Legendarna ścierka mocy (Multiwersja cz.4)

52 4 49
                                    

   Zza białego, błyszczącego czystością blatu wychyliła się czarna, roztrzepana, dziecięca główka. Szare tęczówki chłopca z podekscytowaniem rozejrzały się po kuchni dla sprawdzenia, czy teren, który przyszło mu zbadać, na pewno został opuszczony przez wrogów. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Po pomieszczeniu nie kręcił się bury kot, który uwielbiał zrzucać doniczki z parapetu, nie kręcił się też żaden dorosły, który mógłby przeszkodzić mu w jego wielkim, skomplikowanym planie. Nawet kukułka siedząca w przedwojennym, drewnianym zegarze, nie wystawiła dziobka z bezpiecznej kryjówki. NoIr uśmiechnął się chytrze pod nosem. Można było psocić. 

   Chłopiec ostrożnie wysunął się zza blatu i stanął na palcach, aby chociaż w minimalnym stopniu móc dojrzeć to, co tak bardzo kusiło go swoim zapachem. Tak jak się spodziewał, niedaleko piekarnika leżał talerz wypełniony okrągłym, płaskim, jeszcze parującym ciastem wydzielającym wokół przyjemną woń migdałów. NoIr wciągnął w nozdrza nieziemski zapach i oblizał usta. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie najstarszy członek rodziny weźmie nóż, przekroi wypiek na 5 kawałków i poczęstuje nim każdego z osobna, nawet jego tatę, który jako zatwardziały wyznawca religii shintō spluwał na przyrządzane przez babcię tradycyjne galette. Gdy każdy już otrzyma należną mu porcję, NoIr włoży chrupkie ciasto do ust i zacznie rozpływać się nad jego smakiem, przy okazji szukając w środku ziarenka fasoli, które dałoby mu prawo do założenia na skronie papierowej korony i zostania Królem Dnia. Co prawda, bardziej wolał być księżniczką. Te zawsze nosiły kolorowe sukienki, błyszczącą biżuterię i tiary, ale od biedy bycie monarchą też mu wystarczyło.

   Zanim jednak to miało nastąpić, całą rodziną mieli udać się na mszę do Église Saint-Louis des Chartrons, a później wziąć udział w przechodzącym ulicami miasta Orszaku Trzech Króli, którzy przejeżdżaliby konno na czele pochodu. Z odrobiną szczęścia może nawet udałoby mu się pogłaskać jakiegoś konika. Tak, zdecydowanie zjedzenie galette i zabawa z przepięknej maści rumakiem było czymś, na co NoIr z niecierpliwością czekał cały rok. 

   Teraz jednak stojąc tak blisko pyszniutkiego ciasta nie mógł się powstrzymać, aby nie zjeść maleńkiego kawałeczka trochę wcześniej. Nikt by raczej nie zauważył, gdyby uszczknął kilka okruszków. Ośmielony panującą w kuchni pustką, wychylił się jeszcze bardziej na palcach, próbując dodać sobie centymetrów i sięgnął rączką w stronę wypieku. Galette było już tak blisko. Od pełnego szczęścia dzieliły go raptem setne milimetrów i gdy już miał połączyć się z upragnionym deserem, usłyszał nagły świst, a na skórze dłoni poczuł piekący ból, od którego aż odskoczył i przyciągnął do siebie z sykiem pulsującą łapkę. 

   To jednak nie był koniec. Zaraz potem na jego pomierzwione włosy i ramiona przykryte białą, kościółkową koszulą z kołnierzykiem spadły kolejne razy zwiniętej w rulon kraciastej ścierki. 

- Przestań! - syknął NoIr, kuląc się przed uderzeniami podobnymi do smagnięcia bicza.

- Jak śmiałeś, smarkaczu, ruszać galette?! - krzyknęła rozzłoszczona babcia, wymierzając kolejne uderzenia w odsuwającego się coraz bardziej w stronę wyjścia z kuchni, NoIr - Najpierw kościół, potem orszak i na koniec ciasto! Ile razy trzeba ci to powtarzać, zanim trafi to do twojego pustego, chińskiego łba?!

   NoIr zwęził usta, przygryzając dolną wargę, aby w ten sposób powstrzymać napływające do oczu łzy. Tak jak jego kot bał się spadających na podłogę ogórków, tak on obawiał się kraciastej, babcinej ścierki, która królowała w kuchni jako ekspertka od czystości i cesarzowa wszelkich broni. Rodzinna legenda głosiła nawet, że babcia Célia przegoniła w ten sposób rabusia, który włamał się swego czasu do ich mieszkania przez otwarte drzwi balkonowe. Patelnia chwycona przez rzezimieszka do samoobrony pękła na dwoje, a sam złoczyńca ostatecznie skończył w szpitalu po bezbłędnym ciosie ścierką poprawionym w dodatku laczkiem. Zdecydowanie Noël nie chciał podzielić jego losu, zwłaszcza, że bardzo lubił swoją głowę. Może i wyglądał trochę inaczej od reszty przez swoje łagodne rysy twarzy, ciut szersze skrzydełka nosa oraz delikatnie skośne oczy, ale to jeszcze nie był powód do godzenia się na dekapitację. 

Grinoire |Miraculous| - w trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz