Rozdział 10

3.7K 190 48
                                    

Wiechaliśmy do lasu.

-Nie możecie go po prostu namierzyć?- spytałam, jakby to było oczywiste.

-Moglibyśmy, tylko wyrwał sobie nadajnik- burknął.

Podjechaliśmy w tamto miejsce, gdzie niegdyś znajdowała się jego kryjówka.
Wysiadłam z auta, a samochód przemienił się w robota.

-Nic tu nie ma- jeknęłam.

-Nieistotne. To ty teraz sobie tam go szukaj ale i tak gwarantuje, że nie znajdziesz!

Przez ponad kilkanaście minut łaziłam po lesie, przeczesując teren. Po chwili jednak wróciłam w stronę policyjnego radiowozu.

-Zmarnowałaś tylko pół godziny mojego cennego czasu!

-To nie ma sensu- westchnęłam tylko spoglądając w dal -Mógłbyś... podjechać ze mną pod mój dom?

Przeginałam. Wiedziałam, że przegięłam. Znając życie tylko się wkurwi i znowu będzie mi grozić.

-Primusie...- westchnął zirytowany -Niech ci będzie ale mam szczerą nadzieję, że widzę cię po raz ostatni!

Wsiadłam do środka i pojechaliśmy w stronę miasta.

-...Wy macie jakieś nazwy, czy imiona?- spytałam po chwili ciszy.

-Tak- burknął.

-A ty masz imię?

-No a jak myślisz?

-Tak?

-Brawo!

-A powiesz mi je?

-Nie!- warknął, a ja nie drążyłam tematu.

Podjechaliśmy pod mój dom.

-Dzisiaj w nocy go poszukamy?- spytałam.

-Ile razy mam ci to powtarzać?! Ja będę szukał! Ty masz tylko zadzwonić jeśli go zobaczysz!

-To pójdę sama- rzekłam stanowczo.

-Jeśli chcesz, żeby cię zabił, to droga wolna!

-I tak pójdę!

-Mam to gdzieś! Masz rację, idź tam, niech cię zabije, jednego węglowca mniej!

Wyszłam z samochodu z trudem powstrzymując się od trzaśnięciem  drzwiami. Odwróciłam się napięcie i weszłam do domu.

***

Cały czas myślałam o Johnie. Miałam mieszane odczucia. Czemu miałam dziwne wrażenie, że ostatnio nie traktuję go tylko jako przyjaciela? To prawda, był dla mnie najbliższą osobą ale czy to musiało znaczyć, że...?

Nie. Teraz mam ważniejsze zmartwienia niż moje uczucia. Priorytetem było znalezienie go!

Podeszłam do szafy, wyciągając czarne dresy i czarną bluzę. Przeglądałam jeszcze półki w poszukiwaniu jednej rzeczy... Jest! Wyjęłam z jednej szuflady kamizelkę kuloodporną mojego brata, którą zakupił kiedyś, bo stwierdził, że "Lepiej dmuchać na zimne" i kto wie, czy kiedyś się nie przyda. Dziękowałam mu za to w myślach, bo ten moment był idealny. Dzięki niej będę czuła się chociaż troszkę bezpieczniej.

Gotowa zakluczyłam dom i wyszłam na ulicę, układając w głowie plan. W ręce miałam telefon z otwartymi kontaktami.
Będę spacerowała ulicą, gdy Bersh mnie zobaczy, znowu będzie chciał mnie zabić, a ja szybko grając na zwłokę, wykręcę numer robota. On go złapie i każe wyśpiewać, gdzie jest John. Tym sposobem wszyscy będą szczęśliwi!

Musi się udać.

Zanim nastanie noc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz