewnątrz bez mojej wiedzy. Rozumiesz?

-...Ta- przytaknęłam krótko.

-Wspaniale. A teraz idziesz ze mną- mruknął, otwierając drzwi.

-Gdzie?- jęknęłam sama do siebie.

Tak jak myślałam, na to pytanie nie uzyskałam odpowiedzi. Ruszyliśmy wzdłuż wąskiego korytarza w stronę dużego pomieszczenia. Jak się po chwili okazało była to stołówka.

Mężczyzna podszedł do dużej lodówki, chwytając jakąś zawiniętą w folię kanapkę, po czym wrócił w moją stronę, siadając przy jednym ze stolików. Zrobiłam to samo, znajdując się naprzeciwko niego. Brunet podał mi jedzenie, po czym oparł głowę na ręce, wzdychając. Bułką nie pogardziłam, bo byłam naprawdę bardzo głodna.

-...Posłuchaj- zaczął po chwili ciszy -Mam szczerą nadzieję, że mówiłaś prawdę i nie kontaktowałaś się z nimi po to, by nam zaszkodzić.

-Już to ustaliliśmy.

-W porządku, powiedzmy że ci wierzę. Jednak gorzej jest z moją siostrą- westchnął skonsternowany -Jest wściekła. I w sumie się nie dziwię, bo zrobiliśmy dla ciebie naprawdę wiele.

-William- rzekłam stanowczo -Nie miałam zamiaru wam zaszkodzić. Wiem, spierdoliłam i to tak po całości, nie mówiąc wam o tym. Ale po prostu bałam się waszej reakcji, bo wiem że decepticony to wasi wrogowie.

-Nie zmienia to faktu, że Bethany jest wściekła. Postaram się z nią porozmawiać, ale do tego czasu zostajesz w bazie. I nawet nie próbuj szukać decepticona- powiedział poważnie.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego w szoku.

-To oni nie wrócili na Nemezis?

-Jeden z nich nie.

-Kto?!

-Na to pytanie nie uzyskasz odpowiedzi- mruknął zmęczony.

-William, no błagam!- krzyknęłam, gestykulując -Co zmieni fakt, że się dowiem? Nic! Proszę, chcę wiedzieć, co ci szkodzi?- jęczałam.

-...Barricade.

-Czemu?!- żachnęłam się.

-Boże, wiedziałem że tak będzie- westchnął pod nosem -Bo Megatron spełnił tylko jeden z warunków.

-Co z nim?- spytałam przejęta.

-Żyje- burknął cicho.

Wetchnęłam, patrząc się w pustkę. W zasadzie to nie widziałam wyjścia z obecnej sytuacji. Ostatnio życie miało tą zajebiście dużą skłonność do rzucania mi kłód pod nogi.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz