Kołderkowy upiór w obrusie

27 6 0
                                    

NOIR*

   Leżałem spokojnie z zamkniętymi oczami, zastanawiając się, czy umierałem bardzo czy jednak tylko trochę i doszedłem do wniosku, że jednak, niestety, była to ta druga kategoria, a co gorsze, chyba ogólnie mi się polepszało, ponieważ czułem na piersiach rozchodzące się ciepło. 

   Uchyliłem podejrzliwie jedno oko, aby upewnić się, czy poczucie ciepła pochodziło od Przekleństwa Jaskółki, które utrudniało mi wykonywanie mojej bardzo ważnej misji czy może jednak tak dziwnie reagowałem na zajmujące się mną studentki. Spod przymrużonej powieki dostrzegłem jak przez mgłę dziewczynę chlastającą warkoczami powietrze jak dwoma zabójczymi katanami walczącymi ze smogiem. Panienka musiała być ode mnie młodsza lub niewiele starsza. Sprawiała wrażenie skupionej na ściąganiu ze mnie koszulki na ramiączka, starając się nie zrobić mi najmniejszej krzywdy, mimo iż żadnego uszczerbku z jej rączki odnieść nie mogłem. Wykonywała to wszystko tak delikatnie, że ściągnięcie ze mnie odzieży stanowiło wyzwanie porównywalne do rozbrojenia bomby przez sapera-amatora. Jej koleżanka aż tak pomocna nie była. Czułem jak trzymała mnie niepewnie za bark, unosząc do siadu, ale szło jej to tak miernie, że musiałem na kilka sekund przestać udawać nieprzytomnego i niemo jej pomóc, co chyba momentalnie spostrzegła, bo uśmiechnęła się z ulgą. Ostatecznie dziewczyny heroicznie ściągnęły ze mnie czarną koszulkę, zostawiając mnie na wpółobnażonego. 

- Was? - jęknęła siostra w różowym mundurku, wlepiając się ze zdumieniem w moją klatkę piersiową, jakby będąc pod wrażeniem mego zniewalającego sześciopaka, który miał się objawić za pięć lat. 

   Druga siostrzyczka upuściła mnie na poduszki, co dość solidnie poczułem na własnym kręgosłupie, padając na twardy, szpitalny materac i niewyklepaną poduszkę. Po chwili byłem już okryty pierzyną, a studentki patrzyły na mnie z mieszaniną przerażenia i lęku. 

Was jetzt? - spytała ta, która naraziła mnie, odtwórcę roli poturbowanego pacjenta, na upadek i nowy problem pielęgnacyjny. 

Bedecke ihn. Lass uns den Rest waschen - mruknęła panna z warkoczami, a ja zmarszczyłem podejrzliwie brwi, nie rozumiejąc, co niby miało znaczyć "Las ud ten Rex kaszel". 

   Medycyna była dziwna. Pracownicy ochrony zdrowia używali jakiegoś skomplikowanego slangu niepojętego przez zwykłych śmiertelników. I bądź tu człowieku mądry, zastanawiając się, na czym polega "Rex kaszel". To pewnie jakaś groźna odmiana gruźlicy, która weszła mi na uda... Tylko jak ona mogła zidentyfikować kaszel, skoro nie pokasływałem? Chyba, że siostrunia była tak utalentowana, że przewidziała, iż będę kaszleć... I że wybiorę się do lasu, gdzie załapię to choróbsko...

   Zamknąłem prawe oko i niczym zawodowy ninja uniosłem lewą powiekę, aby móc poszpiegować drugą pielęgniarkę odznaczającą się rudym kombinezonem i granatowym kucykiem. Albo na odwrót... Jeszcze w głowie mi się kręciło od uderzania samochodu, zaś kolory mieszały się w oczach niczym podwójna tęcza na niebie. Nastolatka wyglądała na zestresowaną do granic możliwości. Wręcz widziałem jej bijące serce i trzepoczącą po motylemu pierś gotową wyfrunąć do ciepłych krajów. Nie wiedziałem, czym tak bardzo się zamartwiała, ale gdy podwinęła mi kołdrę na brzuch doznałem nagłego oświecenia. Nie wiedzieć czemu, poczułem wyrzuty sumienia, że ta biedna Marokanka musiała się przeze mnie demoralizować, co przychodziło jej z trudem. Że też nikt tego nie widział! Znaczy... Jej wątpliwości natury etyczno-moralnej, a nie rozbieranego mnie, bo akurat ja byłem odsłonięty jak stróż w Boże Ciało, gdyż szpitala najwidoczniej nie było stać na parawany zapewniające pacjentom intymność. 

   Studentki zabrały się do ściągania mi spodni i namaczania gazików w misce z pianą. Rudowłosej siostrzyczce łapki latały jak postronki, tak się bidulka mnie bała... Albo nie do końca mnie, a samego faktu, że musiała mnie rozebrać. Może obawiała się, że wezmę jej ruchy za jakiś niestosowny podryw? Przez półprzymknięte oko widziałem, że była ładna, ale... Nie miałem o niej żadnych zboczonych myśli. Po prostu wyglądała jak nierozwinięty pączek, który na wiosnę rozkwitnie w pełnej krasie. Osobiście wolałem być obserwatorem, który te śliczne kwiatki oglądał z daleka niż pszczołą, która je pracowicie zapylała. Po prostu... Zamknąłem oczy, nie chcąc dręczyć się widokiem tej załamanej duszyczki, chociaż w środku było mi z jej powodu bardzo przykro. Męczyła się bidulka niemiłosiernie. 

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz